Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26123.08 kilometrów w tym 3074.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mrsandman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:1031.10 km (w terenie 94.00 km; 9.12%)
Czas w ruchu:50:12
Średnia prędkość:20.54 km/h
Maksymalna prędkość:71.70 km/h
Suma podjazdów:12560 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:128.89 km i 6h 16m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
127.60 km 17.00 km teren
06:45 h 18.90 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1980 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Rzeźnia na Policy...

Wtorek, 29 maja 2012 · dodano: 29.05.2012 | Komentarze 0

Wyjechałem na luzie około 10:30, czas był dokładnie wyliczony także nie było potrzeby zbierac sie z samego rana. Nawet się zabardzo nie przygotowywałem co się potem troche zemściło. Już koło Bonarki zacząłem czuc głód, ale na wioskowych pagórkach o tym zapomniałem:) W Stróży skoczyłem do cukierni po drożdzówki i już było lepiej. Zrobiło się dośc pochmurnie i chłodno, już myślałem że jakiś deszcz przyjdzie... W Pcimiu odbiłem na Jordanów, dośc nudna droga, ale za to krótsza niż na Rabke. Potem była Bystra i Sidzina. Tam już czułem spore zmęczenie a dłużący się podjazd do Wielkiej Polany tylko je potęgował. Wkońcu zajechałem pod szlak. Zrobiłem sobie przerwe na jedzenie i picie. Na liczniku było już ponad 80km, czułem że będzie ciężko, nie myliłem się... Szlak po odbiciu w prawo mocno pnie się w góre, leci wąską ścieżką usianą kamieniami i korzeniami. Sporo udało się wjechac ale wkońcu musiałem skapitulowac i podporwadzic kawałek. Potem wjeżdza się na nieco szerszą ścieżke gdzie jedzie sie już łatwiej. Jednak znowu trafiają się momenty gdzie ciężko się utrzymac. Po jakimś kilometrze wpadłem na jakąś leśną autostrade, szeroka żę dwa auta by luzem przejechały... Postanowiłem się nią przejechac. Tutaj już zdobywanie wysokości to proste zadanie:) Nieco dalej zauważyłem ze szlak wpada na tą droge od lewej strony. Dalej siedzieli robotnicy, potwierdzili ze dojade tędy do schroniska. Stało tam sporo ciężkiego sprzętu, ciężarówka, walec itp Ogólnie droga podobna do tej z Salmopolu w kierunku Baraniej. Niestety nie ma jej na mapach, a wiele bym dał żeby poznac jej koordynaty, gdzie się zaczyna, jaki ma przebieg... Dojazd byłby na szybkości:) Kilkaset metrów dalej w prawo w góre odchodziła ścieżka, zauważyłem że jest tam znak szlaku. Opuściłem autostrade i skierowałem się tam. Znowu ciężka przeprawa, troche jazdy troche prowadzenia. Dopiero od połączenia szlaków było lajtowo. Na hali krótkie tacho połączone ze zdjęciami i dalej w kierunku szczytu. Do Złotej grapy było dośc spoko, potem już ciężka opcja. Sporo powalonych drzew utrudniających jazde, nawierzchnia bardzo trudna. Wkońcu dobrnąłem do szczytu. Babia góra jak na dłoni, Tatry dzisiaj nieco gorzej. Jeszcze fotka przy pomniku ofiar katastrofy lotniczej i puściłem się w dół. Zjazd dośc trudny, trzepało na wszystkie strony. Przypomniałem sobie, że dopompowywałem ostatnio opony na twardo heh:) Spuściłem z tyłu troche powietrza i było nieco lepiej. Na mega kamieniu musiałem sprowadzic bo uskok miał prawie metr wysokości:) Następnie krótki podjazd na Cyl i zmiana szlaku. Tutaj się pogubiłem, pojechałem tak jak znak wskazywał żółty i niebieski. Chciałem zajechac na Mosorny, jednak trafiłem na zielony;/ Po drodze było hardkorowo. Początek zjazdu wąską ścieżka zawaloną drzewami, niekedy nie mieściłem się z rowerem i musiałem przepychac go przed sobą... Gdyby nie te drzewa byłoby genialnie:) Ogólnie znaków żółtego szlaku widziałem ze 3 a oznaczenia niebieskiego były co chwile, dziwne bo wg mapy niebieskiego tam nie ma... Potem wyczytałem że biegną tam dwa niebieskie, niezły burdel... Dalej zrobiło się szerzej ale za to przejebanie stromo i kamieniście. Nie było szans tego zjechac. Wg mapy nachylenie 40% także nie ma lipy. Potem na zielonym zrobiło się już w miare spoko, kawałek dalej odbiłem na ubłoconą droge zwózkową i dotarłem do domków letniskowych i do szosy. Ogólnie cały ten odcinek był bardzo wymagający, często aż zbyt hardkorowy, raczej nie nadaje się pod taki rower jak mam... Na koniec podjechałem sobie na moją ulubioną przełęcz i szlakiem czerwonym i niebieskim zajechałem do Grzechynii. Stamtąd już standardowo do Suchej na kebabcza, tym razem się nie postarali z nim;/ Powrót oczywiście pociągiem:)















Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
204.50 km 14.00 km teren
10:19 h 19.82 km/h:
Maks. pr.:65.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2870 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Tatrzańska odyseja - Hala Gąsienicowa :)

Środa, 23 maja 2012 · dodano: 23.05.2012 | Komentarze 0

Poprzedniego wieczoru myślałem o krótszej trasie, jednak Tatry za bardzo kusiły;) Wszystko elegancko przygotowałem coby rano bez tracenia czasu wyjechac. Ruszyłem koło 6:00. Było dośc rześko a bezchmurne niebo zapowiadało udaną wycieczke. Samopoczucie było świetne, kilometry mijały jak nigdy. Tradycyjnie przez wioski, w Lubniu krótki postój na zmiane koszulki i drożdzówke. Podjazdu do Skomielnej nawet nie poczułem;) Następna górka była w Chabówce. Pamiętam jaką gehenne przeżywałem tam podczas listopadowej jazdy do Zako... Tym razem było odwrotnie, jechało się wspaniale. Zdecydowanie najfajniejszy odcinek zakopianki. Za Nowym Targiem a dokładnie w Szaflarach odbiłem na Ząb. Bardzo przyjemna boczna droga z widokami na Tatry. Odcinek obfitował w strome podjazdy. W ten sposób zajechałem na Gubałówke. Tam jak zwykle odpust i pełno stonki, ciężko było się przedrzec przez te wszystkie wycieczki szkolne itp... Zjechałem sobie na parku w centrum Zakopanego, tam pare fotek jedzenie i dalej do celu:) Nad Tatrami zbierały się ciemne chmury... Za dużo przejechałem żeby rezygnowac;) Do Brzezin cały czas miałem pod górke, ale z małym nachyleniem takze fajnie wchodziło. Wkońcu znalazłem się przy szlaku. Kupiłem bilet i ruszyłem na 7 kilometrową kamienną masakre... Te kocie łby były tak przejebane do jazdy że ciężko to opisac:) O dziwo udało się wszystko podjechac bez prowadzenia, tylko jak zwykle w kluczowych momentach spadł łańcuch, a w innym miejscu wpadłem w poślizg na lodzie... Musze zajechac do Pawła i naprostowac hak... Ogólnie nachylenie było wporządku poza jakimiś dwoma momentami gdzie było ponad 20%, tam była mocna walka żeby się utrzymac:) Im byłem wyżej tym częściej leżał śnieg koło szlaku... Końcówka była najgorsza, tam ścieżka składała się z dużych kamieni ustawionych jak wszystkie inne czyli na sztorc heh:) Na dodatek kilkaset metrów od schronu zaczęło kropic a w oddali słychac było grzmoty. Za wysoko zajechełem żeby sie wycofywac. Po równo godzinie dotarłem do schroniska, zrobiłem fotke i zaczęło już konkretnie lac. Od razu zacząłem zjazd, wykończył mnie doszczętnie. Prędkośc niewiele większa niż pod góre, rowerem rzuca na wszystkie strony, kamienie robią się śliskie od deszczu, ciężka sprawa... Na szczęscie deszcz osłabł i mogłem jechac spokojnie. Niestety jakiś kilometr od budy z biletami rozpadało się na dobre... Także na dole byłem już mokry. Zczaiłem się w tej budzie pod daszkiem aby przeczekac, pogadałem z bileciarzem, osuszyłem się troszke i kiedy wydawało mi sie że deszcz osłabł wyjechałem. Zrezygnowałem z jazdy na Głodówke i Bukowine, poleciałem w kierunku Poronina przez Murzasihle. Deszcz szedł od południa wiec trzebabyło uciekac w dół na północ. Ujechałem ze 200 metrów i przyszło oberwanie chmury, przez jakis czas niebyło się gdzie zatrzymac coby się schronic a tak napierało deszczem że ledwo widziałem gdzie jade... Wkońcu dojechałem do domostw, wbiłem się komuś na ganek i tak stałem dobrych 20min, woda lała się ze mnie strumieniami. I tak byłem zadowolony, że udało się objechacna Gąsienicową ale morale ucierpiało znacznie... Po jakimś czasie już tylko siąpiło, ale drogą spływał potok, musiałem jechac mega wolno bo spod kół leciały strugi wody. Na dole wbiłem się na przystanek, doprowadzic się chociaż troche do używalności. Ze ścian narwałem papierów i napchałem do butów żeby troche wody wpiły, ubrania wykręciłem, koszulke wymieniłem na bluze i mogłem jechac dalej jak człowiek:) W sklepiku jeszcze nakupiłem husteczek dla lepszego osuszenia i mogłem jechac dalej. Miałem sporo czasu do pociągu wiec pojechałem w kierunku Nowego Targu. Leciało się elegancko, w Szaflarach asfalt był suchy. Widocznie tutaj tylko lekko pokropiło. Noga podawała znakomicie wiec zajechałem aż do Rabki. Tam podjechałem kawałek czerwonym szlakiem na polane wypic browara:) Sama przyjemnośc:D








