Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26123.08 kilometrów w tym 3074.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mrsandman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2011

Dystans całkowity:654.80 km (w terenie 64.00 km; 9.77%)
Czas w ruchu:31:16
Średnia prędkość:20.94 km/h
Maksymalna prędkość:69.00 km/h
Suma podjazdów:6580 m
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:54.57 km i 2h 36m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
33.30 km 2.00 km teren
01:32 h 21.72 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:340 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

KRÁL ŠUMAVY

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 29.07.2011 | Komentarze 0

Praktyki dobiegły końca, miło spędziłem czas w Generalnej jednak nie da się ukryć, że mogły trwać połowę krócej a ja i tak wszystko bym zrobił. Na weekend ide do Przemka także musze siedzieć jeszcze w Krk... Przy wyjściu z bloku niespodzianka, zauważyłem że mam krzywo klocek hamulcowy i mi obciera o opone... Nie wiem jak to się mogło stać, ciekawe ile km wczoraj zrobiłem z takim hamplem:) Wyregulowałem i wyskoczyłem na krowoderską wymienić puste butelki na pełne. Potem podjazd asfaltem na Zoo, po drodze goniłem jednego gościa i przed końcem już go prawie miałem, niestety zabrakło troche:) W między czasie zauważyłem że też mnie ściga jakiś typ, ale nie dał rady;) Nie miałem szczególnej koncepcji na dzisiejszą jazde. Nie chciałem zapuszczać się w większy teren bo jeszcze mokro i ogólnie dziadosko... więc zjechałem na dół i zacząłem podjazd jeszcze raz. Okazało się że ten koleś co za mną jechał też zjechał w dół. Ciekawe czy podjeżdzał za mną drugi raz czy nie... Potem koło zoo na kopiec piłsudzkiego i jeden z moich ulubionych zjazdów czyli czerwony w kierunku zakamycza. Nawet nie było tak źle jeśli chodzi o błoto. Z wyregulowanym hamulcem leciało się tam znakomicie:) Powrót jak zwykle królowej jadwigi, zachaczając jeszcze o podjazd na Hofmana. Powoli siły wracają:)


Dane wyjazdu:
100.50 km 0.00 km teren
04:13 h 23.83 km/h:
Maks. pr.:69.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:740 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Rekonesans: Gdów, Dobczyce

Czwartek, 28 lipca 2011 · dodano: 28.07.2011 | Komentarze 0

Jakbym czasem nie chciał nie jechac na Przechybe kiedyś to zrobiłem mały rekenesans okolic Gdowa. Do Wieliczki cały czas główną drogą, za Wieliczką zaczeły się pagórki, praktycznie cały czas było w góre i w dół. Do Gdowa było dość nudno ale na szczęście szybko przejechałem ten odcinek. Tam na ławeczce zrobiłem tacho na drożdzówe i picie. Mapa na telefonie to jest zajebista sprawa, szbkie zerknięcie i już lece dalej w kierunku Łapanowa. Tam skręciłem na wiochy i sobie kręciłem spokojnie podziwiając widoki które wkońcu się pojawiły. Nie znam zabardzo tych gór ale zdaje się że Ciecień górował, obok charakterystyczny Kamiennik a nieco z tyłu już objechane Łysina i Lubomir:) Dojechałem do głównej drogi na Dobczyce i niestety zaczeło kropić, nie wiadomo zabardzo z czego to lało. Przedemną piękne niebo, za troche chmur się zebrało ale nie wyglądąły groźnie. Postanowiłem schować się na przystanku i coś zeżreć w między czasie. Kilkanaście minut poźniej już możnabyło jechać. Wkońcu byłem w Dobczycach. Nagle widze jakiś z dupy zakręt w lewo i tablica Myślenice 18km. To skręciłem, dość mocny podjazd mnie tam czekał. Po chwili ukminiłem że to może być droga na Myślenice ale od południowej strony zbiornika, a to mnie nie urządza... Dojechałem na szczyt gdzie było skrzyżowanie i na mapie zobaczyłem że mam racje. Zjechałem spowrotem w dół. Dość fajne nachylenie i prosta droga spowodowały że bez pedałowania rozpędziłem się do prawie 70km/h Szkoda, że nie depnąłem, pomyślałem na dole, byłby rekord. Przejechałem przez Dobczyce, na rondzie w lewo i kawałek dalej skręciłem na wiochy. Wracałem tak jak wtedy co jechałem z Myslenic na Wieliczke. Dość zmęczony już byłem ale w miare szybko zajechałem do Wieliczki. Na wysokości autostrady znowu zaczęło kropić, tym razem na szczeście bardzo delikatnie. Pokręciłem się jeszcze po Krk, kupiłem browce na Krowoderskiej i na Wieczystej stuknęło 100km;) Ta przerwa dała troche po dupie, trzeba forme robić lepszą;)
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
30.30 km 3.00 km teren
01:27 h 20.90 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:300 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Odprocentowanie

