Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26792.08 kilometrów w tym 3111.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mrsandman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Dane wyjazdu:
101.70 km 18.00 km teren
05:10 h 19.68 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1040 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Leskowiec, Gibasów

Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 10.07.2011 | Komentarze 0

Wczoraj pod koniec jazdy dupsko już odmawiało posłuszeństwa, te odparzenia mnie wkurwiają... Miałem wątpliwości czy wogóle gdzieś dzisiaj jechać, pogoda nie była do końca pewna, siły też napewno nie w pełni. Starałem się skontaktować z Dominikiem coby się ze mną wybrał ale był w kościele... Dla regeneracji wziąłem zimny prysznic i po obiedzie ruszyłem w droge. Przesunąłem siodełko troche do przodu licząc na to że będzie wygodniej. Dodatkowo zastosowałem tajemną metode na odparzenia, ku mojemu zdziwieniu jechało się dość komfortowo. Główną droge na Kęty trzeba było jakoś zmęczyć, wiatr był od przodu, postanowiłem jechać sobie na spokojnie. Dojechałem dość przyzwoitym tempie lekko ponad 27km/h. Tym razem miałem ze soba mało picia, około 1,5l wody, częśc wlałem do bidonu i wrzuciłem tabletke z magnezem a do reszty tabletke z wapniem. Wporządu się na tym jechało, napewno lepiej niż na samej wodzie. Przynajmniej jakiś smak był. Rynek w Kętach dalej rozwalony, dlatego zatrzymałem się dopiero w Andrychowie. Jakiś festyn tam chyba był, sporo ludzi chodziło. Jedna ławka była wolna to sobie przycupnąłem, zjadłem kanapke uzupełniełem płyny i na Rzyki. Tam w sklepiku kupiłem Cole, wode, ciastka i banana. Troche mi to ciążyło wszystko w plecaku i było dość nie wygodnie. Tylko czekałem aż wkońcu dojade do końca asfaltu żeby zrobić sobie tacho przed podjazdem i ogarnąc ten balzel. Męcząco się tam jedzie... Udało się w końcu dotrzeć na miejsce, sporo turystów było, jak to w niedziele. Zrobiłem chwile przerwy, z ciekawości zerknąłem na godzine żeby zobaczyć ile tym razem mi zajmie ten uphill:) Sekretna opcja podjazdu na Leskowiec już poznana wiec bez patrzenia w mapy ruszyłem przed siebie. Dość ostro jechałem, w jednym miejscu było na tyle srogo że podporwadziłem ze 20metrów i dalej zatrzymałem się tylko na płaskim na trawersie żeby zdjęcie zrobić bo było pięknie:) Właśnie tam na trawersie są dwa dość trudne miejsca ze sporymi kamieniami i korzeniami, oba udało się przejechać, sam nie wiem jak to zrobiłem bo byłem pewien że się nie da:) Parafrazując słowa Krzyśka - noga zapodawała jak popierdolona:) Przy schronisku byłem po około 34 minutach nawet tam nie stawałem tylko odrazu na szczyt. Zmartwiłem siębo na południu brzydko, ciemne deszczowe chmury postanowiłem jechać zgodnie z planem, jakby coś się popieprzyło to bym się ewakuował w dół. Po chwili przerwy ruszyłem w droge. Praktycznie cały czas szybko w dół. Pod koniec na Smerkawice kawałek podejścia i już byłem przy rozstaju szlaków, ten odcinek zajął mi chyba z 20 minut. Pierwszy raz jechałem zielonym, także jakaś nowość dla mnie w Beskidzie Małym, już nie wiele takich zostało;) Troche walczyłem z czasem żeby zdążyć na pociąg i przed ewentualną burzą. Dlatego prawie wogóle nie stawałem na zdjecia albo żarcie. Cisnąłem ile fabryka dała;) Szlak dość łatwy i przyjemny. Na jednym zjeździe zleciałem z roweru ale nie puściełem go i poprostu wylądowałem na nogach:) Ciekawy był też fragment podjazdu gdzie w dół spływała woda, podobnie jak wczoraj pod babią tylko na mniejszą skale;) Po drodze spotkałem dwóch gości, wg nich do końca szlaku była godzina, zajęło mi to oczywiście znacznie mniej czasu;) Widokowo szlak też jest bardzo ciekawy, poprostu warto tam jechać, co tu dużo mówić. Zdaje mi się że na mapie Compassu jest błąd, bo szlak prowadzi bezpośrednio do asfaltu a na mapie był obok... Cały ten teronowy fragment zajął około 1h20min Zjechałem asfaltem do głównej drogi, kolejny mocny podjazd by był, fajnie odkrywać takie smaczki:) Czas miałem bardzo dobry, 1h40min do pociągu więc nie musiałem się spieszyć. Początkowy odcinek głównej drogi to była katorga, ciągle pod górke, tylko troche w dół lub po płaskim. Zresztą byłem już tak wypruty że na płaskim nie jechałem więcej jak 15km/h... Na szczęście od jednej wiosi było cały czas w dół aż do Suchej. Całą tą droge myślałem o kebabie w suchej, takie miałem smaki na gorące mięcho... Dobrze że knajpa była jeszcze otwarta, w kilka minut dostałem kebabcza i to z dwoma sosami, nie to co ostatnio się wyczekałem i jeszcze spieczonego dostałem... Momentalnie zniknął, miałem smaka na jeszcze jednoego ale trzeba było się zbierać, poszukłem jeszcze sklepu coby browarka kupić do pociągu i wróciłem do Krk.

