Info
Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26792.08 kilometrów w tym 3111.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Lipiec1 - 0
- 2024, Czerwiec7 - 0
- 2024, Maj10 - 0
- 2016, Styczeń1 - 2
- 2015, Listopad1 - 0
- 2015, Październik1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2015, Lipiec2 - 0
- 2015, Czerwiec6 - 0
- 2015, Maj20 - 0
- 2015, Kwiecień18 - 0
- 2015, Marzec7 - 0
- 2015, Luty2 - 0
- 2015, Styczeń1 - 0
- 2014, Grudzień2 - 0
- 2014, Listopad2 - 0
- 2014, Październik3 - 0
- 2014, Wrzesień1 - 0
- 2014, Sierpień5 - 0
- 2014, Lipiec3 - 0
- 2014, Czerwiec4 - 0
- 2014, Maj4 - 0
- 2014, Kwiecień1 - 0
- 2014, Marzec3 - 0
- 2014, Luty5 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Październik4 - 2
- 2013, Wrzesień8 - 0
- 2013, Sierpień8 - 4
- 2013, Lipiec11 - 0
- 2013, Czerwiec3 - 0
- 2013, Maj5 - 0
- 2013, Kwiecień7 - 0
- 2013, Marzec3 - 0
- 2013, Luty5 - 0
- 2013, Styczeń1 - 0
- 2012, Grudzień3 - 0
- 2012, Listopad2 - 0
- 2012, Październik3 - 2
- 2012, Wrzesień10 - 1
- 2012, Sierpień8 - 0
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec9 - 0
- 2012, Maj8 - 3
- 2012, Kwiecień10 - 6
- 2012, Marzec13 - 4
- 2012, Luty8 - 0
- 2012, Styczeń6 - 0
- 2011, Grudzień10 - 0
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik10 - 0
- 2011, Wrzesień8 - 0
- 2011, Sierpień12 - 0
- 2011, Lipiec12 - 0
- 2011, Czerwiec10 - 0
- 2011, Maj5 - 1
- 2011, Kwiecień10 - 1
- 2011, Marzec6 - 0
- 2011, Luty10 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień6 - 0
- 2010, Listopad5 - 0
- 2010, Październik1 - 0
- 2010, Wrzesień4 - 0
- 2010, Sierpień13 - 3
- 2010, Lipiec11 - 1
- 2009, Maj4 - 0
- 2009, Kwiecień9 - 0
- 2009, Marzec2 - 0
- 2008, Listopad2 - 0
- 2008, Październik2 - 0
- 2008, Wrzesień3 - 0
- 2008, Sierpień11 - 1
- 2008, Lipiec11 - 0
- 2008, Czerwiec12 - 1
- 2008, Maj14 - 1
- 2008, Kwiecień15 - 0
- 2008, Marzec15 - 0
- 2008, Luty8 - 0
- 2008, Styczeń4 - 0
- 2007, Grudzień4 - 0
- 2007, Listopad5 - 0
- 2007, Październik9 - 0
- 2007, Wrzesień14 - 0
- 2007, Sierpień6 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Góry
Dystans całkowity: | 12393.30 km (w terenie 1682.00 km; 13.57%) |
Czas w ruchu: | 632:54 |
Średnia prędkość: | 19.11 km/h |
Maksymalna prędkość: | 83.70 km/h |
Suma podjazdów: | 125044 m |
Liczba aktywności: | 115 |
Średnio na aktywność: | 107.77 km i 5h 48m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
55.20 km
21.00 km teren
03:45 h
14.72 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:780 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
Beskid Śląski, Żywiecki: dzień 2
Wtorek, 21 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0
Noc była strasznie duszna, rano wziąłem prysznic i chwile przed 10 wyjechałem na szlak. Na szczęście do szczytu było już płasko. Dobrze że wzdłuż szlaku były stacje drogi krzyżowej, wiedziałem ile jeszcze do końca:) Okolica bacówki bardzo ładna, jednak Rycerzowa mi się bardziej podobała. Szlak wzdłuż granicy był świetny, widać że rzadziej uczęszczany singiel. Do tego z tendencją w dół:) Jednak za przełęczą Bory Orawskie był kawałek wypychu;/ Nie miałem sił tam walczyć... Potem fajna trasa po korzeniach kończąca się krótkim wypychem na Trzy kopce. Stamtąd udałem się czerwonym na Miziową. Bardzo fajny odcinek, super zjazd z Palenicy na malowniczą hale. Na Miziowej zjadłem reszte zapasów. Nie chciało mi się jechać już na Pilsko, przy moim zmęczeniu skończyło by się pewnie na wnoszeniu całą trase... Zjechałem nartostradą, jak kiedyś tamtędy podjeżdzałem to nie wyglądała aż tak przejebanie stromo w niektórych momentach, do tego kiedyś naweierzchnia była chyba lepsza. Z Korbielowa zajechałem do Żywca. Przy wjeździe do miasta zaczęło lekko kropic. Koło dworca zeżarłem nienajgorszy bigos. Kiedy na peronie popijałem Żywca zaczęło już padać. Wsiadłem do pociągu i znowu za darmo pojechałem do domu:) Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