Wtorek, 26 lipca 2011 · dodano: 26.07.2011 | Komentarze 0

Ostatni tydzień był tragiczny, tak chujowej pogody dawno nie było, "tylko zimno i pada i zimno i pada na to miejsce w środku Europy..." Dzisiaj już nie wytrzymałem i mimo mżawki wyskoczyłem na bika. Jechało mi sie zadziwiająco dobrze, obawiałem się że po wczorajszym ciężkim wódkowaniu nie zajade daleko... Standardowo uderzyłem na kopiec Kościuszki, asfaltem na Zoo, podczas powrotu jeszcze raz kopiec tym razem od Hofmana i zjazd terenem. Błocko straszne... W górach długo będzie schnąć...


Dane wyjazdu:
20.10 km 0.00 km teren
00:51 h 23.65 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 20 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Regeneracja

Środa, 20 lipca 2011 · dodano: 20.07.2011 | Komentarze 0

Co to za lato... wyjątkowo marna pogoda, a ma być jeszcze gorsza. Ulewa cały dzień wisiała w powietrzu, mimo to wyskoczyłem na chwile na rower. Jechałem bez jakiegoś konkretnego planu. Pojeździłem tylko po mieście, kiedy byłem na Piastowskiej i zobaczyłem jakie czarne chmury są nad wolskim od razu się wycofałem. Wcześniej jeszcze oddałem butelki na Krowoderskiej i wziąłem Ciechana mocnego na osłode:) Kiedy dojechałem na Wieczystą całe niebo było czarne, dawno czegoś takiego nie widziałem... Kolejny raz mi się poszczęściło i zaczęło padać dokładnie w momencie w którym wchodziłem do bloku:)


Dane wyjazdu:
104.10 km 19.00 km teren
05:27 h 19.10 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1580 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Luboń Wielki, Maciejowa - pierwsze kroki w Gorcach