Weekend przejeździłem na bogato, było kilka fajnych i niespodizewanych sytuacji, masa wspaniałych widoków i satysfakcjii z jazdy. A jeszcze tyle do zobaczenia... ;)

Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
102.10 km 17.00 km teren
05:21 h 19.08 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1330 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Slovacja - Tabakowe Sedlo, Mędralowa :D

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 09.07.2011 | Komentarze 0

Trzeba wkońcu zacząć realizować plany, wkońcu są wakacje;D Ostatnie dni były dość deszczowe, dlatego wybrałem opcje nieco mniej terenową. Dzień wcześniej przygotowałem bułki, ciastka i reszte potrzebnego sprętu. Obudziłem się przed budzikiem;) Troche za wcześnie zebrałem się na stacje bo czekałem na odjazd około 30min... Mogłem brać bilet do Rabki po chyba jest tańszy niż do Bystrej, ale kij z tym, następnym razem będe wiedział;) W pociągu było kilku bikerów, pogadaliśmy o tym gdzie się wybieramy itp. Jeden typek miał zajebistego Scotta, w sumie sam nie wyglądał na jakiegoś wytrawnego górala. Około 2 godziny później byłem na stacji w Bystrej. Skierowałem się na Sidzine i dalej na przełęcz Zubrzycką. Na początku było lekko pod górke, potem już było srogie pizganie:) Nie potrzebnie jechałem cały czas na 2 tarczy bo na przełęczy miałem mieszane uczucia co do swoich możliwości... Jak było w góre to musi być też w dół;D Momentalnie znalazłem się w Zubrzycy, tam zawitałem do sklepiku bo troche mało zasobów miałem w plecaku... Śniadaniem w domu też nie pojadłem zbytnio... Miła pani znalazła mi gdzieś na sklepie ostatniego pałerejda, do tego 2 drożdzówy, ciastko i paliwo uzupełnione;) Na skrzyżowaniu skręciłem w strone Krowiarek. Oczywiście widoki na Babią a w drugą strone na Tatry powalały na kolana:) Zwątpienie ustąpiło miejsca zachwytowi więc od razu lepiej się kręciło:) Minałem i pozdrowiłem bikerów po drodze i chwile potem skręciłem w lewo na szlak bursztynowy prowadzący w kierunku granicy. Tam nie było bolca żeby nie zatrzymac się i nie zrobić zdjęcia:) Niestety nie miałem aparatu bo mi go boczek podpieprzył na obóz, musiałem robić telefonem dlatego marnie widać... Zobaczyłem że rowerzyści co ich wcześniej mijałem jadą za mną. Minęli mnie, więc kiedy porobiłem zdjęcia dogoniłem ich. Powiedzieli mi że też jadą na Słowacje;) Jechaliśmy razem kawałek i gadaliśmy o górach i rowerach. Jechali wczoraj z Krk do Zawoji, tam się zamelinowali i jeżdzą po okolicy:) Dość wolno jechali, miałem jeszcze sporo do zobaczenia dzisiaj takżę powiedziałem im że lece dalej swoim tempem a że byłem głodny to akurat zjem sobie zanim mnie dogonią;) Pare km dalej była fajna miejscówka więc tacho na żarcie i zdjęcia. Ścieżka do tej pory była zajebista. Czysta radość z jazdy, szutrowo, nieco kamieniście, momentami troche lasem troche polankami. Klimat tego miejsca cały czas zachwycał:) Tak jak przewidziałem kiedy skończyłem jeść i zaczałem się zbierać przyjechali Ci kolesie. Chwile potem ruszyłem za nimi, ale chyba gdzieś skręcili bo jak dojechałem do