112.50 km
50.00 km teren
09:22 h
12.01 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:3000 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
Beskid Śląsk, Żywiecki: dzień 1
Poniedziałek, 20 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0
Ostatnia ucieczka z pracy udała sie tylko połowicznie bo w piątek padało i nigdzie nie pojechałem. Teraz prognoza była solidna, 30 stopni i samo słońce. Można lecieć w konkretny teren. Rano, a raczej w nocy zebralem się na pociąg który za darmo dowiózł mnie do Łodygowic Górnych:D Około 5:45 zaczęla się przygoda:) Szybki dojazd do Szczyrku i atak na Skrzyczne. Tajemnym systemem dróg i ścieżek piąłem się do gory. Zamierzałem wyjechać na grani między Skrzycznym a Małym Skrzycznym jednak coś pojebałem i wyjechalem na szczycie Skrzycznego. Cały podjazd bardzo przyjemny w 100% do wjechania. W górnej części na trawersie super widoki na pasmo Klimczoka. A ze szczytu Tatry i moja dalsza trasa sięgająca prawie po horyzont:) Grań do Malinowskiej to sama przyjemność, jeszcze bardziej mi się podobało niż za pierwszym razem jak tu jechałem. Za Mailonowską też było super ale znacznie trudniej, zrobiło się dość kamieniście i stromo. Gdzie niegdzie trzeba było kawałek podprowadzić. Droga mijała bardzo szybko. Krótkie tacho zrobiłem na Baraniej Górze. Na wieży widokowej były opisane wszystkie szczyty, mogłem sobie rozkminić dokładnie gdzie będe jechał. Zjazd niebieskim był u góry fajny ale końcowka to typowa rąbanka po kamieniach, wytrzepało mnie tam srogo. Na dole było chyba najbrzydsze schronisko jakie widziałem, a nie sądziłem że coś przebije śląski dom heheh:) Bloki w Libiążu są ładniejsze niż to cudo:) Skierowalem się teraz na Koniaków. Cały czas zielonym przyhemną ścieżką w lesie dojechałem do Pietraszonki. Fajny przysiółek. Przedemną górowała Ochodzita na której zaplanowalem następne tacho. Po drodze zerwałem sobie pare jabłek na zjazd:) Na Ochodzitke jak zwykle trzeba było się napocić jednak świetne widoki wynagradzają trudy:D Jedzenie, zdjęcia i jade dalej na połódnie ścieżką wydeptaną przez owce:) Za przełęczą Rupienką odbiłem w lewo na droge pożarową i zjechałem do drogi na Zwardoń. Tutaj dopiero poczułem jak dzisiaj wiało... strasznie się jechało tym asfaltem. Do tego byłem już dość zmęczony. W Zwardoniu wskoczyłem na czerwony szlak. Świetnie się nim jechało. Odcinek trawersujący Skalanke był genialny. Potem był wypych na Beskid Graniczny i szybki zjazd. Tutaj znowu sekretne ścieżki były grane:) Odbiłem ze szlaku w las i zjechałem do Rycerki. Tam znowu nuda na asfalcie przez pare kilometrów aż dojechalem do żółtego szlaku na Racze. Dał mi popalic ten podjazd. Upał był taki że pot zalewal oczy, 70km w nogach dawało o sobie znać. A podjazd cały czas sztywno pod górke i tak się cieszyłem ze tędy jade bo na czerwonym bym umarł... W schronisku poratowałem się zimnym Żywcem i jajecznicą:D Morale wróciły i mogłem jechać dalej. Szlak z Raczy do Przegibka był genialny, ścisła czołówka ścieżek które znam:) Kawałek za małą Raczą dętka mi poszła przy wentylu i musiałem montować zapasową. Ale nawet to nie psuło humoru w takich okolicznościach. Niestety na Przegibku popełniłem błąd i wybrałem niebieski szlak trawersujący zamiast czerwonego granią... Kierowałem się tym że będzie łatwiej bo mniej przewyższeń, a już byłem wykończony. Początek bardzo fajny. Singiel po korzeniach, byłem zachwycony, fajna techniczna jazda. Do tego stroma skarpa po lewej dodawała adrenaliny:) Jednak potem zrobiło się już za ciasno i zbyt korzennie