Poniedziałek, 18 lipca 2011 · dodano: 18.07.2011 | Komentarze 0

Cały weekend pracowałem więc na rowerek nie było czasu... a szkoda bo w niedziele była zajebista pogoda i pewna grubsza trasa mogła by pęknąć:) Ale nie ma co narzekać, zarobiłem gruby szmal także będzie za co jeździć;) Pomyślałem że zrobie zobie wolne i w poniedziałek zamiast iść do Generalnej wyskocze na bika. Prognoza nie była zbyt dobra, popołudniu miało przyjść załamanie pogody, dlatego wyruszyłem o 7 rano. Było dość pochmurnie i niezbyt ciepło... Jak zwykle jechałem na Swoszowice, potem przez wioski do Myślenic. Podczas tego odcinka miałem wątpliwości czy nie wracać, ciężkie chmury wisiały na niebie, wyglądało jakby w każdej chwili mogło zaczać padać. Zdecydowałem jechać dalej, w Myślenicach spytałem się kolesia jak jechać boczną drogą wzdłóż zakopianki. Na rondzie skreciłem w prawo na Stróże i już leciałem komfortową asfaltową drogą obok S7:) Cały czas spoglądałem w niebo gdzie się przejaśnia a gdzie jest pochmurnie, na szczęście tam gdzie jechałem pogoda wyglądała jakby się poprawiała. Po drodze upewniłem się na mapce czy dobrze jade, odlałem się na przystanku i zrobiłem przerwe na przystanku w Lubniu na około 54km, zaraz przed miejscem gdzie zakopianka przechodzi na jednopasmówke. Aż się zdziwiłem że tak szybko mi droga leci a tablice z napisem Zakopane 60km kusiły i to bardzo:) Zjadłem sobie bułke i banana i rusyzłem dalej. Musiałem jechać główną drogą, nie było już tak super, mimo wszystko szybko znalazłem się na niebiskim szlaku, czekąło mnie 7,5km terenowego podjazdu. Zrobiłem sobie przerwe na ciastko i picie i zacząłem mozolą wspinaczke. Około kilometra od początku była przejebana sekcja po skałach, były nachylone w bok i dość wilgotne co skutecznie utrudniało jazde... Trzeba było podporawadzić około 150-200 metrów. Miejscami było też sporo luźnych kamieni. Pot lał się strumieniami a wokół mnie zgromadziła się chmura owadów i innego gówna... Na szczycie Lubonia małego pojawiły się pierwsze widoczki wynagraczające trudy podjazdu:) Od tego miejsca jechało się granią, było niemal płasko, dlatego szybko zajechałem na przyjemną widokową polanke z kilkoma domami i kapliczkami drogi krzyżowej. Niestety Taterek dzisiaj nie było widać, za to babia i reszta robiła wrażenie:) Szczyt Lubonia z charakterystyczną wieżą był już na wyciągnięcie ręki. Było teraz raz pod górke a raz z górki, wkońcu dojechałem do końcowego podjazdu. Już wcześniej wiedziałem żę będzie tu prowadzenie, pytanie tylko ile uda się wytargać. Udało się całkiem sporo, ale nachylenie i dywan luźnych kamieni uniemożliwiał jazde. Znowu trzebabyło podporwadzić z 200 metrów. Dopiero przed schroniskiem można było wsiąść i kręcić dalej. Podjazd zajął mi około 1h10min. Na szczycie byłem około 11, czas znakomity:) Podziwiałem ciekawe widoki na Beskid Wyspowy. Pogadałem z bikerem jadącym z okolic Rabki, koleś biega po górach na zawodach, mówił że na śnieżce zajął 6 miejsce, zresztą wyglądał na takiego co ma przejebaną forme:) Z tego co gadaliśmy to dokładnie tak samo jeździ jak ja, pośmigać po górach, bez napinki, pulsometrów, planów treningowych i innych gówien;) Tylko dla siebie i radości z jazdy;) Fajny oldskulowy sprzęcik miał, XTRy z lat 90tych, V'ki, amorek R7, korba na kwadrat:D Po chwili pojechał dół, ja jeszcze podziwiałem chwile widoki i wbiłem się na zielony szlak do Rabki. Trzeba było cały czas uważać, ręce zaczęły słabnąć. W jednym miejscu na ostrym zkaręcie zawadziłem o kamień i zleciałem z rowera, zeskoczyłem bez problemu, mam już wprawe w takich awaryjnych lądowaniach:) Po drodze goniły mnie psy, adrenalina podskoczyła:) Z kamienistego leśnego zjazdu zrobiłe się teraz widokowy zjazd przez pola i łąki:) Mimo wszystko trzeba było uważać bo pod skoszoną trawą nie było widać nawierzchni, przed lekkim łukiem przychamowałem dla bezpieczeństwa i dobrze zrobiłem bo był tam próg wysokości około 30cm. Byłoby ze mną krucho gdybym wleciał tam na pełnej kurwie... Końcówka po kocich łbach (strasznie mnie tam wytrzęsło) i znalazłem się na głównej drodze. Stamtąd pare km i już byłem w centrum Rabki. Spodziewałem się wracać pociągiem o 15:25, obiecałem Ewie że się pospiesze i wróce wcześnie. Przy stacji PKP byłem około 12:00 także zdecydowałem się wracać wcześniejszym o 13:45. Jako że miałem ponad 1,5h wolnego czasu postanowiłem zrobić rekonesans czerwonego szlaku w kierunku Turbacza. Stasznie kusiło jechać na najwyższy szczyt Gorców ale skoro mówiłem że wracam wcześnie... Szlak leci od PKP, początkowo pnie się w góre uliczkami rabki, bardzo miło się jedzie. Na końcu asfaltu jest tablica informująca że do Turbacza jeszcze 17km, dość sporo:) Jedzie się szeroką szutrowa drogą wśród pól i łąk, bardzo klimatyczne miejsce, strasznie mi się tam spodobało. W jednym miejscu był kawałek stromego podjazdu po skałach cała reszta idealna pod rower. Przy bacówce na Maciejowej odpoczałem chwile, porobiłem fotki i zjechałem tą samą droga do centrum Rabki. Pokręciłem się jeszcze po mieście w poszukiwaniu sklepu, coby browarek kupić na droge:) Wkońcu udało się znaleźć zaraz za stacją, wziąłem jeszcze kiełbase z bułke bo coś zgłodniałem:) Kiedy wyszedłem ze sklepu zaczeło kropić, chwile potem przyszła ulewa i burza. Zdążyłem idealnie:D Chociaż nie trwała długo, zaraz po niej wyszło piekne słońce i była już fajne pogoda do końca dnia:) W pociągu jechałem z dziadkiem wracającym z wyprawy od Bieszczad do Nowego Targu, robiły wrażenie jego opowieści, ale po czasie nudziło mnie jego ględzenie... W krk skoczyłem jeszcze po browca i wróciłem na mieszkanie:)