niebieskiego szlaku to już ich nie było... Tam chwila główkowania gdzie jechać bo znak był na drzewie po środku rozstaju. Pojechałem prosto na dość nachylony błotnisty podjazd, udało się tam wtargać bez przeszkód. Byłem na granicy, szkoda że jakieś tempaki zniszczyły tablice informującą o granicy bo było by fajne zdjęcie. Na szczycie zobaczyłem że starsze małżenstwo prowadzi rowery pod góre. Kobieta złapała kapcia z tyłu, spytali czy mam łatki i pompke, oczywiście zawsze woże je ze sobą więc zaoferowałem pomoc. Pogadaliśmy sobie chwile, okazało się że są z Tychów czyli prawie po sąsiedzku:) Załatałem dziurke, ale ten pan coś źle opone założył bo jak pompował to dętka głośno wystrzeliła. Dobrze że się nie uszkodziła... Pomogłem mu z tym i już wszystko było git, mogli dalej kontunuować wycieczke wokół Babiej. Na koniec kiedy już miałem odjeżdzać starszy pan wyciąga 50zł i mi daje... Mówie mu że to nie był żaden problem i nic nie chce, ale był uparty:D Co za radość być w górach na zajebistej trasie i mieć jeszcze za to płacone;) Ten niebieski szlak jest chyba rzadko uczęszczany, dość dziko tam było. Zjazd był dość hardcorowy ale w jak najbardziej pozytywnym sensie;) Szlakeiem poprostu płynął potok, momentami przy wiekszych kamieniach było głęboko gdzieś na 30cm:D Jechało się obłędnie, totalna radość z niecodziennych warunków:) Troche dalej zrobiło się już spokojniej i pojawił się asfalt. Troche w góre, dużo więcej w dół;) Minąłem żółty szlak na szczyt babiej, początek wygląda srogo, ciekawe jak jest wyżej;) Nastepnie zawitałem do Kohutowej Doliny, świetnie było widać jak masywne jest Pilsko, a za sobą zostawiłem Babią. Dojechalem do rozstaju dróg koło jakiejś rzeczki, skręciłem w prawo na Tabakowe Sedlo. Jechało się tam rewelacyjnie, wysokośc szła elegancko, nie było zbyt stromo także kręciłem sobie na spokojnie oszczędzając troche sił na Mędralową. Na końcu asfalt zakręca w lewo a szlak leci prosto w teren i to dość mocny teren... Zrobiłem sobie chwile przerwy na jedzenie i zacząłem atak najpierw na granice. Trzeba było troche podprowadzić bo stromo i ślisko,w innym miejscu zaś pocięte drzewa blokowały szlak... Wkońcu dotargałem na granice, tam w lewo na szczyt. Początkowo było pod górke ale do ogarnięcia, potem w miare płasko, cały czas wąską ścieżką:) Po drodze turysta zaczepił mnie, pytał skąd jade, jak to jest tak latać po górach na rowerze itp;) Ja z kolei pytałem o szlak, jak daleko, jak stromo. Podobno końcówka miała być stroma, była okrutna, musiałem zejść i podporwadzić kawałek... Na świeżości można by coś walczyć ale w sumie szkoda tracić sił. Po drodze zaczęło mi coś dziwnie cykać w kole, myślałem że to gałązka uderza o szprychy. Wyciągnąłem ją ale cykanie nie ustało. Byłem pewien, że bembenek poszedł sie jebać... Na szczęście chwile później ustało i do końca było już ok:) Na szczycie dla odmiany raczyłem się widokami na północ, czyli górujący Jałowiec, w oddali Beskid Mały, prosto reszta Beskidu Żywieckiego. Masa robactwa koło mnie latała, pozatym wolałem się troszke pospieszyć żeby się czasem nie