Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26792.08 kilometrów w tym 3111.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mrsandman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Dane wyjazdu:
44.30 km 4.00 km teren
01:58 h 22.53 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:260 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Libiąska okolica

Piątek, 5 sierpnia 2011 · dodano: 05.08.2011 | Komentarze 0

Po ostatniej wyprawie należało zrobić lekki przejazd przez rodzinne strony;) Górki w Zagórzu jak zwykle urzekały widokami, w Pogorzycach cisza, spokój, pola ciągnące się wzdłuż drogi... Z Płazy zjechałem do Wygiełzowa, tam kawałek laskiem i już byłem w Żarkach. Do pełni szczęścia brakowało tylko czegoś zimnego i złocistego;) W Bon Tonie wziąłem Żywca, w Libiążu nic lepszego się nie dostanie... To jest jeden z większych plusów jazdy w Krakowie, trunki regeneracyjne do wyboru do koloru;) Tym razem podjechałem na Lipie wypić piwko i zjechałem do domu:)


Dane wyjazdu:
203.70 km 20.00 km teren
09:54 h 20.58 km/h:
Maks. pr.:61.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2760 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Mogielica, okolice Suchej - 203/2760 :D

Środa, 3 sierpnia 2011 · dodano: 03.08.2011 | Komentarze 0

Stało się, padł rekord. Właściwie to nie planowałem takiego obrotu spraw ale Mogielica tak mnie podjarała, że za nic nie chciałem wracać;) Kolejny szczyt z korony beskidów do kolekcji;) Ale od początku. Wyjechałem o 7:10 nawet dobrze żę się wcześniej nie zebrałem bo było nieco chłodnawo. Ruszyłem i od pomyślałem że wczoraj wieczór jednak za mocno jeździłem, nogi były ociężałe, ale nic rozjeździły się wkońcu:) Bez szaleństw dojechałem do Wieliczki i skręciłem na Dobczyce. Zaczęły się pagórki, dość niepozorne ale umilały jazde. Przed dobczycami był zjazd 12%:) Myślałem żeby zrobić chwile przerwy gdzieś w centrum Dobczyc ale nie było gdzie zasiąść wiec poleciałem dalej. Pojawiły się pierwsze szczyty wyspowego, bardzo charakterystyczne pasmo. Tam to można robić grube przewyższenia, nie ma tak dobrze że wjedzie się na szczyt i leci się granią...
Na 50km zrobiłem przerwe na ławeczce koło kapliczki. Czekał mnie kolejny z wielu podjazdów, zjadłem drugie śniadanie i ruszyłem. Nagrodą był super zjazd do Kasiny. Dojechałem do skrzyżowania i skręciłem w lewo na Nowy sącz. Towarzyszyły mi piękne widoki na Śnieżnice i Ćwilin między którymi jechałem. Jeszcze chwila pod góre i długi zjazd do Dobrej gdzie odbiłem na Jurków. Tutaj zza gór wyłonił się mój dzisiejszy cel, najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego. Nie da się ukryć że robi wrażenie. Od razu pomyślałem że ciężki hardcor tam będzie;) Jedyną mapką jaką miałem to screen na telefonie z wycinkiem mapy wokół szczytu. Także musiałem sam się orientować co i jak. Dojechałem wkońcu do tablicy z namalowanymi szlakami itp była tak kijowo zrobiona że nic nie możnabyło z niej wywnioskować. Widziałem że zaczyna się tam zielony szlak, jest przystanek, czyli ja powinienem odbić w lewo na mostek. Przynajmniej tak wynikało z mojej mapy. Planowałem jechać zielonym kropkowanym szlakiem na pierwszym drzewie była zielona kropa, zarazem ostatnia jaką dzisiaj widziałem;) Za to dalej były znaki