Info

Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec7 - 0
- 2024, Maj10 - 0
- 2016, Styczeń1 - 2
- 2015, Listopad1 - 0
- 2015, Październik1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2015, Lipiec2 - 0
- 2015, Czerwiec6 - 0
- 2015, Maj20 - 0
- 2015, Kwiecień18 - 0
- 2015, Marzec7 - 0
- 2015, Luty2 - 0
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Grudzień2 - 0
- 2014, Listopad2 - 0
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień1 - 0
- 2014, Sierpień5 - 0
- 2014, Lipiec3 - 0
- 2014, Czerwiec4 - 0
- 2014, Maj4 - 0
- 2014, Kwiecień1 - 0
- 2014, Marzec3 - 0
- 2014, Luty5 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Październik4 - 2
- 2013, Wrzesień8 - 0
- 2013, Sierpień8 - 4
- 2013, Lipiec11 - 0
- 2013, Czerwiec3 - 0
- 2013, Maj5 - 0
- 2013, Kwiecień7 - 0
- 2013, Marzec3 - 0
- 2013, Luty5 - 0
- 2013, Styczeń1 - 0
- 2012, Grudzień3 - 0
- 2012, Listopad2 - 0
- 2012, Październik3 - 2
- 2012, Wrzesień10 - 1
- 2012, Sierpień8 - 0
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec9 - 0
- 2012, Maj8 - 3
- 2012, Kwiecień10 - 6
- 2012, Marzec13 - 4
- 2012, Luty8 - 0
- 2012, Styczeń6 - 0
- 2011, Grudzień10 - 0
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień8 - 0
- 2011, Sierpień12 - 0
- 2011, Lipiec12 - 0
- 2011, Czerwiec10 - 0
- 2011, Maj5 - 1
- 2011, Kwiecień10 - 1
- 2011, Marzec6 - 0
- 2011, Luty10 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień6 - 0
- 2010, Listopad5 - 0
- 2010, Październik1 - 0
- 2010, Wrzesień4 - 0
- 2010, Sierpień13 - 3
- 2010, Lipiec11 - 1
- 2009, Maj4 - 0
- 2009, Kwiecień9 - 0
- 2009, Marzec2 - 0
- 2008, Listopad2 - 0
- 2008, Październik2 - 0
- 2008, Wrzesień3 - 0
- 2008, Sierpień11 - 1
- 2008, Lipiec11 - 0
- 2008, Czerwiec12 - 1
- 2008, Maj14 - 1
- 2008, Kwiecień15 - 0
- 2008, Marzec15 - 0
- 2008, Luty8 - 0
- 2008, Styczeń4 - 0
- 2007, Grudzień4 - 0
- 2007, Listopad5 - 0
- 2007, Październik9 - 0
- 2007, Wrzesień14 - 0
- 2007, Sierpień6 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Góry
Dystans całkowity: | 12393.30 km (w terenie 1682.00 km; 13.57%) |
Czas w ruchu: | 632:54 |
Średnia prędkość: | 19.11 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.70 km/h |
Suma podjazdów: | 125044 m |
Liczba aktywności: | 115 |
Średnio na aktywność: | 107.77 km i 5h 48m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
100.50 km
15.00 km teren
04:46 h
21.08 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
Skrzyczne (1257 m n.p.m.)
Poniedziałek, 9 sierpnia 2010 · dodano: 09.08.2010 | Komentarze 3
W końcu jakaś nowa, nieznana trasa czyli to co lubie najbardziej:D Jeszcze rano nie byłem przekonany co do wyjazdu, prognoza nie była optymistyczna, popołudnie burzowe, spore opady... jak się okazało udało mi się uniknąć deszczu. Wyjechałem zaraz z rana, niebyło zbyt ciepło mimo tego przyjemnie się jechało. Do Oświęcimia średnia wyszła ponad 30km/h. Do Kęt zajechałem jak za najlepszych czasów, byłem tam w nieco ponad 50min a średnia spadła do około 29km/h. Na BP tradycyjnie krótkie tacho i dalej na Żywiec. Wzdłóż jeziora jechałem już spokojniej podziwiajac widoki. W Tresnej zaczynalem być już głodny, srednia wynosiła już 27km/h i zaczynałem myśleć gdzie zrobić postój. W pietrzykowicach zatrzymałem się w sklepie kupić ciastka i fante które skonsumowałem na przystanku w Lipowej. Strasznie mi smakowały te ciastka a najważniejsze dały siły na dalszą jazde. Dzięki wiedzy z internetu bez problemów trafiłem na właściwą trase. Trzebe minąć szlaban i jechać w kierynku strzelnicy. Asfalt lekko wznosi się do góry, następnie przechodzi w szutrowy ostrzejszy odcinek zakręcający w prawo i po 200 metrach znów pojawia sie asfalt który ciągnie się jeszcze przez jakieś 2,5-3km poźniej jest 4-4,5km szutrowej drogi i około 200 metrów podprowadzenia niebieskim szlakiem. Ogólnie podjazd jest prostszy niż się spodziewałem. Trasa jest bardzo malownicza, jazda tam to sama przyjemność. Następnym razem planuje podjechać na około dolinki a następnie granią na Małe Skrzyczne, Malinowską skałke i Salmopol:) Na szczycie widok troche mnie zaniepokoił, Bielsko i Żywiec były spowite w czarnych chmurach, myśle że konkretna burza przechodziła tamtędy. Na szczęście na Skrzycznym świeciło słońce a na południu było czyste niebo. Kusiło mnie żeby jechać granią jednak w pamięci miałem ostatnie wycieczki gdzie łapały mnie burze wiec odpuściłem i wróciłem tą samą drogą którą podjechałem. Kiedy dotarłem na stacje w Pietrzykowicach Skrzycznego już nie było widać zza chmur... Widać było że zaczęło tam mocno padać, udało mi się tym razem...:) Chciałem z Pietrzykowic dojechać na rowerze do Bielska coby napić się Brackiego i zjeść bułke z pieczarkami, jednak przeczucie podpowiadało żeby wsiadać do pociągu, co też uczyniłem. Kiedy kupowałem bilet u konduktorki rozpętała się potężna burza, mocny wiatr i ulewa. W takiej sytuacji kupiłem bilet do Libiąża i dojechałem do Czechowic, tam presiadłem się na Oświęcim. Strasznie szybko leciał mi czas, pewnie dlatego że wciąż byłem podniecony jazdą:) W Oświęcimiu padało więc zrezygnowałem z jazdy na rowerze i wsiadłem do pociągu na Wieliczke. Nie byłem pewien czy mój bilet obowiązuje w tym pociągu więc wysiadłem w Chełmku i tam przeczekałem deszcz. Po około 30 minutach na stacji przestało padać i na spokojnie dojechałem do domu. A wieczorem znowu na pociąg i do Krakowa do pracy...








