Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26123.08 kilometrów w tym 3074.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mrsandman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:776.70 km (w terenie 85.00 km; 10.94%)
Czas w ruchu:35:41
Średnia prędkość:21.77 km/h
Maksymalna prędkość:66.00 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:59.75 km i 2h 44m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
21.90 km 2.00 km teren
00:58 h 22.66 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Powrót z Krakowa po trasie do Zako

Środa, 25 sierpnia 2010 · dodano: 25.08.2010 | Komentarze 0

Z Wieczystej na dworzec w Krakowie i z dworca w Libiązu runda honorowa przez park do domu:)
+ okolica wieczorkiem i piwko na Lipiu


Dane wyjazdu:
153.40 km 1.00 km teren
06:55 h 22.18 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

ZAKOPANE

Poniedziałek, 23 sierpnia 2010 · dodano: 25.08.2010 | Komentarze 0





href="">670589</a>
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
132.60 km 15.00 km teren
06:24 h 20.72 km/h:
Maks. pr.:66.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Grań z Kocierzu na Żar i powrót przez Przegibek

Piątek, 20 sierpnia 2010 · dodano: 20.08.2010 | Komentarze 0

Aktualizuje ten wpis po 3 tygoniach, był egzamin z matmy który na szczęście zdałem, wakacje na Rodos, także na szybko...
W drodze na Zator Dominik zostawał sporo z tyłu, kolana dawało o sobie znać i chciał wracać do domu... W Zatorze udało mi się przekonać go żebyśmy skoczyli na Andrychów i ewentualnie Kocierz. Z Zatora do Andrychowa toczyliśmy się około 22-20km/h. W Andrychowie zrobiliśmy krótki postój i ruszyliśmy na Kocierz. Podjazd jechałem dość mocno, tradycyjnie 2:1-2 i ogień do przodu:) Dominik odblokował się na tym podjeździe i ból kolana przeszedł. Większość czasu jechał w miare blisko za mną, na przełęczy był 2-3 min za mną. Ze względu na poprawe kondycji mojego kompana zaproponowałem trase czerwonym szlakiem na Żar. Dominik nigdy tamtąd nie jechał wiec poparł moją propozycje. Początkowe kilkaset metrów było bardzo błotniste, nawet zastanawiałem się czy nie wracać i jechać przez Wielką Puszczę. Na szczęście targaliśmy dalej do przodu i droga stała się przyjemniejsza. Początkowo było dość płasko, potem czekał na nas podjazd który po jakimś czasie zrobił się bardzo kamienisty i stromy, musieliśmy podporwadzać. Po ulewach i powodziach szlaki są w opłakanym stanie, pełno wymytych kamieni i ogólne dziadostwo... Po drodze były wspaniałe widoki na beskid Żywiecki, miło było widać radość Dominika z tego że wybraliśmy się w góry:) Ja natomiast cieszyłem się widokami, jazdą i wspominałem poprzednie wyjazdy w strony które kocham:) Podczas jednego kamienistego zjazdu Dominik stracił panowanie nad bikiem i się wypieprzył, całe szczęście że odbyło się bez kontuzji... Ciekawy był wąski odcinek szlaku trawersujący Cisową Grape, kiedyś tam się pogubiłem jadąc od Żaru i przejechałem go od drugiej strony. Nieco dalej droga rozchodziła się w lewo w dół i w prawo lekko do góry. Na oznakowanie szlaku nie było co liczyć ale z tego co pamiętałem powinniśmy jechać w lewo w dół co też zrobiliśmy. Szlak zaczął się zwężać i było coraz wiecej trawy, wkońcu droge zablokowało nam wielkie przewrócone dzrzewo. Wyglądało na to że ciążko błoby nawet przeprowadzić rowery obok;/ Nieco wcześniej była ścieżka prowadząca do tego górnego odcinka, podjechaliśmy tam i po chwili okazało się że to slepa uliczka... Wróciliśmy do tego drzewa i przeprowadziłem rower obok, Dominik