Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26792.08 kilometrów w tym 3111.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mrsandman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:12393.30 km (w terenie 1682.00 km; 13.57%)
Czas w ruchu:632:54
Średnia prędkość:19.11 km/h
Maksymalna prędkość:83.70 km/h
Suma podjazdów:125044 m
Liczba aktywności:115
Średnio na aktywność:107.77 km i 5h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
45.00 km 37.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1774 m
Kalorie: kcal

Piwniczna, Małe Pieniny

Sobota, 6 lipca 2024 · dodano: 11.07.2024 | Komentarze 0

Misia pojechała z Hanią do Warszawy do Karoliny, wiec wykorzystałem czas i wyskoczyłem do Piwnicznej. Podjazd na Obidze dość przyjemny, miejscówka bardzo ładna i widokowa. Potem niebieskim granicznym w Małe Pieniny. Na początku bardzo łatwo. Piękne terenu do jazdy, podjazd na Wierchliczke w siodle, ciężko sie wyjeżdzało po trawie, puls ponad 180. Na Smerkową ze 100m wypychu i dalej zaczęły sie hardcorowe single przy Wysokiej. Bardzo wąsko, trzeba było stawać i przepuszczac ludzi. Dużo fragmentów gdzie trzeba było jechac z wypiątą nogą i sie ratowac bo duże korzenie i uskoki. Pozatym coś popadało dizeń wcześniej i było troche śliskiego błota  na nachylonym poprzecznie singlu, wiec ściągało rower co chwile. Pod wysoką znowu 100m wypychu a na zjeździe pionowa ściana i trzeba było sprowadzić z 50m. Potem już lajtowo i przepięknie nad durbaszką i zjazd do Jaworek. Na zjeździe w jednym miejscu przeleciałem przez kiere. Za drzewem był zakręt i duże korzenie, chwyciło mi koło i poleciałem. W Jaworkach piwo i wątróbka w karczmie. Nie podeszło mi to jedzienie, coś z nim było nie tak. Pozatym było strasznie gorąco i opadłem z sił a przedemną jeszcze kawał podjazdów. Wachałem sie którędy wracać na Obidze, na karczmie była mapka ze ścieżka rowerową do czerwonego szlaku, chciałem jechac troche inaczej bo na mapie wyglądało mniej stromo, ale skoro to ścieżka to pojechałem nią. Niestety to był zły pomysł, na zjazd byłały zajebista, natomiast podjazd był cieżki i sporo prowadziłem. W lepszej formie mozna byłoby tam sporo ujechać ale byłem zmęczony i troche struty tym żarciem. Wyjechałem przed Ruskim Wierchem i dalej można było juz spokojnie jechać do Obidzy. Z tamtąd niebieskiem granicznym tym razem w drugą stronę przez Eliaszówkę. Szlak na początku szeroki, gdzie niegdzie widoki. Pod Eliaszówką już byłem skatowany i podprowadziłem ostatnie 100m. Dalej już było tylko w dół do Piwnicznej. Droga była oznaczona jako ścieżka rowerowa, jednak w trzech miejscach było dość stromo i były schody. Na szczęście obok było miejsce i moznabyło zjechać. Końcówka to bardzo przyjemne widoki i stromy zjazd płytami do głównej drogi, gdzie miałem zaparkowanego Forda. W Rzeszowie oczywiście Jarpaczek i odpoczynek bo następnego dnia wyjazd do Warszawy na koncert Metalliki
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
56.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1020 m
Kalorie: kcal

Odrzykoń

Piątek, 21 czerwca 2024 · dodano: 11.07.2024 | Komentarze 0

Wyjazd Fordem w okolice zamku w Odrzykoniu. Trasa przyjemna, aczkolwiek podobne widoki mam koło domu w Kielnarowej, nie wiem czy jest sens gonić auto. Lepiej dołożyc troche kilometrów i jechać w prawdziwe góry.
Niestety w transporcie coś mi sie pojebało z przednim hamulcem w rowerze i tarcza obcierała mi o szczęki, co mnie hamowało i wkurwiało przez całą droge. Po powrocie w serwisie gość mi to za darmo podregulował i teraz tylko tarcza lekko dzwoni o klocki ale dalej jest chujnia. Nie wiem czy nie skrzywiły mi sie lagi w amorze bo koło jest troche krzywo i dlatego tak sie dzieje
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
48.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1900 m
Kalorie: kcal