href="">640895</a>
Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
114.80 km
0.00 km teren
04:50 h
23.75 km/h:
Maks. pr.:73.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Góra Żar
Czwartek, 22 lipca 2010 · dodano: 22.07.2010 | Komentarze 0
Mimo lekkich niedogodności z rowerem postanowiłem się wybrać w ponad stukilometrową trasę:) Wybór padł na górę Żar, to jest świetne miejsce na wstępne wyrabianie formy, 7 kilometrowy podjazd z nachyleniem około 6-7%, nie można porywać się od razu "z przysłowiową młotyką na przysłowiowe słońcę" Dzień wcześniej wieczorem dosłownie na ostatnią chwilę przygotowałem rower i wyprałem ubrania rowerowe. Trochę obawiałem się wygody podczas jazdy ze względu na wspomniane wcześniej niedogodności, kierownica jest coraz bardziej krzywa oraz prawy chwyt zaczął mi pękać;/ Obróciłem ten lichy chwyt tak żebym go nie czuł pod ręką i jazda na trasę;) Zacząłem mocno i mimo lekkiego wiatru od przodu do Oświęcimia miałem średnią 29 km/h, przeleciałem przez Ośw i długa prosta na Kęty. Minąłem tam parkę na rowerach z sakwami i w Kętach byłem w niecałą godzinę ze średnią 28,3 km/h także w miarę dobry rezultat;) Niestety całe centrum Kęt jest rozkopane i nie ma gdzie przytachować więc dociągnąłem do BP gdzie nie było Brackiego!;/ Pech straszny... zjadłem tam dwie kanapki, batonika, napiłem się wody pogadałem z Ewą i pojechałem na Międzybrodzie. Ten odcinek jechałem już na spokojnie, coby zebrać trochę pary na podjazd:) Za Porąbką czułem się już jak w domu, górki, jezioro, przepięknie jak zawsze:D Jak ja uwielbiam ten zakręt za którym jest zjazd i widok na niemal całe jezioro Międzybrodzkie:) Zawsze przypominają mi się piękne czasy kiedy jeździliśmy całą paczką na bikach;) Zawsze na nowo odkrywam tamte miejsca i trasy... Koło mostu nad jeziorem było nawet sporo ludzi, ale ja nie przyjechałem się tam kąpać tylko zdobyć szczyt:) Przed podjazdem w sklepiku w którym zawsze kupuje wziąłem sobie fantę, odpocząłem chwilę i odlałem się za winogronami:) Podjazd zacząłem na spokojnie stałym tempem, całą drogę jechałem na 2:1, tylko na moment przy sklepie z nartami wrzuciłem 1:1... W miarę upływu kilometrów czułem spore zmęczenie, jednak ten podjazd ma taką charakterystykę że było kilka wypłaszczeń na których odpoczywałem. Podjazdy to jest to co najbardziej uwielbiam, ta walka ze sobą, ze zmęczeniem i rezygnacją... i ta satysfakcja kiedy się jest już na górze kiedy w zadowalającym tempie zdobywa się cel:) Na szczycie porobiłem zdjęcia, pooglądałem startujących lotników. Widok jak zawsze był wyśmienity. Podczas podjazdu dzwonił Przemek z wypożyczalni że będzie mnie jutro potrzebował więc zdecydowałem się wracać. Zjazd stamtąd to czysta przyjemność po drodze wziąłem jeden samochód prawie bez wysiłku, a w pewnym miejscu na prostym odcinku postanowiłem depnąć i dokręciłem do ponad 73km/h, adrenalina była spora:D Spowrotem jechałem tą samą trasą czyli na Kęty i Oświęcim. Oczywiście zrobiłem sobie przystanek nad Sołą gdzie od razu wskoczyłem do wymarzonej wody:D Później podjechałem do Ewy i umówiliśmy się na powrót do Krakowa tego samego dnia wieczornym pociągiem. Niestety w drodze powrotnej spotkał mnie trochę niemiły incydent. Na światłach w Oświęcimiu przy rynku ominąłem sobie spokojnie samochody i stanąłem na przodzie kolejki. Chyba to się nie spodobało kilku debilom w dwóch samochodach bo jak ruszyliśmy na zielonym darli mordy przez okno i pokazywali nie wiadomo co... Myślałem że mam otwarty plecak albo coś, więc się zatrzymałem ale wszystko było ok wiec pierdole tych głąbów i jadę dalej. Śmigam sobie spokojnie przez most a tam za mną autobus trąbi i próbuje wyprzedzać... Co za idiota, w końcu mnie wyprzedził i przed rondem z lewej strony nie miałem go jak wyminąć więc biorę go od prawej a ten skurwysyn zajeżdża mi drogę i specjalnie mnie blokuje... No to ja śmigam na trawę wyprzedzam tego debila i jadę już na spokojnie do domu. Następnym razem w takiej sytuacji wyprzedzę tylko blokującego lamusa i sam go zablokuje jadąc 15 km/h przed nim środkiem pasa i nie zapomnę go "pozdrowić po swojemu";) Regeneracyjnego piwka w domu nie zdążyłem wypić bo trzeba się było zbierać na pociąg do Krk...