zjechał nieco wcześniej i go ominął. Dalej szlak wyglądał już normalnie, dość długo zjazd w kierunku Kiczery, chwila wypłaszczenia i bardzo stromy kamienisty podjazd na Kiczre którym w dolnym odcinku nawet ciężko jest zjechać, kiedyś się obawiałem czy zjade tam bez szwanku:) Czekało na nas podprowadzanie, bylismy już bardzo blisko z Żaru a widok ze szczytu wynagrodził nam wszystkie trudy trasy. Uwielbiam tamto miejsce, wg mnie to jedno z najlepszych miejsc widokowych w Beskidzie Małym, wspaniała polanka do odpoczynku, spokój, krzaczki jagód dookołoa, bajka;) Porobiliśy tam kilka zdjęc i zjechaliśmy bardzo przyjemnym odcinkiem na Żar. Postanowiliśmy nie jechać na szczyt Żaru tylko zjechać do Miedzybrodzia i przez Przegibek dojechać do Bielska i wrócić przez wioski. Na zjeździe chciałem dokręcić do jakiejś konkretnej prędkości jednak co chwile chodzili ludzie a pozatym za wcześnie ruszyłem na pełnej kurwie... Zamiast na tym prostym szybkim odcinku z betonowymi barierkami po lewej rozpędziłem się na poprzednim którszym przez co na zakręcie musiałem zwolnić i ciężko było się znowu rozkręcić. Na dole zatrzymaliśmy się przy moim ulubionym sklepiku i kupiliśmy sobie pice i batoniki. Nastepnie spokojnie jechaliśmy sobie w kierunku skrętu na Bielsko w Międzybrodziu Bialskim, czekał tam na nas podjazd na Przegibek. Z tego co pamiętałem z wycieczki na Magurke z Mikołajem nie był ani długi ani stromy, taki w miare łatwy. Jechałem podobnie jak na Kocierz cały czas równym solidnym tempem, na początku zwalniałem niece i czekałem na Dominika ale gdy zacząły sie trudniejsze odcinki przestałem. Czułem już tam zmęczenie po poprzednich podjazdach i górskich szlakach ale wyjechałem na przyzwoitym poziomie, na przełęczy znowu czekałem około 2 minut na Dominika i ruszylisy na zjazd, ten sam którym jechaliśmy kilka dni wcześniej z Hrobaczej Łąki:) Pod koniec na prostej kilkaset metrów przed światłami miała miejsce dziwna sytuacja... Jade sobie około 35 km/h a obok mnie jakiś pierdolony buc w aucie wyciągnął ręke i chciał mnie złapać. Dość szybko jechali, tak samo jak ja zresztą i gdyby tylko lekko mnie dotnkał to leżałbym na ziemi. Także jak śpiewał zacny Nagłu atak spawacza: "ty głupi, głupi jebany skurwysynu";) Dominik jechał za mną, powiedział że skurwiel był centymetry odemnie... W Bielsku zatrzymaliśy się przy dworcu na jak zawsze doskonałą bułke z pieczarkami. Ruszyliśmy w kierynku domu, niestety ciążko był osię wydostać z Bielska, ciągle roboty drogowe i objazdy. Wkońcu jednak udało nam się wyjechać na właściwą droge, szybkie lanie i zakupy picia na dalszą jazde i można komfortowo jechać:) Do Wilamowic prowadził Dominik ja sobie spokojnie za nim jechałem. Lubie tamtędy jeździć, pewnie dlatego że droga ma swój klimat, jest mało ruchliwa, cały czas wiedzie przez wioski no i jest ciekawy widok na Hrobaczą i reszte od drugiej strony:) W Wilamowicach zatrzymaliśmy sie na chwile i rozbawiliśmy się tym co tam zastaliśmy. Właściciel zostawił psa w samochodzie i zwierzak przeszedł na siedzenie kierowcy i przezabawnie wygladał, dzieciaki obok robiły zdjęcia i ogólnei było wesoło:) Z Wilamowic ja poprowadziłem jednak Dominik był nieco z tyłu więc musiałem zwolnić i spokojnie dojechaliśmy do Rajska. Czułem już spore zmęczenie i troche kark mnie bolał... Na szczęście byliśmy już prawie w domu. Przejechaliśmy przez Oświęcim i wróciliśmy do Libiąża:) W domu zjadłem, wziąłem prysznic i musiałem jechać do Krakowa do pracy.
A już kilka dni później, w poniedziałek czekało na mnie...