Skrzyczne z Misią

Piątek, 14 czerwca 2024 · dodano: 11.07.2024 | Komentarze 0

Wyskoczyliśmy na weekend do Libiąża. W piątek wybralismy się z Arkitkami i dziecmi na Magurkę. Nie obyło sie bez przygód bo zgubił nam sie Tadek z Jaśkiem i musielismy z Arkitkiem biegać po górach i ich szukać. Na szczęscie po jakieś pół godzinie ich znalazłem. W sobote wyjechalismy rano do Szczyrku. Tym razem sam z Misią bo Arkitki pojechali na rowerach do Krakowa. W Szczyrku wypożyczyłem Misi elektryka bo na zwykłym by sie zajebała. Ruszylismy szutrowymi drogami na szczyt, super podjazd wszystko do zrobienia w siodle do samego szczytu. W jednym miesjcu tylko stracilem przyczepność i juz nie mogłem ruszyć. W schronisku wypilismy piwo zrobilismy pare zdjeć i dalej na Malinowską Skałke. Szlak super ale jest tam sporo kamieni także na zjazdach Misia jechała dośc ostrozenie bo jeszcze nie jest koneserką beskidzkiej rąbanki. Na Malinowską kawałek wypychu i dalej zjazd w kierunku Zielonego Kopca. Przed podjazdem odbiliśmy w prawo i zjechalismy do tej drogi pożarowej biegnącej z Salmopolu. Dzieki temu ominęlismy pchanie na kopiec. Z tego zjazdu odbijał fajny singiel ale był troche niebezpieczny zeby tam brać Misie, było wąsko i spore skarpy. Drogą szutrową dojechalismy z super widokami na Cieńków i stamtąd żółtym szlakiem do Wisły. Po drodze jeszcze chwila odpoczynku w barze przy szlaku. Zjazd dośc długi łagodny i widokowy. W sam raz dla początkujących. Z Wisły powrót asfaltem przez Salmopol do auta. Zajebista wycieczka, Misia jadąc na Eco jechała mniej wiecej moim tempem. Zmęczyła sie mocno ale przejechała całą trase bez problemów co na zwykłym rowerze pewnie by sie nie udało.
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
53.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1360 m
Kalorie: kcal

Wokół Babiej Góry z Misią

Sobota, 8 czerwca 2024 · dodano: 11.07.2024 | Komentarze 0

Znowu zaplanowalismy aktywny weekend. W piątek popołudniu wyjechalismy z Rzeszowa. O 15 bylismy na Krowiarkach i wyszlismy szybkim tempem na Babią Gore. Na szczycie kilka zdjec i zaczelismy uciekać bo szła w naszą strone ulewa. Niebo było czarne i wwyglądało na to zę mamy przejebane. Na szczeście przeszło bokiem i tylko lekko nas polało przez jakies 20min. Szło sie super, tam i z powrotem z Krowiarek szlismy około 3h. W zawoji mielismy nocleg, całkiem fajny. Posiedzielismy w jaccuzi potem karczma i jakies piwka, po 25zł za sztuke kurwa mać. Na zejsciu do rzeczki przy hotelu Miska sie wyjebała na śliskich deskach, dobrze ze sobie nie złamała reki znowu. Na drugi dzień podjechalismy do Tarnawy, wypożycyć jej elektryka. I ruszylismy w trase, znalazłem na mapie nowe ścieżki rowerowe, w internecie wyglądały obiecująco. Podjeżaliśmy pod Mędralową przez "Babia Góra Trails -Tabakowy".
Zajebisty podjazd, własnie o taki mi chodziło. Fajny singiel, piękne widoki, wszysto w siodle bez stromych odcinków i jakiejś jebaczki po kamieniach. Misia troche się bała bo jechało sie przy skarpie i myślała że spadnie. Ale dała rade zajebiście. Pod Mędralową przejechalismy granice na Słowacką stronę, tamten singiel był w troche gorszym stanie niz nasz ale i tak zajebuście sie zjezdzało aż do tej szerokiej drogi szutrowej na Orawską Polhore. Długi zjazd, potem odbicie w Kochutową doline i juz bardziej interwałowa jazda, troche pod góre, troche w dół. Na koncu szutru przed Polską granica baba na parkingu wcofała do rowu i prosiła mnie żebym ją wypchał, chyba jebnięta była. Auto zawieszone na progu i co ona myślała, trzeba by ją było pociągnąc autem. Od tego miejsca zaczął sie konretny podjazd ciężkim terenem pod granice. Spizgałem sie ale wszystko zrobiłem w siodle. Misia tak samo tylko musiała mocniejszy naped zapiąć. Po polsiej stronie dalej bardzo przyjemne widoki na Tatry i lekka intewałowa jazda. Troche bylismy zmeczeni i obawiałem sie ze będzie cieżko podjechać na Krowiarki. Ale od stronu Zubrzycu okazało sie to bardzo łatwe, niewielkie nachylenie, spokojnie wdrapalismy sie na szczyt skąd mielismy już tylko w dół do samochodu. Troche nam sie spieszyło bo obiecalismy mamie wrócic wczesniej i pomóc jej z dziecmi Wojtka bo pojechał na wesele. Po drodze jeszcze Jarpaczek i weekend mozna uznać za udany
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
22.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: kcal