href=''>614321</a> - powered by <a style='color:#2a88ac; text-decoration:underline;' href='http://www.bikemap.net'>Bikemap</a> </div>
Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
110.20 km
0.00 km teren
04:28 h
24.67 km/h:
Maks. pr.:60.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Wielka puszcza, pierwsza setka w tym roku :D
Czwartek, 15 lipca 2010 · dodano: 15.07.2010 | Komentarze 0
Wyjechałem rano około godziny 9:40 bez konkretniejszego planu, uznałem że wymyśle coś w drodze na Wadowice. Od rana słońce ostro prażyło, najgorzej było w miejscach gdzie remontowali drogi... Duszący zapach asfaltu i korki na 35 stopniowym upale nie nalezą do najprzyjemniejszych rzeczy;) Dość szybko zajechałem do Zatora, tam krótkie tacho i rozmowa ze starszą kobietą która się przysiadła:) Następnie szybki odcinek na Wadowice i odpoczynek na rynku. Świetnie wrócić rowerem w dawne strony:D Gdybym miał więcej czasu zgadałbym się z Hansem ale siła była także trzebabyło obmyślić dalszą trase... Powrót odpadał, objazd samym asfaltem także. Trzeba było zachaczyć o jakiś podjazd i klimatyczne miejsce. Wybór padł na Przełęcz Targanicką i Wielką Puszczę:D Byłem tam wcześniej tylko raz wiec to dobra alternatywa dla Kocierza który zdobywałem chyba ze 4 razy ze wszystkich stron:) Między Wadowicami a Andrychowem znowu roboty drogowe i wielki korek, jednak na rowerze smignąłem między samochodami i już byłem na przodzie. Na tym odcinku powoli zaczęło dopadać mnie zmęczenie, wiatr od przodu zniechęcał do mocniejszej jazdy. Kiedy dotarłem do Andrychowa zatrzymałem się w parku zjeść ciastka i napić się wody. Nagle zaczęli się kręcić koło mnie cyganie. Jakaś krowa domagała się ode mnie drobnych "paanie, dajże pan..." Kiedy odmówiłem, dobrze że starałem się być miły, podeszła do starszego dziadka i gdy tamten odmówił troche mniej grzecznie zaczeła się wydzierać i wyzywać... Oczywiście był z nią jakiś pie...lony cygański koks. Chwile potem przywlekła się jakaś inna i chciała mi trefne koszulki sprzedawać... Je...ne cygańskie sku...syny. Opuściłem tą miejscówke i ruszyłem na przełęcz. Podjazd był strasznie męczący, po ponad 50 km w takim upale, bez przygotowania siłowego na podjazdy myślałem że tam umre. Naszczęście był w miare krótki wiec dałem rade bez zatrzymania. Następnie zaliczyłem świetny zjazd, na luzie 60km/h, w pamieci miałem kure którą niemal przejechałem ostatnim razem:P Przejazd przez Wileką puszcze od tej strony to sama przyjemność, cała droge lekko z górki, prędkości rzędu 35km/h. Część drogi jest już wyremontowana, także jest coraz lepiej... Dwa lata temu ścieżka była bardzo zniszczona... WYjechałem w Porąbce i miałem dylemat, gdzie dalej jechać. Czasu do zmroku było dość dużo, wydawało mi się że siły się troche znajdzie na jakiś podjazd. Myślałem nad Hrobacza lub Żarem, jednak musiałem jeszcze zatrzymać się u Ewy a wieczorem miałem imieniny babci także postanowiłem wrócić żeby być w domu o jakiejś normalnej godzinie. W Czańcu na BP tradycyjnie kupiłem sobie Brackie. Droga od Kęt do Oświęcimia bardzo dała mi w kość, myślałem tylko o tym żeby jak najszybciej wskoczyć do Soły:) Słońce spaliło mi nogi i ręce, kark zaczynał boleć... W końcu dotarłem nad Sołcze, wykąpałem się i podjechałem do Ewy na obiad. Dobrze że się tam zatrzymałem ponieważ uniknąłem sporej ulewy która przeszła przez Oświecim. Do Libiąza wróciłem na luzie, po drodze wyprzedziłem traktor i starałem się mu uciec;) Dojechałem do domu strasznie wykończony o opalony, po drodze wypiłem co najmniej 6 litrów płynów:) Ale warto było, wieczorkiem oczywiście ze smakiem wypiłem Brackie:)href=''>614312</a> - powered by <a style='color:#2a88ac; text-decoration:underline;' href='http://www.bikemap.net'>Bikemap</a> </div>
Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
24.90 km
20.00 km teren
02:21 h
10.60 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Pilsko 1557 m n.p.m.!
Piątek, 22 sierpnia 2008 · dodano: 22.08.2008 | Komentarze 0
Pilsko 1557 m n.p.m.!Masakryczny podjazd nartostradą, obłędny downhill single trackiem na Słowacji, tego jeszcze nie było ! :D
Zeby zmieścić rower do bagażnika musiałem ściagnąć koła, wyciągnąć amortyzator, kiere i siodełko :)



Niestety rodzice wzięli aparat, naszczęście jest pare zdjęć z nartostrady i Hali Miziowej.












Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
104.00 km
25.00 km teren
06:02 h
17.24 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Szynkdzielnia 1026 m n.p.m.; Klimczok 1117 m n.p.m.; Błatnia 917 m n.p.m
Wtorek, 19 sierpnia 2008 · dodano: 19.08.2008 | Komentarze 0
Szynkdzielnia 1026 m n.p.m.; Klimczok 1117 m n.p.m.; Błatnia 917 m n.p.mSzyndzielnia




Klimczok







Grań



Błatnia













Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
200.33 km
30.00 km teren
10:33 h
18.99 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Jałowiec 1111m n.p.m.
Czwartek, 7 sierpnia 2008 · dodano: 07.08.2008 | Komentarze 1
Jałowiec 1111m n.p.m.Wczesny ranek. Nad horyzontem leniwie wznosi się wschodzące odcieniami czerwieni słońce. W pół uśpiony wykonuję kilka automatycznych procesów.... mycie, jedzenie, pakowanie sprzętu... Zamykam drzwi... Nad łąkami unosi się poranna mgiełka a chłodny wiatr sprawia że oznaki snu znikają. Równo o 6 wyjechałem. Szybko znalazłem się w Zatorze, potem rynek w Wadowicach i halt ;) Zjadłem to co sobie przygotowałem będąc sam w domu. Świetnie się zorganizowałem, kolacja, browarki, śniadanie, jedzenie na trase, picie, wszystko to co najlepsze. Na starej mapie zaznaczyłem przebieg szlaków na Jałowiec. Prawde mówiąc niegdy nie jechałem za Wadowice (właściwie za skręt na Ponikiew:) Bardzo dobrze bo nie nudzą mnie znane trasy :) Nawet jak się pogubie to dam sobie rade... Odpowiednie nastawienie musi być. Droga na Suchą była trudniejsza niż dotychczas. Było kilka podjazdów a ruch znacznie się zwiększył. Dzięki widokom bardzo przyjemnie pokonywało się kolejne kilometry. W Suchej stuknęło 60km, przyszła pora na odpoczynek. Było już ciepło więc zamiast bluzy włożyłem koszulke rowerową, zjadłem 2 śniadanie na rynku i kupiłem wode na dorge. w Suchej zaczęła się prawdziwa jazda. Z rynku pojechałem na Podksięże, zaczęły się lać strumienie potu :) Podjazd miał większe nachylenie na kilometrze niż Hrobacza, tylko był krótszy, miał z 2,5 km. Niespodzewiałem się tego. Wg mapy miałem jechać czerwonym szlakiem. Dlatego pojechałem prosto za szlakiem a nie w lewo zielonym szlakiem rowerowym. Kilkaset metrów dalej wjechałem w las i trawersowałem jakąś górke. Zauważyłem że znaki szlaku są zamalowane. Nie wracałem się, gdzieś przecież wyjade... Scieżka zrobiła się stroma a dalej zarośnięta. Musiałem znaleźć droge w dół. Trafiłem na ostry zjazd po kamieniach, kawałek musiałem sprowadzić, raz się wywaliłem ale zjechałem. Minąłem potok i wjechałem na asfalt. Pogodałem z miejscowym który pracuje niedaleko Libiąża, okazało się że jestem z powrotem w Suchej na czarnym szlaku :) Zdecydowałem że pojade do Stryszawy i z tamtąd żółtym i niebieskim na Jałowiec. Od głównej drogi było tam 7km cały czas lekko pod górke, wybierający odcinek. W sklepie kupiłem Żywca na szczyt i wode na trase :) Znak mówił że szlak już wkrótce. Ale nigdzie go nie widziałem, dojechałem do końca asfaltu i nic. Była tylko jakaś ścieżka oznaczona żółtą kropką, więc wjechałem na nią. Kilkaset metrów podjazdu dalej zobaczyłem że robi się zbyt ostra, wąska, kamienista a środkiem spływa woda. Popytałem ludzi jak się dostać na szczyt i każdy mówił co innego... Wybrałem droge asfaltem i zielonym szlakiem. Dojechałem do kościoła i jakiegoś ośrodka rekolekcyjnego a tam zagrodzone i nie ma przejazdu dalej... Trzeba zjechać... Myślałem że nie uda się wyprawa, wtedy przypomniałem sobie o drodze ze Stryszawy na Zawoje. Rzut okiem na mape i jade na przeł Przysłop :) 5km podjazd, podobny do przeł kocierskiej, może nawet troche trudniejszy. Czułem duże zmęczenie podczas tej wspinaczki. Na końcu zobaczyłem tą ławkę... Skąd ja ją znam? Przypomniałem sobie że Mikołaj jechał tędy na Zpane i ma na niej zdjęcie. Teraz ja na niej siedze i pije browar:D Wspaniała miejscówka, widoki, klimacik... Miałem już około 100km w nogach w tym sporo podjazdów, słońce ostro grzało a przede mną droga na szczyt. Pojawiły się pierwsze wątpliwości, czy dam rade itp... Skoro już przejechałem