spóźnić na pociąg. Ze szczytu leciałem czerwonym szlakiem cały czas w dół, na chwile zgubiłem szlak i zaczęły się niepokoje ale kawałek dalej były już znaki zielonego czyli mojego docelowego szlaku w dół do cywilizacji:) Genialnie się nim jechało, ciekawe widoki, płynny zjazd, było dobre flow;) Zaliczyłem ze 2 świetne widokowe miejscówki i dojechałem do punktu w którym było widać jakieś zabudowania w dole i asfaltową droge. Jechałem dalej zielonym i spotkałem dwóch zajebistych gości. Polecili mi zjeżdzać w dół do zabudowań i asfaltem cisnąć do głównej drogi. Wg nich dalsza jazda zielonym to kijowa opcja bo zjazd jest ciulowy a tędy i szybciej i lepiej. Opowiadali jeszcze o wypasie owiec na Mędralowej, fajny klimat ogólnie:) Pojechałem tak jak radzili i nie żałowałem. Genialnie tam było, bardzo klimatyczne miejsce, taki przysułek wśród gór, niesamowite widoki... Zjazd był gruby, bardzo kręty, dość stromo i długo. Podjazd tam byłby porównywalny do hrobaczej albo Magurki. Ciekawe jest to że był na górze był elegancki asfalcik, niżej szutrowo leśna droga i potem znów asfalt... Wyjechałem na główną, skierowałem się na Przyborów i Jeleśnie. Po drodze jeden żulik wskazał mi gdize skręcić. Przy skrzyżowaniu na Żywiec miałem dobry czas a że miałem ochote na coś ciepłego to zatrzymałem się przy budzie z zapiexami. Wyłożyłem 4zł i po chwili dostałem coś co koło zapiexy nawet nie leżało, jakby tą bułke z wody wyciągli, cała rozmokła, bez smaku... Ale się zeżarło, a jak:) Na ławeczkach obok jakieś żule się kłuciły, dość zabawnie to wyglądało. Z Jeleśni cały czas prułem główną drogą aż do Żywca. Podjechałem na rynek gdzie jakieś ziomki skakały i tańczyły, zresztą nie przyjechałem tam oglądać jakichś lipnych pokazów tylko zakosztować speciałów z regionu po męczącej wyprawie:) Do pociągu miałem około godziny. Chwile potem byłem już w pijalni w BROWARZE:D Wziąłem sobie świeżutkiego Żywca i na placyk koło pijalni i muzeum. Troche pechowo akurat 10min później przyjechali policjanci na motorach, karetka i auta weselne. Dobrze że policja nie przyczepiła się żę popijam browarki jak jestem na rowerze, nie chciałoby mi się prowadzić bika na dworzec;) Dopiłem szybko i poszedłem do środka zakosztować jeszcze Mastnego Brackiego. Było tak pyszne... że ja pierdole;) To jest jeden z wielu powodów dla którego warto się ostro spizgać na rowerze, zimne piwko kiedy już jest po wszystkim:D Wyprawa powoli dobiegała końca, wbiłem się na pociąg, w drodze z Oświęcimia do Chełmka gadałem ze świetnym dziadkiem. Wyglądał na 70 lat i naprawde sporo śmiga na rowerze. Wracał z jakiegoś rajdu z Przeciszowa. Opowiadał że jeździł jakieś rajdy 24h na Salmopol, Kubalonke, wychodziło im ponad 200km także szacunek wielki dla niego:) Wspólnych znajomych też mamy bo serwis u Pawła jest mu dobrze znany, zresztą ostatio u Pawła spotkałem też zapalonego dziadka rowerzyste, pewnie kumple;) Z Chełmku wróciłem do Libiąża, zrobiłem rundke, pogadałem chwile z Wojtasem który szedł na grila z rodzinką i zajechałem do domu. Zjadłem, wykąpałem się i odrazu zasnąłem;)

Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
30.30 km 0.00 km teren
01:16 h 23.92 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:160 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Pętla wokół wolskiego

Piątek, 8 lipca 2011 · dodano: 08.07.2011 | Komentarze 0

Na Bielany, tam zaczęło troche kropić... potem obserwatorium, zakamycze dalej były panieńskie skały, królowej jadwigi i na koniec podjazd w okolice kopca kościuszki. Jakiś koleszka tam starał się za mną jechać ale po chwili został z tyłu:) Rano było pięknie, potem deszcz... Niech chociaż weekend będzie ładny;)


Dane wyjazdu:
48.50 km 2.00 km teren
02:23 h 20.35 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:660 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Wolski uphill challenge;)

Czwartek, 7 lipca 2011 · dodano: 07.07.2011 | Komentarze 0

Nie miałem zbyt wiele czasu żeby jakąś konkretną traske zrobić, miałem natomiast wszechogarniającą chęć spizgania sie, dlatego troche inaczej dzisiaj jeździłem;) Wkońcu przyszedł pierwszy słoneczny i gorący dzień, podjechałem do Mbiku zobaczyć czy przyszła mi obręcz i bidon. Obręcz w poniedziałek pewnie będzie, a bidony mieli w jakieś chujowe kolorki... Także pojechałem dalej z pustymi rękami. Chwile potem byłem już przed podjazdem na Zoo. Lunąłem komuś na krzaki i zacząłem wprowadzać plan czyli 5 krotny podjazd pod Zoo;) Na brukowym odcinku minąłem młynkującego dziadka, postanowiłem go zdublować, czyli wjechać na szczyt, zjechać i go znowu dogonić go na podjeździe:) Udało się bez większych trudności, mało brakło a 3 raz bym go minął, podczas drugiego zjazdu jeszcze miał kawałek do końca. Mam nadzieje, że nie zrezygnował gdzieś po drodze tylko dotargał to końca:) Jakoś nigdy nie lubiłem jeździć w kółko ale odziwo tym razem było dość przyjemnie. Chłop z budki pewnie zastanawiał się co tam tworze;) Po piątym razie pojechałem w kierunku kopca piłsudzkiego, skręciłem na zielony szlak a potem na czarny na zakamycze. Chwilke chłonałem widoczki i skierowałem się na kolejny podjazd pod Zoo, tym razem od bielan. Tu już na spokojnie sobie jechałem. Zjechałem asfaltem na królowej jadwgi, podjechałem na kopiec kościuszki ul hofmanna i wróciłem przez rynek jak zwykle. Zajechałem do sklepiku po denarki a tam Rysiek heheh:) Okazało się, że mieszka teraz przystanek odemnie i prawie codziennie pląta się koło mojego bloku;) Pogadaliśmy chwile, niestety nie mieli czasu na browce bo gdzieś szli...


Dane wyjazdu:
22.80 km 1.00 km teren
00:58 h 23.59 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 90 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Po Ciechany:)

Poniedziałek, 4 lipca 2011 · dodano: 04.07.2011 | Komentarze 0

Wyskoczyłem wieczorem na górki i po Ciechany. Niestety w okolicy kopca Kościuszki zaczęło kropić, chwile później lało już na dobre... Zrezygnowałem z Zoo i wracałem Piastowską. Przed placem inwalidów zaliczyłem ostry poślizg na szynach, ledwo utrzymałem się na rowerze. Koło sklepiku byłem już całkowicie przemoczony, dobrze, że chociąż browce miałem:) Wróciłem już ostrożnie, wkońcu szyny w deszczu to zło;)


Dane wyjazdu:
44.70 km 13.00 km teren
02:14 h 20.01 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Najlepsze kąski z Krakowa

Środa, 29 czerwca 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 0

Zeżarło opis... Ogólnie dość fajna wycieczka wyszła, jednak jest tu pare niezłych ścieżek;) Nie obyło sie bez upadku, po deszczu troche ślisko było... Zjazd żółtym miał pare dobrych momentów. Szkoda, że bez widoków w okolicy stadniny, ale przynajmniej nie padało...


Dane wyjazdu:
39.10 km 3.00 km teren
01:43 h 22.78 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Do Przemka i po Ciechany;)

Wtorek, 28 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 0

Wyskoczyłem wieczorem na bika odreagować stresy dnia powszedniego;) To jest kurwa jakiś żart z tym angielskim... Kiedy wychodziłem zaczęło lekko kropić, podjechałem do Przemka ale się z nim minąłem bo już go nie było. Zrobiłem potem pare opcji na Zwierzyńcu, pojeździłem troche po okolicy, zajechałem kupić Ciechany coby się lepiej wyspać przed egzaminem i wróciłem na mieszkanie. Pogoda się zjebała na dobre... żal tak siedzieć na dupie...