href="">664254</a>
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
14.20 km 5.00 km teren
00:44 h 19.36 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Górki z Dominikiem

Środa, 18 sierpnia 2010 · dodano: 18.08.2010 | Komentarze 0

Regeneracja po wczorajszej wycieczce:) Dwa razy podjechaliśmy na górki nad kopalnią, za pierwszym razem przez hopki i zjazd przez OS Bogdan;) Drugi podjazd od strony Żarek niedaleko cmentarza i zjazd szutrową drogą. Na koniec tradycyjnie piwko w parku:)


Dane wyjazdu:
80.20 km 13.00 km teren
04:05 h 19.64 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Hrobacza Łąka z Dominikiem

Wtorek, 17 sierpnia 2010 · dodano: 17.08.2010 | Komentarze 0

Kurrr... wyłączyło mi prąd podczas pisania... Jeszcze raz w skrócie;)

Wróciłem wcześnie z Krakowa coby zliczyć jakąś zacną trase. Umówiłem się z Dominikiem i wskoczyliśmy na głęboką wode, jeden z trudniejszych podjazdów, Hrobaczą Łąke:) Wiatr nie ułatwiał nam tego zadania, cały czas wiał mocno w twarz co skutwcznie spowolniało nas w drodze na szczyt... Do Kęt głównie ja prowadziłem, jednak Dominik też swoje przejechał. Kilka kilometrów przed Kętami Dominik nieco osłabł i musieliśmy zwolnić, 2 tygodnie spędzone nad morzem odezwały się. Zrobiliśmy tacho na BP w Kętach, szkoda że rynek nie jest jeszcze gotowy, zawsze to przyjemniej pourzędować na ławeczce niż na stacji benzynowej. Wypróbowałem tam nowy rower Dominika. Znakomicie dyma, amorek ładnie pracuje, rowerek w porównaniu z moim znakomicie przyspiesza, sporo wagi z niego zbił ostatnio a i kólka odnowione. Naprawde porzadny sprzet. Za BP skręcilisy w lewo na Porąbke i tam w centrum kupiłem wode i zjedliśmy batoniki aby mieć siłe na walke z podjazdem:) Przed tą góra należy czuć respekt, około 4 bardzo sztywnych kilometrów, tam można poczuc co to jest prawdziwy podjazd:) Od początku zostawiłem Dominika lekko z tyłu, przełożenie 2:2-1 i spokojne targanie do przodu:) Przez pierwszy kilometr trzymałem się niedaleko niego co jakiś czas obracałem się i spoglądałem czy daje sobie rade. Później albo on osłabł albo ja przyspieszyłem bo zniknał gdzieś za zakrętami. Minałem 2 bikerów naprawiających rower na poboczu, przelotnie wymieniliśmy pare słów, z tego co usłyszałem jechali do Bielska. Tam gdzie kończy się dobry asfalt zaczyna się hardcore:) Dziurawa droga, liczne kamienie i konkretne nachylenie aprawiaja że czuć ogień w nogach:) KOlejne takie miejsce jest przez samych schroniskiem, tam moje plecy domagały się już odpoczynku, na szczęście schronisko było już na wyciągniecie korby:) Poczekałem tam na ławeczce na Dominika. Chwile po mnie wyjechał chłop który naprawiał koło a Dominik był 5 minut za mna. Zrobiliśmy tam kilka zdjęc i udaliśmy się pod krzyż. Rozpościera się stamtąd wspaniały widok na Bielsko, Kozy i jezioro Goczałkowickie. Nastepnie udaliśmy się czerwonym na Groniczki, Gaiki i niebieskim szlakiem na Przegibek. Do przełęczy