tyle, musialem zdobyć tą górę. Jechałem trawersem Kiczory, nie było sensu na nią wjeżdzać. Z czerwonego szlaku było widać beskid żywiecki, Police, Babią góre, Pilsko. Wiedziałem że dobrze zrobiłem, juz mogłem powiedzieć że to najlepszy szlak jakim jechałem. W pełnym słońcu, ze świetnymi widokami, szeroką szutrową ścieżką. Ten trawers był jednym z najlepszych odcinków. Przeżyłem tam chwile grozy, jechałem polanką około 35kmh, słońce mocno świeciło od przodu i za zakrętem zaczynał się lasek. W lesie było ciemniej i wjeżdzając przez moment nic nie widziałem (oko musiało się przyzwyczaić do różnicy w oświetleniu) Okazało się że było tam błoto, nie wiem jak ale udało mi się wyjśc z tego bez wywrotki :) W ostatniej chwili ominąłem największe błoto a oponki zrobiły reszte i wyprowadziłem rower z pośłizgu:) W Smyrakach pojechałem prosto na Śpikówke i na zielony szlak prowadzący do żółtego. Bywały trudniejsze odcinki ale wszystko w 100% przejezdne, prawdziwa esencja MTB. Na przeł Opaczne zjechałem do schroniska, podobno dawna zbójecka melina. Słyszałem że pra pra babka właściciela była zbójnicą znaną w okolicy jako Kasiana hehe :) Bardzo klimatyczne miejsce. Gospodarz poradził mi zjeżdzać poza szlakiem, drogą odbijającą w prawo przed szczytem. Zjadłem obiad, kupiłem wode i spędziłem troche czasu leżac na ławeczce podziwiając góry :) Wróciłem na żórty szlak, kilka minut później zrobił się tak stromy że musiałem podprowadzać. Zobaczyłem ludzi schodzących z góry, przywitałem się i zaczęła się rozmowa :) Okazało się że przyjechali z Bielan koło Oświęcimia a syn jednej z kobiet ożenił się w Libiązu :) Atmosfera zrobiła się bardzo serdeczna, pogawędziliśmy chwile, Pani spytała czy mam coś do jedzenia i czy nie jestem aby głodny. Powiedziałem że zjadłem w schronisku a w plecaku już nic nie mam... Dostałem jedzenie na droge i propozycje powrotu z nimi do Oświęcimia :D Miałem jeszcze troche do przejechania, dlatego zrezygnowałem z podwózki... Pożegnaliśmy się i ruszyłem dalej bogatszy o szproty w pomidorach (do wyboru miałem jeszcze w oleju), kilka kromek chleba i kolejne wspaniałe wspomnienia :) Droga zaczynała robić się przejezdna, wpiąłem SPD i dalej zółtym przed siebie. Kiedyś przebiegała tamtędy granica, szlak był szeroki i komfortowy. Kilkanaście minut póżniej byłem już na szczytowej polanie. Zdecydowanie najlepsze miejsce na jakim byłem rowerem, beskid mały się nie umywa... Genialny widok od Babiej aż do jeziora Żywieckiego, niestety czas mnie gonił i po 10 min musiałem się zbierać. Wkońcu miałem już koło 110km na liczniku. Wróciłem się kawałek żółtym szlakiem i skręciłem w lewo jak mi radził gospodarz schroniska. Puściłem hamulce i rura, zacząłem dziki zjazd, chwiliami ponad 50kmh leśną ścieżką. Droga była szeroka i prosta, niekeidy trzebabyło uważać na kamnienie i gałęzie. Wjechałem na żółty szlak do Stryszawy, jednak po chwili go zgubiłem i dalej grzałem bliżej nieokreśloną ścieżką :) Kilka razy szarpało kierownicą ale przy tej prędkości to normalne, pod koniec musiałem zwolnić bo jakiś samochód zjeżdzał i nie dało się go wyprzedzić... Okazało się że zjeżdzałem jakąśdrogą przeciw pożarową. Część terenowa dobiegła końca. Ze Stryszawy do Suchej jechałem już na luzie asfaltem. Tam zjadłem smaczną zapiekankę i podjąłem decyzje o powrocie na rowerze. Nie było sensu czekać tyle czasu na pociąg i płacić za przejazd... Pomyślałem że w 3h spokojnie zajade i będę w domu przez zmrokiem. Do Wadowic jechało się znacznie lepiej, bardziej w dół niż w góre :) Do Zatora jak zawsze przyjemnie i do Libiąża dłuższym wariantem przez wioski. Po drodze wstąpiłem do Bon tonu po Żywca a tam spotkałem Weronike, Ize i Dominika :) Wpadłem do Babci na spóżniony obiad, jak zawsze wyjątkowo smaczny i obfity :) Pokreciłem się nocą po okolicy i wróciłem do siebie. Dałem rade tej trasie! Nastawienie odegrało ważną role, musiałem też rozjeździć się przez 2 dni po okolicy... Zresztą... najważniejsze że wszystko się udało. Syta wyprawa...
Kilka moich zdjęć z komórki i...