na bezpieczną jazde. Raz cudem uniknąłem upadku z tej skarpy. Leciałbym po niej ze 30 metrów w dół... Na korzeniu ujechałem i ledwo się oparłem nogą o krawędź balansując ciałem. Na prawde, kupa w portkach... Do tego byly po drodze dwa konkretne wypychy. Ciężka przeprawa. Aż ciężko opisać radość gdy wyjechałem na piękną hale pod Rycerzową, po prostu bajka:) Zatrzymałem się na chwile koło bacówki zdecydować co robie, było jeszcze prawie 2 godziny dnia dlatego poleciałem na Kubiesówke. Zjazd czarnym, chciałem obczaić ten szlak rowerowy ale nigdzie nie widziałem jego znaków, był tylko pieszy. Do podjazdu byłby kiepski, mocne nachylenie i kamienie. Dalej asfaltem do Glinki gdzie ledwo zdążyłem przed zamknięciem sklepu. Tego gdzie kiedyś pilismy browary z Mikołajem przed wyjściem na Rycerzową:D Na koniec został jeszcze podjazd do schroniska, wiedziałem że nie będzie łatwo, ale nie spodziewałem się takiego przejebanego nachylenia, to była dopiero gehenna, dobrze że miał tylko około jednego kilometra bo byłoby źle. Przy schronisku wypiłem Żywca, równie dobry co na Raczy:D Pogadałem z właścicielami, moja traska chyba zrobiła na nich wrażenie:) I padłem z nóg:) Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
117.50 km
13.00 km teren
05:58 h
19.69 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1100 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
Ucieczka z pracy - Beskid Mały
Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0
Przeszkoliłem Ewe i Boczka w pracy, obstawili obie wypożyczalnie a ja mogłem wyskoczyć na bika:D Chciałem jechac na 2 dni ale prognoza była dość średnia dlatego na szybkiego obmyśliłem fajną traske po w Beskidzie Małym. Bez przytanków po około 2:13h zajechalem na Kocierz. Nie oszczędzałem nóg na podjeździe:) Zjechalem tym stromym kilometrowym zjazdem, ładnie było widać stamtąd moją dalszą trase. Zrobiłem pare zdjęc i grzałem dalej w dół. Dalej czekało mnie kilka kilometrów uroczą doliną, na końcu której czekał srogi podjazd na Gibasy. Troche ponad kilometr w terenie ze średnim nachyleniem prawie 16%. Udalo się wszystko wytargać a nie było łatwo:) Na górze przyjemna polanka, klimatyczne prywatne schronisko. Bardzo przyjemne i mało uczęszczane przeze mnie miejsce. Skierowałem się na Łamaną Skałe. Na początku fajny trawers kończący się krótkim wypychem, potem znowu fajna jazda. Szybko dotarłem do czerwonego szlaku a nim jeszcze szybciej zajechałem na Potrójną;) Planowałem zrobić nieco krótszą trase ale w tych górkach jeździ się tak sprawnie że szkoda było wracac:) Na zjazd wybrałem czarny szlak do Praciaków. Na początku złapałem snejka, od początku czułem że mam małe ciśnienie ale nie chciało mi się podpompować... Myślałem że ostrożna jazda wystarczy:) Szybko zabudowałem zapasową dętke i wróciłem na trase. Początek lajtowy po prawej domki przy których stało kilka aut. A to oznacza że musi być tam jakiś dobry wjazd. Trzeba to spatentować to będzie szybki dojazd na Potrójną. Przez chwile gonil mnie tam pies, kundel ze dwa razy by zginął pod moimi kołami, taki debil... Zastanawiałem się jaki będzie ten zjazd, na mapie poziomice ścielą się gęsto, a ja jade szeroka ścieżką lekko w dół... Nieco niżej droga zakręciła ostro w prawo trawersując zbocze Czarnego Gronia. Dopiero kilkaset metrów dalej odbiła w lewo i zaczęła się mega rąbanka. Solidne nachylenie, na szczęscie nie było aż tak przejebane jak z Jawornicy. Problem stanowiły spore kamienie, prawie jak telewizory. Byly ze dwie ścianki, pierwszą zjechałem, sam nie wiem jak:) Na drugiej, w połowie wyrzuciło mnie na głazie w krzacory i musiałem się zatrzymac. Ruszyć się już nie dało na takm odcinku. Jeszcze kilkaset metrów młócki i byłem na dole. Szybki zjazd do Andrychowa i powrót przez wioski:) Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