Przełom Dunajca z Misią i MIłkami

Niedziela, 26 maja 2024 · dodano: 11.07.2024 | Komentarze 0

Po wczorajszym rozpierdolu dzisiaj lekka trasa. Podjechalismy do centrum Szczawnicy, tam pożyczyłem lżejsza jedno osobową przyczepkę dla Hani. Przejechalimy sie klasyczną trasą do Czerwonego Klasztoru, tam odpoczynek, pyszne piwko i powrót  tą samą drogą. Na koniec jeszcze obiad w Karczmie w Jaworkach i powrót do Rzeszowa. Zajebisty weekend, jeden z lepszych.
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
72.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1830 m
Kalorie: kcal

Lubań solo i Velo czorsztyn z Misią i Miłkami

Sobota, 25 maja 2024 · dodano: 11.07.2024 | Komentarze 0

W piatek popołudniu zajechalismy do Czorsztyna. Wynajelismy zajebisty domek razem z Miłkiem i jego rodziną. Piękny widok na jezioro i Tatry. Nowiutki duży wypasiony domek, poprostu bajka. Wieczorem przejechalismy sie rowerami do przystani w Czorsztynie bo juz było ciemno. Następnego dnia wstałem przed wszystkimi i rano przed 7 wyjechałem w trase na Studzionki. Miałem około 4 godzin bo na 10 umówilismy sie z MIłkiem na Velo Czorsztyn. Pogoda była idealna, nawet lekko chłodno. Lekka rozgrzewka główną drogą do Szlembarka, tam koło kościoła zdjąłem bluze i zacząłem podjazd na Studzionki. Było dość ciężko, cały czas sztywno pod góre, mocno sie tam zmęczyłem. Na szczycie batonik białkowy, żeby nie było spadków i dalej czerwonym szlakiem w strone Lubania. Myślałem że będzie to łatwa  i szeroka doroga. Tak mi to wyglądało na mapie. Jednak okazało sie żę to normalny szlak, na szczeście nie za trudny. Szkoda tylko że prawie cały biegł lasem. Może pod koniec w dwóch miejscach były jakies widoki na Tatry i jezioro. Dość sprawnie dojechałem na Lubań, tam chwila odpoczynku i batonik. Te drogie z SFD są naprawde zajebiste. Zdecydowałem sie skrócić trase w planie miałem zjazd czerwonym do Krościenka, jednak czas mi nie pozwalał. Zjechałem Niebieskim do Kluszkowców. Na górze była straszna rąbanka po kamieniach, momentami stromo, rzucało mną na wszystkie strony. Niżej nie lepiej, dzień wczesniej były ulewne burze i jechałem wypłukaną rynną pełną kamieni. Wychodzący w góre ludzie dziwili sie ze tam  jade. Wkońcu wyjechałem z lasu na polane i dalsza droga to był szuterek do głównej drogi na Nowy Targ. Szybko dojechałem do domku, dobrze ze obok niego mielismy wypożyczalnie przyczepek rowerowych, żeby zabrać hanie na Velo Czorsztyn. W domu nie było Miłka bo pojechali wypożyczyć elektryki, dlatego wziąłem szybki przysznic i coś zjadłem.
Troche czułem trudy porannej trasy, a jeszcze kawał drogi przedemną. Wyjechalismy wszyscy koło 11, po drodze spotkalismy Mikołaja na tyrolce, pogadalismy chwile i zdecydowalismy jechac dłuższa trasą, bez wykorzystania łódek na drugą strone jeziora. Przyczepka mi dali w wypożyczalni była chujowa, cieżka bo dwuosobowa, hania sie złościła bo co jakis czas wpadał jej owad, bo siatka była chujowa. Na podjeżdzie za Czorsztynem miałem troche kłopoty, sporo w nogach i podjazdy z około 40kg obciążęniem dawały popalić. Dobrze, że znałem trase i wiedziałem czego sie spodziewać. Potem przyjemna jazda i w Falsztynie kolejny stromy podjazd, naszczęcie nie za długi. Troche żałowałem że rano pojechałem na Lubań bo nogi odmawiały posłuszeństwa. Jednak udało sie podjechać bez zatrzymywania. Dalsza droga była juz znośna. Po drodze przeszła ulewa, dobrze ze bylismy akurat koło barów z parasolami i tam sie schronilsimy. Północna strona jeziora to juz płaska trasa którą spokojni dojechalismy do domku. Tam tylko umyłem sie, szybko zjadłem i odrazu zasnąłem. Troche przeliczyłem własne siły, bo było aż za grubo
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
39.30 km 10.00 km teren
03:34 h 11.02 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Beskid mały z Dominikiem