+ BONUS:)

Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
143.90 km 13.00 km teren
06:52 h 20.96 km/h:
Maks. pr.:70.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1770 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Hardcorowy Ćwilin

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 2

Może jeszcze cos pamiętam po prawie 2 tygodniach:) W Wieliczce jechałem skrótem przez ulice Kopernika, mega stroma ale w ogólnym rozrachunku korzystniej tamtędy leciec. Pogoda dopisywała także nawet nie zauważyłem jak minąłem Dobczyce. Kilka kilometrów dalej skręciłem w lewo na Raciechowice. Przepiękne tereny, pierwsze szczyty Beskidu Wyspowego, pełno sadów, wkońcu małopolski szlak owocowy:) Potem w prawo na Dobrą przez Skrzydlną. Tutaj już się jechało zacienioną dolina Stradomki. Końcówka tego odcinka wiodła obok kamieniołomu w Porąbce. Dziwnie mi się tam jechało, wydawało się płasko, czasem nawet z górki a nie mogłem jechac wiecej jak 15km/h, jakis trójkąt bermudzki hehe;) Potem szybki zjazd do Dobrej i na kiedy dojechałem do głównej drogi z Mszany znałem już trase z zeszłorocznej wycieczki na Mogielice. Oczywiście wszystkie znaczące góry było widac jak na dłoni, wcześniej dominowała Śnieżnica, potem Łopień a teraz Mogielica i cel dzisiejszego wyjazdu Ćwilin. W Jurkowie odbiłem w prawo na Wilczyska gdzie czekał na mnie podjazd szlakiem różańcowym. Na początku ścieżki zatrzymałem sie na krótki odpoczynek, żarcie i zdjęcia. O dziwo po ponad 70km pagórków czułem się świetnie. Początek podjazdu, pierwszy zakręt w prawo był dośc stromy, potem kawałek lajtowego nachylenia i znów nieco mocniej. Przez ten interwałowy charakter można było odpocząc na wypłaszczeniach. Nawierzchnia bardzo przyjemna. Końcówka pod szczyt była sroga, masa kamieni a potem stromizna na łące. Jednak tego dnia noga zapodawała z taką mocą że wszystko wjechałem, na szczycie byłem w około 37min. Te kilka dni przerwy dobrze mi zrobiło. Bardzo podobał mi się ten podjazd, wymagający ale przejezdny, satysfakcja na szczycie była ogromna. Wyspowy kolejny raz mnie zachwycił, ma cos w sobie to pasmo czego nie czuje w innych górach, może dlatego że byłem tam tylko 2 raz i nie znam zbyt dobrze tych terenów. Wszystko wydaje sie takie dziewicze:) Panorama ze szczytu była genialna, w oddali pasmo Radziejowej, centralnie widac było ośnieżone granie Tatr, pod nimi Gorce, od Lubania bo Turbacz... Po prawej Luboń a dokładnie nad nim Babia. Posiedziałem tam dośc długo, dalej w planie miałem zjazd żółtym do Mszany. Pierwsze kilkaset metrów było lajtowe, ale kiedy przeciąłem jakąś szutrową droge i wjechałem w las na wąską ścieżke zrobiło się dziko;) Było kilka powalonych świerków ale udało się po nich przejechac, z każdym metrem robiło się coraz bardziej stromo. W pewnym miejscu musiałem sprowadzic kilknascie metrów bo lot przez kiere miałbym zagwarantowany. W innym miejscu zarzuciło mną że o mało tylne koło mnie nie wyprzedziło, na szczeście udało się utrzymac w siodle. Na wypłaszczeniu buło mega błoto, taki czerwony gęsty syf. Tam też trzeba było kawałek przejsc bokiem. Końcówka to jazda skrajem pól z przyjemnymi widokami na okoliczne górki. W pewnym miejscu szlka odbił do lasu a ja jechałem dalej przez pola i na ostatnim zjeździ złapałem z przodu snejka, do tego coś mi się pojebało z przednim hamulcem;/ Szybka naprawa i dalej w dół. Było bardzo stromo... Z Mszany standardowo, na Lubień, Myślenice i wioski.
















Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
40.70 km 0.00 km teren
01:37 h 25.18 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Nudy

Czwartek, 17 maja 2012 · dodano: 17.05.2012 | Komentarze 0

Na luzie;)


Dane wyjazdu:
124.50 km 9.00 km teren
06:13 h 20.03 km/h:
Maks. pr.:71.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1550 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Sołtysi dział, Makowska góra, Koskowa góra

Piątek, 11 maja 2012 · dodano: 12.05.2012 | Komentarze 1

Tym razem wybrałem się w Makowski, miałem troche w nogach po ostatnich wycieczkach więc nie było sensu pchac się w większe góry. Do Sułkowic tak jak ostatnio, miałem troche problemów żeby znaleźc droge na Sołtysi Dział, jakieś typy mi źle poradziły... Troche pobłądziłem ale udało mi się trafic. Cały czas lajtowo tylko ostatnie 2 zakręty są strome. Niestety spadł mi tam łańcuch i musiałem stanąc;/ Drobna regulacja i możnabyło leciec dalej. Do Jachówki cały czas w dół i znowu podjazd, tym razem trudniejszy, ale za to z lepszymi widokami. Na szczycie gonił mnie jakiś kundel, gdyby właścicielka nie stała koło domu to nie byłbym taki obojętny dla niego heh;) Tą okolice już znam z ubiegłorocznej jazdy więc nie musiałem sprawdzac jak jechac. Kilka zdjęc, bo wkońcu pokazały się Tatry których oczywiście na fotkach nie widac... Zrobiłem krótkie tacho na rynku w Makowie i ruszyłem dalej na Żarnówke. To już ostatnia góra tego dnia. Najpierw dośc długo w góre asfaltem na jakąś nienazwaną przełęcz. Potem odbiłem w lewo na skrót w kierunku niebieskiego szlaku. Na początku było super, asfalt, szuterek. Dojechałem do kilku domów i koniec dobrej ścieżki, jeszcze dałem rade kawałek podjechac i dalej były pola i zarośnięty strumyk... Chyba trzebabyło skręcic w lewo kilkaset metrów przed domami... Ale nie ma tego złego, kilka minut prowadzenia i już byłem na ścieżce. Teraz dla odmiany miałem widoki na Beskid Wyspowy i Gorce. Jeszcze kilkanaście minut i byłem pod Koskową Górą. Zrobiłem wkoncu zdjęcia na których chociaż troche widac Tatry hehe:) Nieco dalej z Parszywki były jeszcze pełniejsze panoramy:) Było tak przyjemnie że posiedziałem tam chwile na trawce. Później był fajny zjazd w kierunku Działu, dośc stromy a środek ścieżki bardzo kamienisty, wybrałem jazde bokiem między drzewami, bardzo przyjemny odcinek. Powrót przez Myślenice i wioski. Te ostatnie pagórki dały w kośc, jeszcze ten gorąc... Tablica przy moście w krk pokazywała troche ponad 33 stopnie. W rzeczywistości napewno tyle nie było ale było ciepło;)















Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
122.70 km 28.00 km teren
06:48 h 18.04 km/h:
Maks. pr.:50.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1840 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Beskid Mały - Żywiecki

Środa, 9 maja 2012 · dodano: 10.05.2012 | Komentarze 0

Nie ma kiedy opisów robic;) Po paru dniach coś skrobne. Na pierwszy ogień poszedł Leskowiec, sekretnymi ścieżkami. Na szczycie pogadałem sobie chwile o górach z jednym dziadkem i poleciałem na zjazd, tym razem żółtym szlakiem. U góry szlak dośc fajny, na dole rynienka z kamieniami. Do podjazdu się nie bardzo nadaje. Następnie wjechałem na górki koło Ślemienia, podjazd asfaltem był bardzo fajny, nawet pare mocniejszych fragmentów się znalazło. Od szczytu miałem pare kilometrów granią, teren dośc lajtowy ze świetnymi widoczkami na reszte Beskidu Żywieckiego. Zjechałem do Pewli i dalej na Hucisko. Tam koło opuszczonej stacji kolejowej obczaiłem terenowy skrót do Koszarawy. Przez chwile towarzyszył mi jakiś zagubiony pies, dobrze że nie miał agresora na widok roweru tak jak niektóre kundle:) Z Cichej leciałem zielonym, dobry szlak na zdobywanie wysokości, cały przejezdny. Dojechałem do skrzyżowania szlaków, byłem już dośc zmęczony a czasu było na styk więc zrezygnowałem z wjazdu na Lachów Groń i pojechałem trawersem Czerniawy na Jałowiec. Widoki z tamtąd jak zawsze zapierały dech:) Na dół leciałem drogami pożarowymi/zwózkowymi, z 8km miał ten zjazd... W drugą strone byłaby to chyba najłatwiejsza opcja. Chwile później byłem już w suchej, tam w sklepie zaopatrzyłem się w browca na droge. Na stacji spotkałem Tomaszka:D Wracał z Krk i czekał na tate, pogadaliśmy chwile czekając na mój pociąg. W drodze powrotnej jeszcze miałem pogadanke z konduktorem który nie chciał mi biletu sprzedac... Buc jeszcze policją straszył hehe:) Na szczęście znam przepisy lepiej od niego i wkońcu wydrukował mi bilet tak jak chciałem.

















Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
165.00 km 1.00 km teren
07:00 h 23.57 km/h:
Maks. pr.:58.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1570 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Pętla Beskidzka