Dane wyjazdu:
38.70 km 9.00 km teren
01:59 h 19.51 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

terenowe opcje w wolskim

Środa, 22 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 0

Na pierwszy ogień poszedł podjazd w kierunku kopca, nie jechałem tak jak zawsze ale pojechałem prosto pod mostkiem na brukowaną droge. Kawałek dalej był fajny zjazd na królowej jadwigi. Potem zoo asfaltem, kopiec piłsudzskiego, zdaje się że remontują kopiec. Następnie zjazd czerwonym w moje ulubione okolice. Na końcu zjazdu nie skręciłem w prawo tak jak idzie czerwony tylko w lewo wzdłuż płotu. Tam czekał mnie kawełek leśnej ścieżki i dojechałem na Zakamycze. Potem podjazd do obserwatorium. Wjechałem do środka ale jakis koleś zaczął za mną ganiać i powiedział że wstęp wzbroniony... Skierowałem się na zielony, tam chwila pięknych widoków i kiedy szlak skręca w lewo ja pojechałem prosto na żółtą końską ścieżke. Bardzo przyjemnie się zjeżdzało, wyjechałem koło jakiejś hodowli koni z Rolniczego. Tam były najfajniejsze widoczki na beskidy, Babia górowała nad resztą. Jak słowacy zrobią ten żółty szlak to będzie można się porwać na ten nielegal:) Na koniec podjechałem kawałek asfaltem koło Kamedułów tam odbiłem w teren na żółty szlak i podjechałem do Zoo. W dół kombinowany zjazd ścieżkami, niebieskim rowerowym i zwykłym niebieskim. Wyjechałem na główną droge, przejechałem jeszcze Jołdłową w okolicy podjazdu na Zoo skręciłem w prawo i podjechałem na kopiec Kościuszki w terenie czarnym. Potem szybki powrót na Wieczystą, browarek we Frajdzie i dzień można uznać za udany:)


Dane wyjazdu:
34.40 km 5.00 km teren
01:42 h 20.24 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Kopiec, Zoo

Wtorek, 21 czerwca 2011 · dodano: 21.06.2011 | Komentarze 0

Standardowo zielonym na kopiec Kościuszki potem odbicie na singielek tylko tym razem ominąłem miesce gdzie się wywaliłem i pojechałem kawałek czarnym. Zjechałem z tym samym miejscu gdzie ostatnio. Chciałem jechac terenem zielonym do Zoo ale opuściłem szlak, nie chciało mi się wracać i pojechałem w jakieś dzikie ścieżki. W końcu ścieżka się skończła i były same paprotki więc i tak musiałem zjechać. Wybrałem niebieski rowerowy, wyjechałęm koło zoo koło szlabanu i pojechałem na Radzikowskiego odebrać towary z allegro.


Dane wyjazdu:
42.00 km 7.00 km teren
01:56 h 21.72 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Wolski i okolice

Czwartek, 16 czerwca 2011 · dodano: 16.06.2011 | Komentarze 0

Robota pięknie poszła, egzamin zdany, kolos z wytrzykmi udany, możnabyło z czystym sercem wyskoczyć w górki:) Na rozgrzewke kopiec kościuszki zielonym szlakiem. Przez cały dzień prawie nic nie jadłem a kilka poprzednich dni siedziałem cały czas nad WM i KB także od początku jazdy był niedobór sił... Cały czas trzymałem się zielonego, za kopcem na płaskim odcinku odbija w prawo w teren. Zaliczyłem tam przyjemny singielek, przez momen jechałem tunelem z krzaków;) Jechałem cały czas zielonym jednak wyjechałem nie tam gdzie powinienem... Po drodze było kilka stromych miesc z ostrymi zakrętami, w jeden z nich wjechałem na szybkości i musiałem się awaryjnie wywalić:) Inaczej spadł bym ze skarpy, wybrałem lot w jakieś obalone drzewo:) Dojechałem do asfaltu i pomyliłem droge, trafiłem na błonia i musiałem się wracać. Nastepnie zrobiłem podjazd asfaltem do Zoo, lajtowo wszedł, tylko ten bruk na początku jest wkurzający. Potem kopiec Piłsudzkiego i szybki zjazd czerwonym. Na dole chciałem złapać czarny szlak i znowu podjechać w okolice kopca jednak przegapiłem skręt. Jechałem zielonym rowerowym i koło obserwatorium skręciłem na zielony pieszy. Tam były najfajniejsze widoczki tego dnia, bardzo ładna miejscówka. Szlak leciał dość płasko i szybko dojechałem do Zoo. W dół zjeżdzałem źółtym, dość szybki i przyjemny odcinek, dojechałem do klasztoru i zjechałem asfaltem do głównej drogi. Tam też były niezłe widoki:) Stamtąd leciałem już prosto na mieszkanie do Ukochanej:)