301.07 km
1.00 km teren
13:59 h
21.53 km/h:
Maks. pr.:64.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2340 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
"Kiedy duch i serce jest silniejsze niż ciało"
Wtorek, 31 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 0
Wyjechałem o 4:15, miałem ruszyc wcześniej ale nie mogłem zasnac w nocy bo zalałem ucho w basenie... Mało brakło a wogóle bym nie pojechał. Było w miare ciepło i przyjemnie, za Oświęcimiem zaczęło robic się jasno. Na BB jak zwykle przez wioski, jechało sie znacznie lepiej niż ostatnio bo nie było takiego wiatru. Planowałem postój w bielsku ale jechało się tak dobrze że zatrzymałem się dopiero w Ustroniu:) Do Skoczowa jechało się dośc lajtowo, kawałek dalej zebrał się wiatr i do tego było dośc chłodno. Na rynku w Ustroniu zadłem bułke i zebrałem się jak naszybciej bo w urzędzie obok cały czas wył alarm... Zaczął się etap górski:D Przejazd przez Wisłe się dłużył, natomiast podjazd pod Kubalonke był świetny. Dalej szybki zjazd do Istebnej i kolejny konkretny podjazd pod Ochodzite. Tam nastepne tacho. Widoki były w miare dobre jednak nie tak spektakularne jak ostatnio. Nad śląskim tam gdzie jechałem nie dawno zaczeło się wypogadzac natomiast nad Żywieckim dalej pod chmurą. Może to nawet i dobrze bo nie męczyłem się tak bardzo. Chciałem zjechac drogą obok S69 jednak i tak trafiłem na ekspresówke. Dobrze że nie jechała policja;) Ruch był niemal zerowy więc mogłem komfortowo zjechac. W Węgierskiej górce skręciłem w prawo na wioski z zamiarem przebicia się do Jeleśni. Troche pomyliłem droge i musiałem się wracac kawałek. Czekał mnie teraz mozolny podjazd na przełęcz u Poloka. Niemal cała dzisiejsza trasa to drogi które znam dlatego wiedziałem jak rozplanowac siły. Pod koniec dogoniłem innego rowerzyste i wjechałem na szczyt. Od Jeleśni zaczynał się ostatni duży podjazd tego dnia na Przełęcz Glinne. W Korbielowie zaechałem do sklepu dokupic picie i jedzienie. Zaczęło się już fajnie przejaśniac ale zostawiłem na sobie dwie koszulki w których wyjechałem z domu. Pomyślałem że na zjeździe może byc dośc chłodno. Podazd poszedł bardzo sprawnie, nachylenie lajtowe, długośc też niezbyt duża. Jedyny mankament to roboty drogowe, coś kombinowali z asfaltem i ciężarówki jeździły. Na przejściu oczywiście pamiątkowa fotka i zjazd na Słowacje:D Tak jak myślałałem, zrobiło się chłodno, ale pare km dalej ściągłem koszulke i jechałem w krótkim rękawie. Było już około 13 i usłysząłem jakieś głośnie dzwięki i potem muzyczke. Pomyślałem że ktoś muze w domu albo aucie zapodał, ale kawałek dalej znowu i potem to samo. Wkońcu zorientowałem się że na słupach są głośniki i zapodają przez nie jakieś dziwne rzeczy:) Instalacją przypominała tą z Silent Hilla, tylko czekałem aż rozlegnie się alarm i ludzie zaczną uciekac do Kościoła hehhe:) Jakbym tam mieszkał to bym się wkurwiał, przy tych słupach było naprawde głośno. Jeszcze ta cygańska muzyka... masakra:) W sąsiednim miasteczku na szczęscie nie mieli już takich atrakcji. Widoczki były bardzo przyjemne. Zaciekawiła mnie spora góra z nadajnikiem na szczycie, trzeba będzie zerknąc na mape co to jest. Nieco dalej skręciłem w lewo kierując się na przejście w Lipnicy. Wiało jak na wypizgażu ale wkońcu dotarłem do Polski. Było widac Tatry jednak bez szału, zdaje się że padało nad nimi. Ale u mnie świeciło słońce i było bardzo przyjemnie, a co ważniejsze tam gdzie się kierowałem było czyste niebo. Niestety doskwierała mi lewa stopa, już od Pisarzowic czułem że język w bucie mnie gniecie, po prawie 200km zaczynało bolec. Za Jabłonką zrobiłem kolejną przerwe, wsadziłem pod skarpetke chusteczke