kilka z internetu...






Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
151.30 km
40.00 km teren
08:41 h
17.42 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Nocna jazda na Żar i grań z Żaru na Leskowiec
Poniedziałek, 28 lipca 2008 · dodano: 28.07.2008 | Komentarze 0
Nocna jazda na Żar i grań z Żaru na LeskowiecOd dawna myślałem o wycieczce na Żar nocą. Kupiłem baterie do świetełka i wyjechałem o 21 jak już się ściemniało. Jechało się świetnie ale za Oświęcimiem zaczął wiać wiatr od przodu a światełko troche się obluzowało i opadało w dół. Z jednej strony podczas nocnej jazdy jest fajny klimat, a z drugiej jest troche nudno bo widać tylko kilka metrów drogi przed sobą i jakieś świetła w oddali. Przed Kętami w oddali widać było Żar i Hrobaczą. W Kętach poprawiłem lampke ubrałem bluze bo zrobiło się chłodniej i chwile zrestowałem. Potem wpadłem na BP kupić wode i ruszyłem dalej. W lesie przed Parąbką było totalnie ciemno, świetnie tam wyglądało rozgwieżdzone niebo. Cały czas jechałem z głową w górze :) Wkońcu dojechałem do jeziora, świetnie wyglądały światła okolicznych wiosek odbijające się od wody... W Międzybrodziu Żywieckim przez podjazdem zrobiłem dłuższego resta. Spociłem się troche i źle się jechało ostatnie kilometry. Zjadłem co miałem, ubrałem nogawki i około pólnocy zacząłem podjazd. Podjeżdzałem spokojnie na 1:2-3, Jazda nocą w górach to zupełnie co innego niż w dzień... Słychać tylko świerszcze i własny oddech. Czasem pojawią się świetliki albo oczy jakiegoś zwierzaka z krzaków... Bez światła nie widać nic, nawet na metr przed siebie. Czułem się jakbym jechał tam pierwszy raz, coś niesamowitego:) Niebo wyglądało świetnie, prawie jak na Wielkiej Raczy jak byłem na obserwacjach... Wkońcu dojechałem do zbiornika, przed szczytem zobaczyłem flesze, okazało się że jakaś grupka robiła zdjęcia. Troche się wystraszyłem ;) Widok ze szczytu był genialny, krzyż na Hrobaczej, nadajnik na Skrzycznym i tysiące świateł od strony Oświęcimia i Kęt :) Nie byłem sam na szczycie, pogadałem chwile z ziomkami z BB którzy zajechali autem. Była też jakaś parka ale byli zajęci sobą także nie przeszkadzałem :) Tak bardzo nie chciało mi się wracać, pomyślałem żeby gdzies przenocować... Na ławeczce na szczycie będzie mi zimno więc pomyślałem o hotelu koło stacji kolejki. Na zjeździe wyciągnąłem 66kmh o 1 w nocy, adrenalina podskoczyła :) Zajechałem do hotelu, udało mi się dostać pokój z łazienką za 20zł zamiast 33zł. Tak się cieszyłem jak tam wszedłem, nie musze wracać tyle do domu :) Pomyślałem wtedy że skoro tu jestem, moge zrobić grań z Żaru na Leskowiec:) Umyłem się, i poszedłem spać po 2... Rano na stołówce wziąłem kilka dżemów, troche miodu na droge, pojechałem też do sklepiku po bułki i picie. Znowu podjazd na Żar, tak inny od nocnego :) Nie jechałem do końca asfaltu tylko koło zbiornika skręciłem na Kiczere. Zaczęło się to po co tu przyjechałem, górski szlak :) Od razu wymagający odcinek, na Kiczerze pooglądałem widoki i jechałem dalej. Jechałem już tym odcinkiem więc nie było mowy żeby gdzieś źle wyjechać jak ostatnio :) Dwa hardkorowe zjazdy, kilka podjazdów i byłem na Przełęczy Kocierskiej. Zjadłem tam obiad, uzupełniłem bidon i w droge. Na początku było w miare płasko lub lekko pod górke. Na Potrójnej zatrzymałem się żeby podziwiać widoki i zjeść to co sobie kupiłem :) Jakieś laski przechodziły i zagadywały, ale średnie były... Dalej był szybki zjazd i podjazd na Łamaną Skałe. Jeden z ciekawszych momentów trasy, obok szlaku znajdowały się wielkie głazy. Szkoda że nie miałem aparatu, byłoby co fotografować. Na szlaku zrobiło się troche błota... Musiałem przejechać przez kałuże bo nie było innej drogi, wybrałem jak mi się wydawało najpłytsze miejsce i wjechałem kołem prawie po piaste do błota :) Było troche technicznej jazdy żeby omijać większe błoto, jeden ostry zjazd i lużna droga w strone Leskowca. Ze szczytu był świetny widok na Babią Góre i reszte Beskidu. Zjeżdzałem do schroniska z 35km/h :) Kupiłem tam wode i zrestowałem chwile na ławeczce. Czekał mnie jeszcze zjazd niebieskim szlakiem do Ponikwi. Było ostro :) Momentami jechałem z jedną nogą wypiętą bo inaczej byłby kłopot. W jednym miejscu jechałem koło skarpy nad szlakiem, miała koło 2 metrów i na końcu ostro schodziła na szlak. Musiałem zejść z rowera i go znieść. Uślizgnąłem się i zjechałem dupą po błocku :) Nowe spodenki i jeszcze to hehe :) Zjechałem do Ponikwi, wypiłem w sklepiku Gingersa bo Reddsa znowu nie mieli... Na rynku w Wadowicach nawet nie odpoczywaem, umyłem się tylko i wracałem na Zator. Tam zjadłem to co mi zostało a do domu jechałem przez wioski.
Jedna z najlepszych moich wypraw, szkoda że jechałem sam ale i tak było zajebiście ! :) Jak dotąd to najdłuższy dystans i czas jaki przejechałem. Z tego co zapamiętałem, od Żaru do przeł Kocierskiej jest 9km - 1:15h jazdy. Z Kocierskiej do schroniska na Leskowcu 13km - 1:40h jazdy
Widok z Kiczery na Żar (zdjęcia z internetu)