u Panienki wiedzie łatwy i przyjemny odcinek natomiast za przełęczą czeka strome podejście po lużnych kamieniach, trudne nawet prowadząc rower. Tam właśnie się nieco pogubiliśmy... Podejście rozwidla się na dwie ścieżki a znak czerwonego szlaku jest dokładnie pomiędzy nimi i nie wskazuje której konkretnie dotyczy... Pomyśleliśmy że obie ściezki łaczą się u góry i szlak leci dalej wiec wybraliśmy podejście prawą stroną. Na górze wsiedliśmy na rowery i ruczyliśmy dalej, była tam kilka trudniejszych momentów ale daliśmy sobie rade, jednak coś mi nie pasowało... Od jakiegoś czasu nie było wogóle znaków czerwonego szlaku. Postanowiliśmy jechać ta ścieżka dalej licząc na to że przetniemy w końcu szlak. Po niedługim czasie okazało sie że ścieżka wiedze zupełnie do nikąd i urywa się w pewnym miejscu... Wróciliśmy się kawałek i wpadłem na pomysł żeby podejść strokiem troche do góry i poszukać tam szlaku, nie było sensu się wracać do Panienki i podjeścia na Groniczki. W końcu nie mogliśmy sie znacznie oddalić od niego a zdawało mi się że idziemy równolegle do szlaku tylko troche niżej. Okazało się że mam racje, kilkaset metrów wyżej znalazłem czerwony szlak, podprowadziliśmy rowery i udaliśmy się dalej. Szkoda że dzień wczesniej popadało i było sporo kałuż ale jak zawsze przyjemność z jazdy w górach wynagradza wszystko:D Podczas jazdy zaczęło troche kropić, na szczęscie przeszło bokiem. W końcu dojechaliśmy do rozwidlenia szlaków gdzie jakieś skurwysyny przewróciły znak... Na szczęście szlaki były tam dość dobrze oznaczone i bez problemu sobie poradziliśmy. Niebieski szlak na Przegibek był dość wymagający do zjazdju, stromy i sporo luźnych kamieni, nawet czułem ręce:) Podjazd tamtędy były bardzo trudny. Na samym koncu zazdu już przy szlabanie koło asfaltu troche potłukłem sobie jajca na uskoku... ale i tak dobrze z tego wybrnąłem:) Na Przegibku Dominik kupił sobie coś do picia i zaczęliśmy zjazd do Straconki i Bielska. Szybka asfaltowa trasa, nie rozpedzałem sie zbytnio z uwagi na piasek i kamienie zdażające się w niektórych miejscach. W pewnym momencie wpadłem na te kamienie przy prędkości około 50km/h i nieźle mnie wytrząsło... W Bielsku mielismy zdecydować co robimy dalej, jedziemy na Szyndzielnie czy wracamy do domu. Jednak Pogoda sie troche zepsuła i uznaliśmy że najlepiej będzie wrócić pociągiem. Oczywiście będąc w Bielsku obowiązkiem jest zjeść bułke z pieczarkami i napić się Brackiego co też z wielką przyjemnością uczyniłem:D Szkoda tylko że tyle wyczekaliśmy się na pociągi, pobnad godzina w Bielsku, godzina w Czechowicach. Kupiliśmy bilety do Chełmka ale wysiedliśmy w Oświecimiu i stamtąd jechaliśmy na rowerach. Ja przejehcałem się jeszcze po Libiążu i wróciłem do domu:)




href="">657436</a>
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
80.30 km 5.00 km teren
03:29 h 23.05 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Wadowice z Arkitkiem