higieniczną, poodginałem język w bucie i było już znacznie lepiej. Podjazd na przełęcz Spytkowicką jest równie nudny i mozolny od tej strony co od przeciwnej. Kiedy wjechałem na szczyt czułem że sukces jest blisko:) Większośc drogi była już tylko w dół a ja odliczałem sobie każdy pagórek jaki mi został na trasie. Wysoka poszła bardzo szybko, Jordanów zresztą też:D W Makowie zrobiłem ostatnią przerwe, kupiłem Cole ale źle się na niej jechało bo była za słodka i lepiła morde. Jak się ją na codzien pije to tego tak nie czuc. Kilka pagórków później byłem już w Wadowicach, liczyłem że przemyje tam twarz na rynku ale już nie ma tego kraniku;/ musiałem skorzystac z fontanny koło Tesco:) Nawet się nie obejżałem a byłem już w Zatorze. W Przeciszowie zadzwoniła Ewa że jest jutro wycieczka do Turcji, czy jedziemy:) Chwile potem byliśmy już umówieni heh:) Do domu oczywiście przez wioski, kolacja i szybkie spakowanie się na jutro. Z tego pośpiechu nawet browara zapomniałem wypic:) Trasa była genialna, jechało się wspaniale, było ciężko ale tak właśnie miało byc;)Wschód słońca przed Wilamowicami
[img]http://i.imgur.com/aI7Opl.jpg"/>
Tacho pod Ochodzitą
<img alt="" src="http://i.imgur.com/RIIl2l.jpg"/>
Przejście graniczne w Korbielowie
<img alt="" src="http://i.imgur.com/dpZwjl.jpg"/>
Widoczki na Slovacji
<img alt="" src="http://i.imgur.com/VOAkxl.jpg"/>
Słabawy widok na Tatry z Lipnicy Wielkiej
<img alt="" src="http://i.imgur.com/VG6Vel.jpg"/>
Zachodzące słońce przed Gromcem
<img alt="" src="http://i.imgur.com/9U0Iql.jpg"/>
Chwała:)
[url=http://imgur.com/mKbKV]<img alt=""
Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
171.10 km
15.00 km teren
08:02 h
21.30 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1730 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
Dolina Chochołowska
Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 0
Wyjechaliśmy z lekkim opóźnieniem około 6:15. Przez wioski do Zatora, stamtąd Wadowic prowadził Mikołaj, wiało w morde dlatego nieco bardziej męczyła trasa niż zwykle. Chwil tacho na rynku, który już prawie w całości jest zrobiony i jazda dalej poprowadziłem na Maków. Plan był jechać do Bukowiny dlatego nastawiłem się na nieco szybszą jazde. Zaczeły się pierwsze podjazdy i nadal wiatr od przodu, mimo to lecieliśmy naprawde szybko. Na rynku w Makowie średnia wzrosła do 26,5km/h. Zagadał tam do nas jeden koles co też jeździ na rowerze, opowiedziliśmy mu skąd jedziemy i gdzie. Ustaliliśmy też wtedy że lepiej wykorzystać dobrą pogode i robimy dłuższą trase. Nie chciało nam sie dymac przez Zawoje, dlatego polecieliśmy na Jordanów, Spytkowice i Harkabuz do Czarnego Dunajca. Koło jordanowa zaczęły sie mocniejsze podjazdy, do Wysokiej bardzo fajnie sie podjeżdzało, wkońcu byliśmy poza główną drogą. Zjechaliśmy do drogi na Chyżne, ten odcinek był dość nudny ale na szczescie łatwy i niezbyt długi. Na szczycie na Parkingu zrobiliśmy chwile przerwy. Na liczniku było już około 100km. Mielismy stąd fajny widok na Babią a z drgugiej strony na Tatry. Ruszylismy dalej, zaraz za parkingiem był skręt na Harkabuz. Tutaj ciągle były naprzemian krótkie podjazdy i zjazdy. Takze dośc męcząco sie jechało. Wkońcu dotarliśmy do skrętu na Odrowąż. Widoki stąd były zajebiste. Na zjeździe jakiś owad rozwalił mi się o okulary, została tylko mokra plama... Dobrze że je miałem na nosie bo bym miał po oku, naprawde mocno walnął... Mikołaj mówił że dobrze zna okolice i na skrzyżowaniu polecielismy prosto, a trzebabyło w lewo... Asfalt się skończył i pojawił się żwirowy zjazd. Pytam czy wracamy bo nie wygląda to jak nasza droga. Pojechaliśmy dalej, dojechaliśmy do jakiegoś gospodarstwa, gość powiedział że dalej sa bagna, że lepiej wrócić tak jak