Niedziela, 31 maja 2015 · dodano: 04.06.2015 | Komentarze 0

Wykorzystalismy z Dominikiem ostatni dzien słuzbowego auta i skoczylismy transporterem do Porąbki. Na poczatek Hrobacza, na podjeżdzie ciagle blokował mi sie naped, chyba ze 20 razy mi wciagło przerzutke, kilka razy nawet musiałem sie zatrzymac. Wkurwienie siegało zenitu. Starałem sie regulowac na manetce po drodze i poxniej juz sie wszystko ułozyło, jednak niesmak pozostal. Boczek jeżdzi na przekosie i mi łancuch powyciagał, jeszcze raz to zobacze to go dojade. Druga sprawa to zapchane pancerze, przez ostatni miesiac byl remont dachu i pełno kurzu spadło na rower, wiec jego stan pozostawia wiele do zyczenia. A chwyty, niech je biesy jebią... do połowy urwane, smaru nie ma, łancuch pordzewiały... Musze pilnie podjechac do Pawła reanimowac sprzet. Jak juz narzekam to kolejna sprawa, po sobocie troche sie przeziebiłem i zaczelo mnie kaszlec, rower to jeszcze pogorszyl, obym sie nie zalatwil jak rok temu bo sie wkurwie. No ale warto było, dobre widoki, swietne towarzystwo i jazda bez napinki. Podczas podjazdu na Magurke rower juz dawał rade, na koniec Żar asfaltem i powrót do domu.




Ciekawsza od samej jazdy była dieta, przytrzymałem low-carb przez cały weekend. O dziwo bardzo dobrze sie na niej czulem, prawdopodobnie osiagi byly gorsze niz na weglach ale nie mam za bardzo porownania bo nie jezdze ostatnio. No i wiadomo, w tygodniu ciezkie pizganie, szczególnie w piatek wiec bylem na sporym zmeczeniu. Wpadło za duzo białka ale nie mialem czasu wczesniej wszystkiego policzyc i przygotowac, węgli mogłoby byc jeszce mniej ale bylem głodny i doładowałem kapusty i warzyw. Tłuszcze tylko zajebiste źródła, musze obczaic jakis kalkulator który bedzie pokazywał poszczególne proporcje tłuszczów. Do tego załadowałem sporo witaminy C aby zminimalizowac szkodliwosc takiej długiej jazdy i powalczyc z tym przeziebieniem co mnie bierze.

Dzisiejsze zarcie, skonczylem na sporym deficycie (oceniam ze na zero musiałbym zjesc co najmniej 4000kcal) co w połaczeniu z wypłukanym glikogenem i spadkiem wody dało nastepnego dnia wage 67,5kg



Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
01:00 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Weekend w Pieninach

Sobota, 16 maja 2015 · dodano: 19.05.2015 | Komentarze 0

Kolejna perełka na bloga, opis juz dotarł: 