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 05.05.2012 | Komentarze 0

Do samego końca nie byłem pewien czy pojade. Prognozy były dość średnie, jednak kiedy rano wstałem i zobaczyłem czyste niebo nie musiałem się dłużej zastanawiać. Temeratura idealna na rowerek, zresztą tak samo jak na mojej ostatniej trasie. Wcześniejsze dni, kiedy pracowałem były w sumie za gorące jak dla mnie. Wyjechałem koło 9:00 szybko zajechałem do Oświęcimia, tam podrzuciłem Monice książke i skierowałem się na Bielsko. Standardowo przez wioski. W BB środkiem dwupasmowej drogi lazła jakaś pielgrzymka. Na skrzyżowaniu lezą na czerwonym, nie ma jak przejechać, co za ludzie... Przytachowałem dopiero w Bystrej bo coś zgłodniałem. Dalej był Szczyrk, nawet nie było dużego ruchu w mieście. Początek podjazdu na przełęcz dość nużący i męczączy ale jak tylko pojawiły się pierwsze zakręty noga zapodawała aż miło:D Na szczycie pare fotek i długi zjazd do Wisły. Tam zajechałem nad malowniczy zalew, co zresztą widać na zdjęciach:) Sporo rowerzystów tam było, także było kogo brać na podjazdach:) Na Kubalonke droga elegancka, naprawde super miejscówka. Szkoda że przy zamku prezydenckim wszędzie były kamery bo z lądowiska dla helikopterów byłyby świetne zdjęcia. Większośc trudów już była za mną. Z przełęczy szybki zjazd dziurawym asfaltem do Istebnej. Tam to jest dopiero życie, zajebiste miejscowości. Nie ma tego całego badziewia co w innych turystycznych miejscowościach typu Szczyrk i nie jest wszystko wokół dróg oklejone chujowymi reklamiami jak na podhalu... Przytachowałem tam u kogoś na ławeczce przed domem:) Na szczescie nikt mnie nie przegonił. Uzupełniłem troche paliwa przed ostatnim dzisiejszym podjazdem. Nie miałem już siły na walke dlatego jechałem na lajcie. Wkońcu wdrapałem się na Ochodzitą, już zdaleka widziałem że będzie tam super ale widoki ze szczytu mnie rozwaliły. 360 stopni, wszędzie Góry, coś zajebistego... Zdecydowanie jedno z lepszych miejsc gdzie byłem. Czasu miałem w opór dlatego spędziłem tam ładną chwile. Jednak kiedyś trzebabyło się wkońcu zebrać. Zjechałem do Kamesznicy, tamtejsza droga woła o pomste... Cały czas trzebabyło uważać żęby się nie wpierdolić w jakąs ogromną dziure. Dalej już znajoma droga do Żywca. Tam wiadomo co było hehe:) Paulaner wchodził jak zawsze, jakbym mógł to bym zamieszkał w tej piwiarni:) Na drugie danie Brackie. Browarki dały mi tyle siły że zajechałem sobie jeszcze do Bielska na bułke z pieczarkami. Powrót jak zwykle zapewniały przewozy regionalne:)























Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
102.20 km 12.00 km teren
04:38 h 22.06 km/h:
Maks. pr.:56.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Grań: Żar - Kocierz

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 04.05.2012 | Komentarze 0

Odrazu po pracy wsiadłem w pociąg żeby rano móc wyskoczyć w góry. Miałem niewiele czasu bo popołudniu byłem zaproszony do Moniki na 18 urodziny:) Trzy dni w pracy wykończyły mnie, obawiałem się że będzie ze mną krucho ale okazało się inaczej;) Do Kęt miałem lekki wiaterek od przodu ale deptałem bez litości, średnia prawie 30km/h. Na Żar wjeżdzało się bardzo ciężko, myśle że jakieś 30-35% było prowadzenia a w jednym miejscu nawet noszenie hehe:) Jak zobaczyłem tą ponad 2 metrową skałke to mi nogi zmiękły;) Na szczęście udało się na nią wdrapać bez strat i bez pomocy turystów. Końcówke za to udało się wjechać. Na szczycie nie zabawiłem zbyt długo, przejebane co się tam dzieje, jak w odpust... Stały kramy z watą cukrową, żelkami, jakieś stoisko z chińskimi okularami przeciwsłonecznymi... Podjechałem kawałek dalej i na Kiczorze miałem już spokój:D Zjazd wszedł na lajcie, a keidyś wydawał się trudny... Na przełęczy Isepnickiej minąłem kilku kolesi na motorach, skur...syny tylko hałasują i szlaki niszczą. Na trawersie Cisowej było kilka powalonych drzew, szkoda bo to jeden z fajniejszych fragmentów tej trasy. Zatrzymałem się tam na chwile pooglądać nie dawno odbudowaną kamienną chatke. Szkoda że nie ma dachu bo by się możnabyło przespać heh;) Nieco dalej usłyszałem w oddali grzmoty, w sumie zapowiadali na dzisiaj burze dlatego zaczęło mi się troche spieszyć;) Na Kocierzu tłumy więc minąłem bez zatrzymania. Szybki zjazd asfaltem i powrót tak jak ostatnio. W Gierałtowicach był otwarty sklep to zajechałem kupić sprita bo miałem już pusto w bidonach. Zjadłem jeszcze bułke i dojechałem do domu.




Kategoria Góry