Piątek, 13 sierpnia 2010 · dodano: 13.08.2010 | Komentarze 0

Wieczorne obrady nie wypaliły więc umówiliśmy się na bika:) Sugerowalem trase na Andrychów i Kocierz, niestety Arkitek nie czuł się na siłach, ponadto nie udało nam się przekręcić SPD do Authora i musiał jechać w adidaskach;) Wybór padł na Wadowice. Na Jaworowej podniosłem sobie troche siodełko i mogliśmy ruszać w trase. Do Zatora prowadziłem cały czas koło 30km/h. Na Rynku zrobiliśmy krótkie tacho na picie i batony. Odcinek do Wadowic zawsze przyjemnie się jedzie, bardzo miło wspominam wszystkie wycieczki kiedy tamtędy przejeżdzłem:) W Wadowicach pokręcilismy się po rynku i wypiliśmy po Reedsie pod parasolami. Pogoda dopisywała, aż się nie chciało wracać:) Wracaliśmy tą samą drogą do Zatora a stamtąd jechaliśmy na spokojnie przez stawy w Przeciszowie i wioski. Tamten odcinek to kolejnie miejsce którym uwielbiam wracać. Spokój, stawy, wioski...:) W Libiązu podjechaliśmy do Bon Tonu i w parku wypiliśmy sobie załużone piwko:)



Dane wyjazdu:
100.50 km 15.00 km teren
04:46 h 21.08 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Skrzyczne (1257 m n.p.m.)

Poniedziałek, 9 sierpnia 2010 · dodano: 09.08.2010 | Komentarze 3

W końcu jakaś nowa, nieznana trasa czyli to co lubie najbardziej:D Jeszcze rano nie byłem przekonany co do wyjazdu, prognoza nie była optymistyczna, popołudnie burzowe, spore opady... jak się okazało udało mi się uniknąć deszczu. Wyjechałem zaraz z rana, niebyło zbyt ciepło mimo tego przyjemnie się jechało. Do Oświęcimia średnia wyszła ponad 30km/h. Do Kęt zajechałem jak za najlepszych czasów, byłem tam w nieco ponad 50min a średnia spadła do około 29km/h. Na BP tradycyjnie krótkie tacho i dalej na Żywiec. Wzdłóż jeziora jechałem już spokojniej podziwiajac widoki. W Tresnej zaczynalem być już głodny, srednia wynosiła już 27km/h i zaczynałem myśleć gdzie zrobić postój. W pietrzykowicach zatrzymałem się w sklepie kupić ciastka i fante które skonsumowałem na przystanku w Lipowej. Strasznie mi smakowały te ciastka a najważniejsze dały siły na dalszą jazde. Dzięki wiedzy z internetu bez problemów trafiłem na właściwą trase. Trzebe minąć szlaban i jechać w kierynku strzelnicy. Asfalt lekko wznosi się do góry, następnie przechodzi w szutrowy ostrzejszy odcinek zakręcający w prawo i po 200 metrach znów pojawia sie asfalt który ciągnie się jeszcze przez jakieś 2,5-3km poźniej jest 4-4,5km szutrowej drogi i około 200 metrów podprowadzenia niebieskim szlakiem. Ogólnie podjazd jest prostszy niż się spodziewałem. Trasa jest bardzo malownicza, jazda tam to sama przyjemność. Następnym razem planuje podjechać na około dolinki a następnie granią na Małe Skrzyczne, Malinowską skałke i Salmopol:) Na szczycie widok troche mnie zaniepokoił, Bielsko i Żywiec były spowite w czarnych chmurach, myśle że konkretna burza przechodziła tamtędy. Na szczęście na Skrzycznym świeciło słońce a na południu było czyste niebo. Kusiło mnie żeby jechać granią jednak w pamięci miałem ostatnie wycieczki gdzie łapały mnie burze wiec odpuściłem i wróciłem tą samą drogą którą podjechałem. Kiedy dotarłem na stacje w Pietrzykowicach Skrzycznego już nie było widać zza chmur... Widać było że zaczęło tam mocno padać, udało mi się tym razem...:) Chciałem z Pietrzykowic dojechać na rowerze do Bielska coby napić się Brackiego i zjeść bułke z pieczarkami, jednak przeczucie podpowiadało żeby wsiadać do pociągu, co też uczyniłem. Kiedy kupowałem bilet u konduktorki rozpętała się potężna burza, mocny wiatr i ulewa. W takiej sytuacji kupiłem bilet do Libiąża i dojechałem do Czechowic, tam presiadłem się na Oświęcim. Strasznie szybko leciał mi czas, pewnie dlatego że wciąż byłem podniecony jazdą:) W Oświęcimiu padało więc zrezygnowałem z jazdy na rowerze i wsiadłem do pociągu na Wieliczke. Nie byłem pewien czy mój bilet obowiązuje w tym pociągu więc wysiadłem w Chełmku i tam przeczekałem deszcz. Po około 30 minutach na stacji przestało padać i na spokojnie dojechałem do domu. A wieczorem znowu na pociąg i do Krakowa do pracy...