zjechaliśmy. Powiedział też że przez te bagna przejedziemy w 15min, dlatego zaryzykowaliśmy i polecieliśmy prosto. Na początku była mega kałuża, Mikołaj próbował przenosić rower po kamieniach, ja przebiłem się przez nią na rowerze:) Jechało się całkiem spoko, ale im byliśmy dalej tym śceżka zaczęła robić się węższa i bardziej zarośnięta. Dobrze że było płasko i dało się jechać. Po jakimś czasie zrobiło się hardkorowo, mam na myśli naprawde hardkorowo hehe;) Wpadłem przednim kołem po piaste do jakiejś zamaskowanej dziury i prawie przeleciałem przez kiere. Pod tymi trawami nie było widać gdzie są dziury, gdzie jest woda a gdzie można jechać. Potem trzeba było obchodzic bajoro na środku ścieżki, troche zmoczylismy sobie tam buty:) Kulminacją tego terenu był prezjazd przez 2 metrowe trzciny, byłem pewien że wjebiemy się tam do jakiegoś stawu, taka roślinnośc nie zwiastuje nic dobrego hehe:) Było tak wąsko że zagarnialiśmy kierownicą mase trzciny, po prostu obłęd:) Wylecielismy wkońcu na jakieś wykoszone pole którym dojechaliśy do drogi, męcząco się nim jechało, trzepało dość mocno. Na drodze pozbyliśy się tego całego trawska które zapychało napęd. Przejechaliśmy przez Czarny Dunajec, w Podczerwonym kupiliśmy w sklepie po browarze, pogadałem chwile z typem jadącym na węgry i kawałek dalej wbiliśmy się do rzeki. Troche kijowe miejsce wybraliśmy, koło małej elektrowni wodnej gdzie stała woda i było sporo mułu w rzece, trzeba było wbić sie nieco wyżej koło mostu... Ale i tak było fajnie:) Troche odpocząliśmy w wodzie i zaczęliśmy mozolną droge przez Chochołów i Witów. Ciężko się tam jedzie bo sie dłuży ta trasa, cały czas prosto lekko pod górke. Wkońcu dotarliśmy do wjazdu do Chochołowskiej. Siły troche odżyły i dość szybko w około 30min dojechaliśmy do schroniska. Tam krótkie tacho i zjazd tą samą drogą. Jeszcze kawałek w góre do Kościeliska i do Zako już tylko w dół. Zjedliśmy obiad tam gdzie byłem ostatnio jak jechałem a Krk do Zako. Ustaliliśmy że jednak wracamy i nie zostajemy na noc w Buko... Kupilismy browce i wbilismy na stacje:) W sumie byliśmy mega spizgani. Nastawiłem się na łatwiejszą i krótszą trase do Bukowiny, dlatego pierwsze 70km jechaliśmy dość mocno co potem czulismy. Będzie co wspominac, szczególnie zajebisty terenowy skrót do Czarnego dunajca heheh:) Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
109.60 km
0.00 km teren
04:46 h
22.99 km/h:
Maks. pr.:59.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
Przegibek
Piątek, 20 lipca 2012 · dodano: 20.07.2012 | Komentarze 0
Na szybkości skoczyłem na Przegibek, wiało w morde jak fix... Do tego nogi mnie napierdzielały po wczorajszej grze. Dobrze sie tak zmęczyc, przez weekend odpoczne w pracy:) Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
100.40 km
5.00 km teren
04:21 h
23.08 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
Żar na lajcie:)
Środa, 11 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 0
Troche byłem zmęczony dlatego tym razem chciałem skoczyć gdzieś blisko, wybór padł na Żar. Tym razem atakowałem od Kozubnika, ścieżka prowadząca do szlaku jest dość stroma średnio około 22% i kamienista, dlatego długo tam nie powalczyłem. Za to na szlaku szło tym razem lepiej niż ostanio, jednak za domkami już nie ma jazdy, trzeba pchać kawałek. Mimo wszystko droga jest najkrótsza i najszybsza, na szczycie byłem 2h15min po wyjeździe z domu a możnaby nawet w 2h gdyby nie stać na skrzyżowaniach i troche mocniej depnąć:) Widoczność była bardzo dobra, w oddali było widać nawet Małą Fatre:) Po 10min się zebrałem i wróciłem tą samą drogą do Oświęcimia. W obie strony miałem wiatr od przodu, tak się niekorzystnie zmieniło przed burzą... Posiedziałem u Ewy i wróiłem do domu przez gromiec:) Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