"Weekend w Pieninach
Kolejny najlepszy weekend, było jak w święta. Albo lepiej. Znów odwiedziła mnie Monika, tym razem przyjechała swoim Baleno, więc zdecydowaliśmy się pojechać w Pieniny. W piątek zostaliśmy w domu, bo nie chciało nam się iść do muzeów, ale za to upiekliśmy pyszne Brownie wg przepisu z poprzedniego postu. W sobotę wstaliśmy wcześnie bez budzika i od razu poszliśmy biegać. Po pięciu kilometrach truchtania po parku, zebraliśmy się wreszcie i ruszyliśmy na południe. Tym razem to ja prowadziłem ten najlepszy pod słońcem samochód, bo Monika nie umie jeździć po Krakowie. Za to jest świetnym pilotem.
Do Szczawnicy dotarliśmy w dwie godziny i od razu wypożyczyliśmy rowery. Pogoda dopisała i Przekrój Dunajca wyglądał jeszcze piękniej. Monika była oczarowana. Podobało jej się bardziej, niż w kinie na Avengersach. No, może porównywalnie heh. Jak dojechaliśmy do Czerwonego Klasztoru, poszliśmy pomoczyć nogi w Dunajcu i poopalać się na kamienistej wyspie. Było obłędnie. Przez cały czas było z nami endomondo, które się trochę zacinało, może czas pomyśleć o innej podobnej aplikacji.
Po wyczerpującej trasie, pojechaliśmy do Jaworek, skąd trasą ‘tylko dla kumatych’ doszliśmy do Durbaszki. Auto zostawiliśmy u właścicieli sklepu, przechytrzyliśmy tym samym parkingowego. W schronisku była jakaś wycieczka szkolna z Krakowa, wśród uczestników był Jędrek, który prześladował małe dziewczynki, w tym Sowę, której trochę się baliśmy. Po całym dniu byliśmy tak spizgani, że zapomnieliśmy o podziwianiu gwiazd i poszliśmy spać.
Rano poszedłem pobiegać, było strasznie przyjemnie. Po drodze musiałem się trochę przedzierać przez stado owiec, ale dałem sobie radę. Nawet trekkingowe salomony się spisały, całkiem wygodnie się w nich biegało. Dzień zapowiadał się pochmurny, ale po południu się wypogodziło i zeszliśmy wąwozem Homole w dół do samochodu. Dziewięć lat już tamtędy nie chodziłem, ale krajobraz nadal robi wrażenie. Monika mówi, że przypomina trochę Słowacki Raj, tylko jest trochę skromniej.
Odebraliśmy samochód od pani sklepowej i chcieliśmy iść do kościoła, ale niestety ostatnia msza odbyła się o godzinie 9. O dziwo, kościół był zamknięty na cztery spusty i mogliśmy jedynie zajrzeć do środka przez kraty. W środku było całkiem ładnie, ikony zrobiły na mnie duże wrażenie, mógłbym chodzić do tego kościoła, ze względu na walory estetyczne heh.
Do kościoła wejść się nie udało, ale za to pojechaliśmy jeszcze do Szczawnicy i znaleźliśmy świetne miejsce na obiad. Z zewnątrz wyglądało peerelowsko i raczej odpychająco, ale samo jedzenie było pyszne i jakie tanie! W lokalu obowiązywała samoobsługa, jedzenie było na wagę, a obok talerzy napis przestrzegał ‘Mierzcie siły na zamiary.’ Nie wyszło nam to najlepiej, ale przynajmniej nie wyszliśmy stamtąd głodni.
Tak bardzo nie chciało się wracać do domu, że odwiozłem Monikę aż do Brzeska. Stamtąd też odebrałem służbowe auto i wróciłem do Krakowa, a Monika pojechała do domu. Dojechała w godzinę piętnaście, w końcu ma taki szybki samochód. Znów po fantastycznym weekendzie trzeba było się przestawić na tydzień ciężkiej pracy, co nie było łatwe. Dobrze, że weekend jest co tydzień heh."

Zdjecia:




























Kategoria Wypoczynek, Góry


Dane wyjazdu:
11.00 km 0.00 km teren
00:45 h 14.67 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:300 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Góra Żar z Marią

Poniedziałek, 6 kwietnia 2015 · dodano: 06.04.2015 | Komentarze 0

Jednak udało sie wyskoczyc w góry na rower. Pogoda nie byla do konca pewna, w Libiazu dosc slonecznie ale u Marii w Nowej wsi juz pruszylo sniegiem. W Międzybrodziu zima na calego co zreszta widac na zdjeciach. Bylo swietnie, podjazd bardzo sprawnie poszedl, tylko podczas zjazdu troche pizgalo po dloniach i twarzy. Najlepsze swieta ever


Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
52.00 km 0.00 km teren
03:26 h 15.15 km/h:
Maks. pr.:45.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Żywiecki z Dominikiem

Sobota, 11 października 2014 · dodano: 12.10.2014 | Komentarze 0

Kategoria Góry