Polana pod Potrójną

Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
115.90 km
10.00 km teren
05:01 h
23.10 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
[b]Przełęcz Kocierska x2[/b] Raz
Niedziela, 20 lipca 2008 · dodano: 20.07.2008 | Komentarze 0
Przełęcz Kocierska x2 Raz wjechałem od Targanic a drugi raz kilometrowym podjazdem z Kocierza Rychwałdzkiego ulicą Widokową.Wreszcie pogoda dopisała dlategomusiałem pojechać gdzieś w góry. Po obiedzie umówiłem się z Arkitkiem pod bonem ale wypadło mu coś ważnego i musiałem jechać sam... Wróciłem się do Mikołaja po słuchawki bo samemu bez muzy kiepsko się jeździ i ruszyłem na Zator. Na rynku zrobiłem krótki odpoczynek i pojechałem na Andrychów. Cały czas wiał mocny wiatr od przodu... Troche się wlekłem ale dojechałem :) W Andrychowie zaczęła kończyć się woda, ale nie przejąłem się tym bo przecież po drodze będzie dużo sklepów. Zupełnie zapomniałem że jest niedziela i dziwiłem się dlaczego wszystko pozamykane :) Wkońcu w Targanicach znalazłem otwarty sklep i udało mi się kupić wode zanim ludzie wrócili z kościoła i zapchali ten kramik :) Zacząłem podjazd na spokojnie, odrazu zrzuciłem na 2:2-1 i kręciłem. Na szczęście tym razem nie było tyle much i innego robactwa co ostatnio. I tak zmęczył mnie ten odcinek, niby 4km bez większego nachylenia a czuć w nogach. Na szczycie nie zatrzymywałem się tylko odrazu pojechałem na zjazd do Kocierza Rychwałdzkiego. Dzięki wskazówkom Pawła bez problemu znalazłem ulice widokową. Na początku jedzie się płasko lasem i po kilkuset metrach droga staje się bardzo stroma :) Jeśli chodzi o nachylenie to Hrobacza się chowa. Po wyjechaniu z lasu jedzie się przez wioske gdzie jest świetny widok na okoliczne góry, rewelacja! Szkoda że ten odcinek ma tylko kilometr... Po zjeździe zatrzymałem się przy rzeczce, były ławeczki jakieś palenisko, można tam siedzieć nawet w deszczu bo była wiata , takze elegancka miejscówka, idealna na resta. Dzięki downhilowi zapomniałem o zmęczeniu i myślałem tylko czekającym podjeździe... Po odpoczynku zacząłem zmaganie, od razu na starcie stromizna jak chooj:) Po 200 metrach zacząłem czuć nogi. Myślałem tylko o tym żeby się nie zatrzymać. Nie po to przejechałem taki kawał żeby dać dupy w takim momencie. Cały czas jechałem na 1:2-1 bo nie dało się inaczej. Jak wjechałem do wioski załapałem odpowiedni rytm i dojechałem do końca. To był najbardziej stromy asfalt jakim jechałem, ciekawe jak go tam położyli :) W Karczmie przysiadłem się do gościa który okazał się bikerem :) Naprawde ciekawy człowiek, pogadaliśimy z 30 min i musiałem się zbierać bo pogoda zaczęła się psuć. Zrobiło się późno i pochmurnie dlatego nie wracałem przez Wielką puszczę jak zaplanowałem. Jechałem przez Andrychów czyli tą samą drogą którą przyjechałem. Tym razem z wiatrem, bez problemów dotarłem do Zatora, a stamtąd przez wioski do Libiąża. W domu szybko zjadłem kolacje, wziąłem prysznić i zajechałem z Szymonem do Obsesji uzupełnić niedobory witamin P,I,W,O ;)
Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
130.20 km
20.00 km teren
06:24 h
20.34 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
[b]Grań z Żaru na przeł Kocierską[/b]<br
Piątek, 11 lipca 2008 · dodano: 11.07.2008 | Komentarze 0
Grań z Żaru na przeł KocierskąMinęły niemal dwa tygodnie od ostatniego wypadu na Magurke. Przez ten czas jeździliśmy nad wode i popijaliśmy browarki, czyli typowo wakacyjny klimat :) W międzyczasie było też pare osiemnastek, w tym moja;) i poprostu nie było kiedy jeździć. Przyszedł czas żeby to zmienić i wybrać się w nieznane. Wybór padł oczywiście na Beskid Mały a dokładniej na czerwony szlak z Żaru na przełęcz Kocierską. Wkońcu musiałem wypróbowac nową oponke i stery. Chciałem wyjechać około 8 ale mama była na zakupach i opóżniło to wyjazd do 9. Od początku jechałem pod wiatr, do Ościęcimia nie przeszkadzało to tak bardzo, ale na drodze do Kęt było już kiepsko. Na rynek zajechalem ze średnią prawie 28kmh, szybko biorąc pod uwage warunki ale kosztowało mnie to sporo sił. Moja ławeczka przy fontannie była zajęta i musiałem usiąść naprzeciwko jakichś żuli :) Odpocząłem chwile, uzupełniłem bidon i jazda na BP po Brackie, zeby było co wypić na szczycie:) Szkoda że w Kętach nic nie zjadłem bo potem bardziej się męczyłem i miałem cięższy plecak... Od stacji jechało się już lepiej, bliska obecnośc gór od razu dodaje sił. Pogoda była znakomita nad wode a nie na rower, słońce mocno prażyło i było naprawde gorąco. Jak tylko zauwazyłem jezioro od razu chciałem wskoczyć :) Wicdok na zakręcie za Porąbką gdzie nie ma drzew, był genialny! Kupiłem w Hillu zimniutką wode i pojechałem do Międzybrodzia Żywieckiego (koło knajpy gdzie kiedyś kryliśmy się przed deszczem) zrestować przed podjazdem na Żar. Cały podjazd jechałem na 2:2-1. Po kilku km czułem już duże zmęczenie, słońce grzało niemiłosiernie, wcześniejsze 50km tez zrobiło swoje... Myśle że główną przyczyną były te 2 tyg restu, ostrą trase wybrałem na początek:) Ostatnio zdecydowanie łatwiej się podjeżdzało, ale tym razem był znacznie lepszy widok i to wynagrodziło wysiłek. W sumie podjazd kończy się po dojechaniu do zbiornika, tam jest zjazd, kawałek płaskiego i ostatnie kilkaset metrów podjazdu to formalność. Na szczycie byłem w 37min, załadowałem się na trawke, wypiłem brackie i leżałem:) Szkoda że nie miałem aparatu bo był świetny widok na okolice od Hrobaczej do Magurki, Skrzyczne. Na północ było widać moją okolice, kominy w Oświęcimiu, kopalnie w Libiążu i górki w Zagórzu. Jak już poleżałem zaszedłem do knajpy napić się zimnego lanego Żywca, bo Brackie nie zachowało swoich właściwości cieplnych w miom plecaku :) Przyznam że na Żarze byłem bardzo zmęczony a czekała mnie jeszcze grań... Nie mogłem odpuścić w takim momencie. W knajpie spytałem jak dostać się na czerwony szlak i