href="">640895</a>
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
12.60 km 5.00 km teren
00:35 h 21.60 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Na górki i po piwko:)

Niedziela, 8 sierpnia 2010 · dodano: 08.08.2010 | Komentarze 0

Trasa: Górki nad kopalnią, Bon Ton, Lipie i Grodzisko


Dane wyjazdu:
45.10 km 17.00 km teren
02:12 h 20.50 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Jazda po górkach (Zagórze itp)

Piątek, 6 sierpnia 2010 · dodano: 06.08.2010 | Komentarze 0

Około południa znowu miała przejść burza więc dalsza trasa odpadała. Wybrałem traske po okolicznych górkach głównie podjazdy i teren. Pomyslałem że to dobre przygotowanie przed jakąś trudniejszą trasą. Zacząłem Libiąskim standardem czyli na Grodzisko, przez RSP na Lipie i Górki nad kopalnią. Z górek zjechałem na Zagórcze ścieżką na prawo od źródełka, potem udałem się na Zagórze i zacząłem podjazd asfaltem za kościołem. W połowie tego podjazdu odbiłem w lewo w teren, tam czekał na mnie fragment stromego podjazdu z korzeniami. Wyjechałem na góre, objechałem boisko i pojehcałem szczytową polanką, stamtąd zjechałem asfaltem w kierunku kościoła tam gdzie zaczałem podjazd. Następny podjazd był asfaltem na Pogorzyce. Kilometrowy odcinek ze średnim nachyleniem nie sprawił mi większych kłopotów, przejechałem go na 2:1-2. W Pogorzycach skręciłem koło kapliczki na ostry zjazd w kierynku wygiełzowa. Na początku jechałem szutrową ścieżką która przeszła w kamienisty zjazd. Końcowy odcinek obwitował w piasek i gałęzie, takzę trzeba było uważać. W Wygiełzowie skręciłem w kierunku Lipowca. Czekał tam na mnie chyba najtrudniejszy odcinek... Pozdjazd koło kościoła zaczyna się odrazu na pełnej kur...ie;) Z Pawłem oszacowaliśmy że chwilami będize tam koło 23%, po jakichś 200 metrach asfalt się kończy i przechodzi w polną ścieżke nieco mniej stromą. Na końcu tego odcinka wjehcałem w las i pojechałem prosto nad ruinami zamku na Lipowcu w kierunku Płazy. Gdzieś w tym lesie musiałem wjechać na kolce, gdy zatrzymałem się już za asfalcie żeby sprawdzić smsa zauważyłem że mam kapcia a z przedniej opony wystaje wielki kolec. Na szczęście byłem przygotowany na to i zacząłem lepić dziure. Podczas naprawy przejeżdzało dwóch bikerów i zepytali się czy wszystko w porządku i czy sobie poradze. Bardzo miło z ich strony:) Okazało się że jechali podobną trasą co ja dzisiaj, życzyłem im szerokiej drogi i pojechali. W tym czasie zalepiłem dziure, załozyłem koło i pojehcałem na Płaze. Tam zjechałem asfaltem do wygiełzowa, jednak coś mi nie grało... Stanąłem koło sklepu, sprawdzam przednie koło a tam znowu schodzi powietrze. Pomysłałem że coś się