150.90 km
21.00 km teren
07:48 h
19.35 km/h:
Maks. pr.:56.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1730 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
Czerwony graniczny
Poniedziałek, 9 lipca 2012 · dodano: 10.07.2012 | Komentarze 0
Po pracy byłem troche zmęczony i nie chciało mi się wyjeżdzać tak wcześnie jak to zaplanowałem. Skróciłem nieco trase i wyjechałem po 7, dość szybko i przyjemnie leciało mi się na Suchą. Krótkie tacho w Makowie i dalej na Zawoje. Podjazd na przęłęcz wszedł dość gładko, stamtąd zielonym w kierunku Mędralowej. Szlak był dość ciężki, w paru miejscach trzeba było podprowadzić bo albo było dziadostwo na szlaku albo potoczek i luźne kamienie... W górnej części były już fajne widoki na Jałowiec i Lachów groń, po drodze zaliczyłem jeszce jedną hale i dojechałem do czerwonego granicznego. Krótki wypych i już byłem na Mędralowej. Na szczęscie nie było tym razem tyle much co ostatnio. Grań była dość przyjemna tylko w dwóch miejscach był wypych, pozatym szeroka kamienista ścieżka, czasem jakaś mała hala. Były też dwa dość konkretne zjazdy gdzie niemal leciałem przez kiere. Pod koniec odbiłem na żółty który w górnym fragmencie jest świetnym singlem, początkowo po łąkach potem w ciemnym lesie. Niestety dalej to typowa beskidzka rąbanka gdzie tym razem po opadach spływał potok... Z Korbielowa już niemal cały czas w dół. Podjechałem jeszcze na przełęcz u Poloka, myślałem że to będzie jakis męczący podjazd a nawet nie zauważyłem jak wjechałem na szczyt. Na początku jest kilkaset metrów podjazdu potem robi sie płasko. Do Browaru już miałem niemal wyłącznie w dół. W Żywcu na przystanku pogadałem chwile ze straszą kobietą, dała mi krówki na droge hehe. W Browarze jak zwykle Paulaner i Brackie i na pociąg do Ośw.Jedno piwerko to wstęp do trzech, a trzy do dziewięciu :)
Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
150.20 km
26.00 km teren
08:49 h
17.04 km/h:
Maks. pr.:63.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2170 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
Od zmierzchu do świtu: Nielegal w Gorcach:)
Czwartek, 5 lipca 2012 · dodano: 05.07.2012 | Komentarze 0
Wyjechałem o 2 w nocy, tak żeby na spokojnie wyrobić się na 13:30 na pociąg w Rabce. Wieczorem miał być kolos z prawa budowlanego, dlatego była nocna jazda;) Temperatura była bardzo przyjemna, trasa bardzo dobrze znana jednak w tych warunkach czułem się prawie jakbym jechał pierwszy raz. Obawiałem się że za Krakowem będzie ciemno ale większość trasy przez wioski była dobrze oświetlona. Za Myślenicami zaczęło się już robić jaśniej. Zrobiło się bardzo klimatycznie, nad polami unosiły się poranne mgły a nad górkami zaczęły pojawiać sie pierwsze promienie słońca. W Lubniu krótkie tacho na jedzenie, ubrałem drugą koszulke bo zrobiło się chłodno. Jeszcze jeden podjazd i jeden pagórek i byłem w Rabce. Tym razem nie jechałem główną drogą, odbiłem na podjazd przez Ponice do Rdzawki. Końcówka była dość konkretna. Znak mówił o 1,8km i 20% maksymalnego nachylenia. Ze szczytu szybki zjazd do Klikuszowej tam skręciłem na Turbacz. Początek fajny potem było kilka miejsc gdzie było sporo gałęzi i kamieni. Pozatym było dość mokro szczególnie u góry gdzie droga zrobiła się szersza było dość mocno rozjeżdzone. Przy kapliczce gdzie dochodzi żółty szlak zrobiłem chwile przerwy. Droga była już nieco lepsza więc dość szybko dojechałem do schroniska. Następnie zjechałem na hale Turbacz, piękne widoki na najbliższe okolice miałem. Zjazd na Borek byłby lepszy gdyby nie było tych belek w poprzek szlaku;/ Za przełęczą zrobiło się dość trudno, troche trzebabyło podprowadzic. Mimo to szybko dojechałem na szczyt