Słaba jakość zdjęc bo aparat w telefonie zaparował...
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
30.40 km 0.00 km teren
01:15 h 24.32 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 90 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Dookoła wolskiego, do Przemka i piwko;)

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 0

Tym razem w przeciwnym kierunku niż ostanio, najpierw Królowej jadwigi, potem chełmska i powrót główną drogą. Wpadłem jeszcze do Przemka umówić się na prace na weekend. Niestety trzeba będze swoje odsiedzieć...


Dane wyjazdu:
30.70 km 2.00 km teren
01:23 h 22.19 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Regeneracja, czyli po browarki:)

Wtorek, 12 lipca 2011 · dodano: 12.07.2011 | Komentarze 0

Pomyślałem, że dobrze będzie przejechać się na spokojnie i przy okazji kupić sobie na wieczór piwko:) Tak do końca spokojnie nie było bo w paru miejscach troche depnąłem, jednak obyło się bez szaleństw;) Najpierw podjechałem na kopiec kościuszki potem zjazd na przełęcz przegorzalską, podjazd asfaltem na Zoo, kopiec piłsudzkiego, malinowy zjazd czerwonym i powrót przez Kijowską i Krowoderską. Świat piwa to już stały punkt wycieczek po Krakowie;) Tym razem wpadł Krakonos, zajebiste czeskie piwko i Mastne Brackie, zaraz zweryfikuje jego walory:D


Dane wyjazdu:
101.70 km 18.00 km teren
05:10 h 19.68 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1040 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Leskowiec, Gibasów

Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 10.07.2011 | Komentarze 0

Wczoraj pod koniec jazdy dupsko już odmawiało posłuszeństwa, te odparzenia mnie wkurwiają... Miałem wątpliwości czy wogóle gdzieś dzisiaj jechać, pogoda nie była do końca pewna, siły też napewno nie w pełni. Starałem się skontaktować z Dominikiem coby się ze mną wybrał ale był w kościele... Dla regeneracji wziąłem zimny prysznic i po obiedzie ruszyłem w droge. Przesunąłem siodełko troche do przodu licząc na to że będzie wygodniej. Dodatkowo zastosowałem tajemną metode na odparzenia, ku mojemu zdziwieniu jechało się dość komfortowo. Główną droge na Kęty trzeba było jakoś zmęczyć, wiatr był od przodu, postanowiłem jechać sobie na spokojnie. Dojechałem dość przyzwoitym tempie lekko ponad 27km/h. Tym razem miałem ze soba mało picia, około 1,5l wody, częśc wlałem do bidonu i wrzuciłem tabletke z magnezem a do reszty tabletke z wapniem. Wporządu się na tym jechało, napewno lepiej niż na samej wodzie. Przynajmniej jakiś smak był. Rynek w Kętach dalej rozwalony, dlatego zatrzymałem się dopiero w Andrychowie. Jakiś festyn tam chyba był, sporo ludzi chodziło. Jedna ławka była wolna to sobie przycupnąłem, zjadłem kanapke uzupełniełem płyny i na Rzyki. Tam w sklepiku kupiłem Cole, wode, ciastka i banana. Troche mi to ciążyło wszystko w plecaku i było dość nie wygodnie. Tylko czekałem aż wkońcu dojade do końca asfaltu żeby zrobić sobie tacho przed podjazdem i ogarnąc ten balzel. Męcząco się tam jedzie... Udało się w końcu dotrzeć na miejsce, sporo turystów było, jak to w niedziele. Zrobiłem chwile przerwy, z ciekawości zerknąłem na godzine żeby zobaczyć ile tym razem mi zajmie ten uphill:) Sekretna opcja podjazdu na Leskowiec już poznana wiec bez patrzenia w mapy ruszyłem przed siebie. Dość ostro jechałem, w jednym miejscu było na tyle srogo że podporwadziłem ze 20metrów i dalej zatrzymałem się tylko na płaskim na trawersie żeby zdjęcie zrobić bo było pięknie:) Właśnie tam na trawersie są dwa dość trudne miejsca ze sporymi kamieniami i korzeniami, oba udało się przejechać, sam nie wiem jak to zrobiłem bo byłem pewien że się nie da:) Parafrazując słowa Krzyśka - noga zapodawała jak popierdolona:) Przy schronisku byłem po około 34 minutach nawet tam nie stawałem tylko odrazu na szczyt. Zmartwiłem siębo na południu brzydko, ciemne deszczowe chmury postanowiłem jechać zgodnie z planem, jakby coś się popieprzyło to bym się ewakuował w dół. Po chwili przerwy ruszyłem w droge. Praktycznie cały czas szybko w dół. Pod koniec na Smerkawice kawałek podejścia i już byłem przy rozstaju szlaków, ten odcinek zajął mi chyba z 20 minut. Pierwszy raz jechałem zielonym, także jakaś nowość dla mnie w Beskidzie Małym, już nie wiele takich zostało;) Troche walczyłem z czasem żeby zdążyć na pociąg i przed ewentualną burzą. Dlatego prawie wogóle nie stawałem na zdjecia albo żarcie. Cisnąłem ile fabryka dała;) Szlak dość łatwy i przyjemny. Na jednym zjeździe zleciałem z roweru ale nie puściełem go i poprostu wylądowałem na nogach:) Ciekawy był też fragment podjazdu gdzie w dół spływała woda, podobnie jak wczoraj pod babią tylko na mniejszą skale;) Po drodze spotkałem dwóch gości, wg nich do końca szlaku była godzina, zajęło mi to oczywiście znacznie mniej czasu;) Widokowo szlak też jest bardzo ciekawy, poprostu warto tam jechać, co tu dużo mówić. Zdaje mi się że na mapie Compassu jest błąd, bo szlak prowadzi bezpośrednio do asfaltu a na mapie był obok... Cały ten teronowy fragment zajął około 1h20min Zjechałem asfaltem do głównej drogi, kolejny mocny podjazd by był, fajnie odkrywać takie smaczki:) Czas miałem bardzo dobry, 1h40min do pociągu więc nie musiałem się spieszyć. Początkowy odcinek głównej drogi to była katorga, ciągle pod górke, tylko troche w dół lub po płaskim. Zresztą byłem już tak wypruty że na płaskim nie jechałem więcej jak 15km/h... Na szczęście od jednej wiosi było cały czas w dół aż do Suchej. Całą tą droge myślałem o kebabie w suchej, takie miałem smaki na gorące mięcho... Dobrze że knajpa była jeszcze otwarta, w kilka minut dostałem kebabcza i to z dwoma sosami, nie to co ostatnio się wyczekałem i jeszcze spieczonego dostałem... Momentalnie zniknął, miałem smaka na jeszcze jednoego ale trzeba było się zbierać, poszukłem jeszcze sklepu coby browarka kupić do pociągu i wróciłem do Krk.