pojechałem zgodnie ze wskazówkami. Za bardzo się rozpędziłem i minąłem skręt w prawo, zjazd był przedni ale trzeba było zawrócić... Oponka się spisała i podjechałem te kilkaset metrów trudnym terenie. Jechałem teraz wzdłóż zbiornika, na końcu był kolejny krótki ale stromy kamienisty podjazd. Niestety nogi nie zapodawały tak dobrze jak wcześniej, zatrzymałem się i musiałem podprowadzić kawałek z buta. Wyjechałem koło jakiegoś opuszczonego budynku i dalej trzymałem sięczerwonego szlaku. Szybko podjechałem na Kiczere, skąd był świetny widok na Żar i reszte beskidu. Ruszyłem w kierunku Cisowej Grapy. CHwila spokojnej jazdy i ostry zjazd po dużych kamieniach, jeden z trudniejszych na trasie. Dalej szlak był już łatwiejszy. Spotkałem drwali wywożących drzewo, szlak był zablokowany traktorem i nie dało się przejechać. Pytali się skąd i gdzie jade, o której wyjechałem itp. Jeden z nich przeniósł mój rower nad skarpą i mogłem jechać dalej. Następnie trafiłem na błoto, oponka znowu dała rade i bez problemu przejechałem. Szlak była prawie nie oznaczony i w pewnym momencie wyjechałem na niebieskim... Zobaczyłem na mapei jadąc nim wyjechałbym w Tresnej :) Zgubiłem się! tylko tego mi brakowało... Wróciłem się ale nie było żadnych oznaczeń, prosto niebieski, w lewo niebieski... Zauważyłem ścieżke prowadzącą na góre i pomyślałem że na szczycie musi być jakiś znak. Nie było. Zgłodniałem troche i zrobiłem tam resta. Przyjżałem się mapie i pojechałem w dół w kierunku który powinien mnie gdzieś doprowadzić. Udało się i wróciłem na czerwony. Znowu naprzemian podjazd i zjazd, sytuacja zmieniła się gdy dojechałem do Beskidu. Bardziej płasko, dużo błota na szlaku, musiałem jechać bokiem. Przed samą przełęczą był ostry zjazd wymyty przez wode, trzeba tam uważać na kamieniach. Przejechałem grań w około 1:45min, ale błądziłem troche dlatego następnym razem będzie szybciej :) W karczmie wreszcie się umyłem, zjadłem znakomity rosół i wypiłem herbate :) Na zjeździe w przełęczy wyciągłem 69,2kmh, szybko dojechałem do Andrychowa gdzie skręciłem na Zator. Lubie tą droge, przyjemnie się tam jeździ. Mimo zmęczenie jechałem koło 30kmh. W Zatorze zatrzymałem się chwile na rynku, uzupełniłem bidon i wróciłem do Libiąża przez wioski. W Libiązu skoczyłem do parku wypić najlepszego Reddsa w życiu:) Potem wbiłem się na basen po zamknięciu i miałem cały dla siebie :) Nic lepszego nie mogłem zrobić ;)
Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
105.60 km
15.00 km teren
04:58 h
21.26 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
[b]Magurka z Mikołajem[/b]Wcześnie
Piątek, 27 czerwca 2008 · dodano: 27.06.2008 | Komentarze 0
Magurka z MikołajemWcześnie rano skoczyłem do Arkitka pożyczyć pompke i aparat żeby troche ładniej było. Potem po Mikołaja. Wyruszyliśmy około 8. Szybko przejechaliśy do Oświęcimia i skręciliśmy na Kęty. Cały czas mocno wiało od przodu. Przyznam zmęczył mnie ten odcinek. Na szczęście szybko go pokonaliśmy i zrobiliśmy resta na rynku w Kętach. Zajechaliśmy na BP kupić po Brackim na szczyt i już wolniejszym tempem dojechaliśmy do Międzybrodzia Bialskiego. Pod Hillem Mikołaj starał się regulować przerzutke bo coś się pieprzyło a ja odpoczywałem na trawniku. Po chwili przyłączył się do nas rowerzysta z Jaworzna i pogaadaliśmy chwile o rowerach. W Międzybrodziu skręciliśmy w prawo i zaczęliśmy podjazd na Przegibek. Przyjemnie się podjeżdzało, asfalt był w dobrym stanie a sam podjazd nie był męczący. Na przełęczy zredukowaliśmy mase plecaków o pare bułek i troche wody :) Wjechaliśmy na niebieski szlak który zaczął się od zjazdu. Było troche błota i kałuż ale omijaliśmy je bez problemu. Szlak był w świetnym stanie, w porównaniu do Leskowca to niebo i ziemia. Rewelacyjnie się tam podjeżdzało. Wkońcu dotarliśmy do rozwidlenia gdzie skręciliśmy w prawo. Tam zaczęło się zmaganie, dużo kamieni, żwiru i oczywiście coraz większe nachylenie. Na szczęście nogi dobrze zapodawały a ręce dobrze prowadziły. Pokonywaliśy w miare trudne odcinki co dawało duża satysfakcje, w dodatku jechałem na łysej oponie która trzyma jak semislick :) Nowiutka Kenda Karma już do mnie jedzie i na nastęną trase powinna być. Wkońcu dojechaliśmy do schroniska na szczycie Magurki. Wypiliśmy po browarze, i weszliśmy do środka na coś ciepłego. Wybór padł na fasolke którą poleciła nam miła pani ze schroniska. Naprawde była smaczna, o wiele lepsza niż żurek z Leskowca sprzed paru dni. Na szczycie zastała nas burza z gradem, dobrze że byliśmy już w schrnisku. Kiedy przestało padać zaczęlisy zjazd asfaltem do Wilkowic. Na drodze zacząl płynąć strumien, na początku starałem się go omijać ale po chwili i tak byłem mokry i brudny. Wkońcu olałem to i jechałem ta strużką z prędkością ponad 50kmh. Woda chlapała we wszystkie strony, zajebista zabawa:) Na jednym zakręcie ostro mnie zarzuciło bo tylna opona straciła przyczepność i ledwo wszedłem z zakręt. Mikołajowi podobnie. W Wilkowicach skręciliśmy do Pietrzykowic. Rozjebaliśmy się nad jeziorem Żywieckim, popływaliśmy wśród gór i pojechaliśmy odwiedzić ciocie Mikołaja. Było tam bardzo miło. Ciocia zaprosiła nas do siebie na noc, będzie świetna baza wypadowa ;) Chętnie zostalibyśmy dłużej ale musieliśmy zbierać się do Bielska na pociąg. Na początku licho nam się jechało ale potem przyspieszyliśmy i szybko znaleźliśmy się w BB. Jako że byliśmy w krainie Brackiego, nie mogliśmy nie pójść do knajpy na lane piwo :) Po doskonałym trunku przyrzedł czas na lokalny specjał czyli bułke z pieczarkami. Doskonała w smaku, świetnie pasowała do browaru :) Wracaliśmy zajebistym piętrowym pociągiem prosto do Libiąża. Trzeba się umawiać na następną wyprawe, bo było genialnie! :)

Widoki z Przegibka

SPD Kartel w akcji :)



To co nazywam zajebistym szlakiem



"Jeszcze dokończe trening zamin mnie złapią"








Kategoria Góry