z łatką schrzaniło bo za krótko czekałem aż się sklei i dlatego powietrze schodzi. Jednak zapowiadało się na intensywną burze i nie chciałem tracić czasu na ponowne klejenie dętki. Napompowałem koło i ruszyłem do domu główną drogą. W połowie lasu między Wygiełzowem a Żarkami zaczęło lekko kropić a koło znowu zrobiło się miękkie, zatrzymałem się na szybkie dopompowanie i jazda przed siebie. W Żarkach zaczeła się potężna ulewa i burza, jeszcze wieksza niż ta sprzed kilku dni która mnie złapała w Oświęcimiu. Wiatr wiał tak mocno że spychał mnie na pobocze... W pewnym momencie około 10-20 metrów ode mnie zobaczyłem niebieski błysk i iskry, zdaje mi się że piorun uderzył w drzewo... Nauczony ostatniomi doświadczeniami wsadziłem licznik do kieszeni i zacząłem szukać bezpiecznego miejsca. W ciągu paru chwil zaczęło tak padać że nie było sensu dalej jechać. Byłem już 3 kilometry od domu, z przystanku było widać tabliczke z napisem Libiąż, pozostało jedynie przeczekać tą burze... Udało mi się schronić na przystanku po lewej stronie drogi więc nie zacinało mi deszczem. Ale ludzie po przeciwnej stronie nie mieli tyle szczęścia, mimo że stali na przystaku, wiatr wiał tak mocno że nawet parasole im nie pomagały. Podczas tego wymuszonego postoju całkowicie zeszło mi powietrze z koła, na mokrej oponie było widać jak powietrze wydostaje się spod obręczy. Zdawało mi się że schodzi coraz szybciej. Kolejny raz napompowałem i ruszyłem do domu. Musiałem jechać srodkiem pasa, reszta jezdni była całkowicie zalana. Koło libetu na drodze leżało pełno połamanych gałęzi z drzew. Tuż przez samym domem koło Latków znowu musiałem napompować koło;/ Pare chwil później byłem już w domu.:D Kiedy zabrałem się za przednią dętkę znalazłem w niej 3 dziury po kolcach... Jeden był ciągle wbity w opone tylko nie było go widać... W terenie przez pośpiech założyłem że mam tylko jedną dziure i się przeliczyłem, na szczęście udało mi się dojechać do domu. Musze pochwalić oponke bo nawet na flaku dało się jechać:)




href="">634651</a> href="http://www.bikemap.net">Bikemap</a> </div>


Dane wyjazdu:
20.10 km 0.00 km teren
00:45 h 26.80 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Do Pawła po kierownice i chwyty

Czwartek, 5 sierpnia 2010 · dodano: 05.08.2010 | Komentarze 0

Znalazłem chwile czasu żeby podjechać do Pawła zrobić z kokpitem. U niego jak zwylke pogadaliśmy sobie o rowerach i wakacjach:) Stała u niego wypasiona Orbea, jakiś koleś z okolic ojcowa się na niej ściga i był podobno 4 w krakowskim maratonie, także szacunek;) Droga powrotna z nową kierownicą i chwytami to była czysta przyjemność, bez porównania lepiej się jechało.