Weekend przejeździłem na bogato, było kilka fajnych i niespodizewanych sytuacji, masa wspaniałych widoków i satysfakcjii z jazdy. A jeszcze tyle do zobaczenia... ;)

Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
102.10 km 17.00 km teren
05:21 h 19.08 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1330 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Slovacja - Tabakowe Sedlo, Mędralowa :D

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 09.07.2011 | Komentarze 0

Trzeba wkońcu zacząć realizować plany, wkońcu są wakacje;D Ostatnie dni były dość deszczowe, dlatego wybrałem opcje nieco mniej terenową. Dzień wcześniej przygotowałem bułki, ciastka i reszte potrzebnego sprętu. Obudziłem się przed budzikiem;) Troche za wcześnie zebrałem się na stacje bo czekałem na odjazd około 30min... Mogłem brać bilet do Rabki po chyba jest tańszy niż do Bystrej, ale kij z tym, następnym razem będe wiedział;) W pociągu było kilku bikerów, pogadaliśmy o tym gdzie się wybieramy itp. Jeden typek miał zajebistego Scotta, w sumie sam nie wyglądał na jakiegoś wytrawnego górala. Około 2 godziny później byłem na stacji w Bystrej. Skierowałem się na Sidzine i dalej na przełęcz Zubrzycką. Na początku było lekko pod górke, potem już było srogie pizganie:) Nie potrzebnie jechałem cały czas na 2 tarczy bo na przełęczy miałem mieszane uczucia co do swoich możliwości... Jak było w góre to musi być też w dół;D Momentalnie znalazłem się w Zubrzycy, tam zawitałem do sklepiku bo troche mało zasobów miałem w plecaku... Śniadaniem w domu też nie pojadłem zbytnio... Miła pani znalazła mi gdzieś na sklepie ostatniego pałerejda, do tego 2 drożdzówy, ciastko i paliwo uzupełnione;) Na skrzyżowaniu skręciłem w strone Krowiarek. Oczywiście widoki na Babią a w drugą strone na Tatry powalały na kolana:) Zwątpienie ustąpiło miejsca zachwytowi więc od razu lepiej się kręciło:) Minałem i pozdrowiłem bikerów po drodze i chwile potem skręciłem w lewo na szlak bursztynowy prowadzący w kierunku granicy. Tam nie było bolca żeby nie zatrzymac się i nie zrobić zdjęcia:) Niestety nie miałem aparatu bo mi go boczek podpieprzył na obóz, musiałem robić telefonem dlatego marnie widać... Zobaczyłem że rowerzyści co ich wcześniej mijałem jadą za mną. Minęli mnie, więc kiedy porobiłem zdjęcia dogoniłem ich. Powiedzieli mi że też jadą na Słowacje;) Jechaliśmy razem kawałek i gadaliśmy o górach i rowerach. Jechali wczoraj z Krk do Zawoji, tam się zamelinowali i jeżdzą po okolicy:) Dość wolno jechali, miałem jeszcze sporo do zobaczenia dzisiaj takżę powiedziałem im że lece dalej swoim tempem a że byłem głodny to akurat zjem sobie zanim mnie dogonią;) Pare km dalej była fajna miejscówka więc tacho na żarcie i zdjęcia. Ścieżka do tej pory była zajebista. Czysta radość z jazdy, szutrowo, nieco kamieniście, momentami troche lasem troche polankami. Klimat tego miejsca cały czas zachwycał:) Tak jak przewidziałem kiedy skończyłem jeść i zaczałem się zbierać przyjechali Ci kolesie. Chwile potem ruszyłem za nimi, ale chyba gdzieś skręcili bo jak dojechałem do niebieskiego szlaku to już ich nie było... Tam chwila główkowania gdzie jechać bo znak był na drzewie po środku rozstaju. Pojechałem prosto na dość nachylony błotnisty podjazd, udało się tam wtargać