Pustaka. Znowu bardzo przyjemny fragment szczytami. W tych okolicach jest troche bardziej dziko niż w innych częściach Gorców. Zdecydowałem że polece dalej żółtym na przełęcz Przysłop. Szlak był dość stromy, w paru miejscach były porobione schody. Po drodze spoktakałem strażników parku, poinformowali żę nie wolno jeździć tędy na rowerze i że za takie działania jest mandat... Na szczęście byli na tyle uprzejmi że spisali mnie i puścili z upomnieniem:) Poza tymi schodkami to super szlak kilka polan po drodze, na jedenj się zagapiłem i poleciałem przez kiere;) Sama końcówka to zarośnięta rynna, na szczęście krótka. Z przysłopu zjehcałem do Mszany i dalej do Rabki. Miałem jeszcze dużo czasu, pierwotnie planowalem troche konkretniej pojeździć, ale pomyślałem że moge się nie wyrobić. Kiedy jadłem zapiexe usłyszałem komunikat że pociąg będzie opóźniony 100minut, chwile później powiedziano że 200 minut a w końcu że jest odwołany... Dróżniczka powiedziała że jakiś debil skoczył pod pociąg... Dowiedziałem się też że następny powinien jechać zgodnie z planem. Upał zrobił się konkretny więc machnąłem jeszcze browarka w oczekiwaniu na pociąg, który i tak się spóźnił jeszcze 20minut. Ale przynajmniej dojechałem a kolos zostaje na wrzesień:) Kategoria Góry
Dane wyjazdu:
67.60 km
28.00 km teren
04:49 h
14.03 km/h:
Maks. pr.:43.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1030 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's
Beskid Wyspowy, Sądecki: dzien 2
Sobota, 30 czerwca 2012 · dodano: 01.07.2012 | Komentarze 0
Bardzo dobrze mi się spało, bez pośpiechu wyjechałem na trase równo o 9:00. Wcześniej zaopatrzyłem sie w sklepie w zestaw śniadaniowy mistrzów czyli kiełbase bułki i banany:D Po wczorajszym czułem spore zmęczenie ale jednocześnie wielką ochote zmierzenia się z górami:) Na początku jechałem piękną doliną Popradu, genialna okolica, strome zbocza gór, w dole wijąca sie rzeka:) Po kilkunastu km odbiłem w lewo w kierunku Wierchomli, nachylenie drogi powoli wzrastało a moja prędkośc proporcjonalnie spadała:) Za mostkiem skręciłem w lewo na szlak rowerowy prowadzący do Bacówki. 5km podjazdu, na szczęście nachylenie było umiarkowane a sporo możnabyło jechac w cieniu. Około 45min później byłem już pod bacówką, tam zakupiłem tymbarka bo już miałem dośc picia wody. Pogadałem chwile z bikerem z Krynicy i poleciałem dalej na Runek. Przyjemnie zdobywałem wysokośc, minąłem po drodze przyjemną halę gdzie zrobiłem kilka fotek. Na szczycie przeskoczyłem na czerwony szlak którego trzymałem się prawie do końca. Do Łabowskiej dojechałem dośc szybko, szlak był fajny ale z małą ilością widoków. Dalsza częśc była ciekawsza, było kilka hal a zjazdy zrobiły się lepsze:) Pod koniec odbiłem z czerwonego szlaku na jakiś kropkowany szlak, pojawiły sie płyty i odcinki na oko mające koło 30%. Dośc długi był ten zjazd, aż musiałem się zatrzymac bo mi sie hamulce zagotowały. Siła hamowania była nikła a obręcze aż parzyły. Znając moje szczęscie to jeszcze dętka albo opona od tej temperatury by mi się zjebały. Kawałek za strumyczkiem wjechałem na asfalt i dalej główną drogą do Nowego Sącza. Ale miałem ochote się wbic do rzeki. Pomyślałem najpierw zajade pod dworzec zorientowac się co i jak i później poszukam jakiegos kąpieliska. Do pociągu miałem jeszcze ponad 2h także skoczyłem na zimnego reedsa, tego mi było trzeba:) Podjechałem jeszcze zobaczyc na dworzec PKS, kiedy zajechał szwagropol i zabrał mnie do Krk za 14zł czyli tyle samo co pociąg a kilka razy szybciej:D Piękna wycieczka, spodobało mi się, że Sądecki jest tak zadbany i dobrze oznaczony. Tylko w jednym miejscu natrafiłem na ślady zwózki na odcinku jakiś 100metrów, pozatym czysto i bardzo widokowo:) Kategoria Góry