bez przeszkód. Byłem na granicy, szkoda że jakieś tempaki zniszczyły tablice informującą o granicy bo było by fajne zdjęcie. Na szczycie zobaczyłem że starsze małżenstwo prowadzi rowery pod góre. Kobieta złapała kapcia z tyłu, spytali czy mam łatki i pompke, oczywiście zawsze woże je ze sobą więc zaoferowałem pomoc. Pogadaliśmy sobie chwile, okazało się że są z Tychów czyli prawie po sąsiedzku:) Załatałem dziurke, ale ten pan coś źle opone założył bo jak pompował to dętka głośno wystrzeliła. Dobrze że się nie uszkodziła... Pomogłem mu z tym i już wszystko było git, mogli dalej kontunuować wycieczke wokół Babiej. Na koniec kiedy już miałem odjeżdzać starszy pan wyciąga 50zł i mi daje... Mówie mu że to nie był żaden problem i nic nie chce, ale był uparty:D Co za radość być w górach na zajebistej trasie i mieć jeszcze za to płacone;) Ten niebieski szlak jest chyba rzadko uczęszczany, dość dziko tam było. Zjazd był dość hardcorowy ale w jak najbardziej pozytywnym sensie;) Szlakeiem poprostu płynął potok, momentami przy wiekszych kamieniach było głęboko gdzieś na 30cm:D Jechało się obłędnie, totalna radość z niecodziennych warunków:) Troche dalej zrobiło się już spokojniej i pojawił się asfalt. Troche w góre, dużo więcej w dół;) Minąłem żółty szlak na szczyt babiej, początek wygląda srogo, ciekawe jak jest wyżej;) Nastepnie zawitałem do Kohutowej Doliny, świetnie było widać jak masywne jest Pilsko, a za sobą zostawiłem Babią. Dojechalem do rozstaju dróg koło jakiejś rzeczki, skręciłem w prawo na Tabakowe Sedlo. Jechało się tam rewelacyjnie, wysokośc szła elegancko, nie było zbyt stromo także kręciłem sobie na spokojnie oszczędzając troche sił na Mędralową. Na końcu asfalt zakręca w lewo a szlak leci prosto w teren i to dość mocny teren... Zrobiłem sobie chwile przerwy na jedzenie i zacząłem atak najpierw na granice. Trzeba było troche podprowadzić bo stromo i ślisko,w innym miejscu zaś pocięte drzewa blokowały szlak... Wkońcu dotargałem na granice, tam w lewo na szczyt. Początkowo było pod górke ale do ogarnięcia, potem w miare płasko, cały czas wąską ścieżką:) Po drodze turysta zaczepił mnie, pytał skąd jade, jak to jest tak latać po górach na rowerze itp;) Ja z kolei pytałem o szlak, jak daleko, jak stromo. Podobno końcówka miała być stroma, była okrutna, musiałem zejść i podporwadzić kawałek... Na świeżości można by coś walczyć ale w sumie szkoda tracić sił. Po drodze zaczęło mi coś dziwnie cykać w kole, myślałem że to gałązka uderza o szprychy. Wyciągnąłem ją ale cykanie nie ustało. Byłem pewien, że bembenek poszedł sie jebać... Na szczęście chwile później ustało i do końca było już ok:) Na szczycie dla odmiany raczyłem się widokami na północ, czyli górujący Jałowiec, w oddali Beskid Mały, prosto reszta Beskidu Żywieckiego. Masa robactwa koło mnie latała, pozatym wolałem się troszke pospieszyć żeby się czasem nie spóźnić na pociąg. Ze szczytu leciałem czerwonym szlakiem cały czas w dół, na chwile zgubiłem szlak i zaczęły się niepokoje ale kawałek dalej były już znaki zielonego czyli mojego docelowego szlaku w dół do cywilizacji:) Genialnie się nim jechało, ciekawe widoki, płynny zjazd, było dobre flow;) Zaliczyłem ze 2 świetne widokowe miejscówki i dojechałem do punktu w którym było widać jakieś zabudowania w dole i asfaltową droge. Jechałem dalej zielonym i spotkałem dwóch zajebistych gości. Polecili mi zjeżdzać w dół do zabudowań i asfaltem cisnąć do głównej drogi. Wg nich dalsza jazda zielonym to kijowa opcja bo zjazd jest ciulowy a tędy i szybciej i lepiej. Opowiadali jeszcze o wypasie owiec na Mędralowej, fajny klimat ogólnie:) Pojechałem tak jak radzili i nie żałowałem. Genialnie tam było, bardzo klimatyczne miejsce, taki przysułek wśród gór, niesamowite widoki... Zjazd był gruby, bardzo kręty, dość stromo i długo. Podjazd tam byłby porównywalny do hrobaczej albo Magurki. Ciekawe jest to że był na górze był elegancki asfalcik, niżej szutrowo leśna droga i potem znów asfalt... Wyjechałem na główną, skierowałem się na Przyborów i Jeleśnie. Po drodze jeden żulik wskazał mi gdize skręcić. Przy skrzyżowaniu na Żywiec miałem dobry czas a że miałem ochote na coś ciepłego to zatrzymałem się przy budzie z zapiexami. Wyłożyłem 4zł i po chwili dostałem coś co koło zapiexy nawet nie leżało, jakby tą bułke z wody wyciągli, cała rozmokła, bez smaku... Ale się zeżarło, a jak:) Na ławeczkach obok jakieś żule się kłuciły, dość zabawnie to wyglądało. Z Jeleśni cały czas prułem główną drogą aż do Żywca. Podjechałem na rynek gdzie jakieś ziomki skakały i tańczyły, zresztą nie przyjechałem tam oglądać jakichś lipnych pokazów tylko zakosztować speciałów z regionu po męczącej wyprawie:) Do pociągu miałem około godziny. Chwile potem byłem już w pijalni w BROWARZE:D Wziąłem sobie świeżutkiego Żywca i na placyk koło pijalni i muzeum. Troche pechowo akurat 10min później przyjechali policjanci na motorach, karetka i auta weselne. Dobrze że policja nie przyczepiła się żę popijam browarki jak jestem na rowerze, nie chciałoby mi się prowadzić bika na dworzec;) Dopiłem szybko i poszedłem do środka zakosztować jeszcze Mastnego Brackiego. Było tak pyszne... że ja pierdole;) To jest jeden z wielu powodów dla którego warto się ostro spizgać na rowerze, zimne piwko kiedy już jest po wszystkim:D Wyprawa powoli dobiegała końca, wbiłem się na pociąg, w drodze z Oświęcimia do Chełmka gadałem ze świetnym dziadkiem. Wyglądał na 70 lat i naprawde sporo śmiga na rowerze. Wracał z jakiegoś rajdu z Przeciszowa. Opowiadał że jeździł jakieś rajdy 24h na Salmopol, Kubalonke, wychodziło im ponad 200km także szacunek wielki dla niego:) Wspólnych znajomych też mamy bo serwis u Pawła jest mu dobrze znany, zresztą ostatio u Pawła spotkałem też zapalonego dziadka rowerzyste, pewnie kumple;) Z Chełmku wróciłem do Libiąża, zrobiłem rundke, pogadałem chwile z Wojtasem który szedł na grila z rodzinką i zajechałem do domu. Zjadłem, wykąpałem się i odrazu zasnąłem;)

Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
30.30 km 0.00 km teren
01:16 h 23.92 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:160 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Pętla wokół wolskiego

Piątek, 8 lipca 2011 · dodano: 08.07.2011 | Komentarze 0

Na Bielany, tam zaczęło troche kropić... potem obserwatorium, zakamycze dalej były panieńskie skały, królowej jadwigi i na koniec podjazd w okolice kopca kościuszki. Jakiś koleszka tam starał się za mną jechać ale po chwili został z tyłu:) Rano było pięknie, potem deszcz... Niech chociaż weekend będzie ładny;)