czerwonego szlaku rowerowego. Dziwnie to było oznaczone, ale czułem że dobrze jade. Szeroka ścieżka spokojnie wspinała się do góry, obok płynął potok, bardzo przyjemne miejsce na podjazd. Było troche wilgotno jednak nie sprawiało to żadnych problemów. Sprawnie dojechałem do przełęczy gdzie koło kapliczki skręciłem w lewo. Podjechałem kawałek lasem i znalazłem się na przyjemnej polance, ale jeszcze nie tej wielkiej pod szczytem:) Zrobiłem kilka fotek i pojehcałem dalej. Pod koniec szlak skręcił w lewo w wąską rynne usłaną kamieniami. Walczyłem tam około 50 metrów ale nie było bolca żeby tam jechać. Zaczęło się pchanie, czasem nawet noszenie. Wkońcu teren się poprawił i mogłem ruszyć, kawałek dalej była już Polana Stumorgowa. Przepiękne miejsce, prawie jak bieszczadzka połonina;) Od razu zaczałem cykać fotki. Zauważyłem że dalej przed wjazdem w las są ławeczki wiec tam podjechałem zrobić dłuższa przerwe i podziwiać okolice. Kilka minut później już tachowałem na ławce. Absolutna czołówka wśród miejsc które odwiedziłem na rowerze, może nawet najlepsze... Do szczytu został mi jeszcze kawałek, ale jak zobaczyłem jaki kawałek to zwątpiłem... Ogromne nachylenie, pełno luźnego kamienia, gdzie niegdize głazy. Myślałem że poprzedni odcinek był srogi ale to nic w porównaniu z tym... Nie było mowy nawet o prowadzeniu. Podniosłem rower i wnosiłem po kawałku uważając żeby gdzieś się nie wypieprzyć. Stopy zaczęły mnie boleć od tej wspinaczki w SPD... Na szcześćie ten odcinek nie był tak długi. Niedaleko wieży widokowiej postawiłem rowerek i dokręciłem ostanie metry coby ludzie nie widzieli jak prowadze hehe;) Dość wysoka była ta wieża, trzy poziomowa, taką ambonke mógłbym mieć koło domu;) Ze szczytu widoczek 360stopni, starałem się zidentyfikować poszczególne szczyty, głównie te do zdobycia:) Zaje mi się że widziałem na pasmo radziejowej z Przechybą idąc w prawo Lubań, Gorc i reszte Gorców;) Tatry niestety nie były widoczne... Wyspowy był jak na dłoni, Luboń, Szczebel Lubogoszcz, Ćwilin, Śnieżnica... W domu planowałem zjechać tą samą drogą co podjeżdzałem, jednak teren zweryfikował te plany. Pomyślałem że ciekawiej będzie zjechać innym szlakiem a pozatym podczas zjazdu żółtym miałbym niezłą smierć w wenecji... Zdecydowałem się podjechać jeszcze pod krzyż papieski i zjechać zielonym i niebieskim rowerowym na południe. Początek też był dość hardcorowy, kawałek musiałem sprowadzić bo źle by się to skońcyzło. Dalej było jeszcze troche rąbanki po kamieniach i szlak się zrobił łagodniejszy. Dojechałem do rozstaju, prosto było wielkie błoto i dziadostwo a w prawo lepsza ścieżka. Oczywiście oznakowania brak. Skręciłem w tą lepszą ścieżke. Pomyślałem że i tak nie wiem dokładnie gdzie zjede bo już nie mam mapy, byle w dół. Po chwili upewniłem się że nie jade szlakiem, nie było żadnych oznakowań... Zrobiłem tam niezły freeride, mega strome ścieżki, na szczęście z dość dobrą nawierzchnią także możnabyło jechać. Wkońcu wyjechałem na szerszą ścieżke, skręciłem w lewo i zaliczyłem kilka km zajebistego zjazdu. Ponad 40km/h i skakanie nad rynienkami, pare ciasnych zakrętów, super sprawa. Wkońcu dojechałem do asfaltu i do głównej drogi. Spytałem się tam kobiety sprzedającej jakieś borówki którędy na Rabke. Powiedziała, ze w prawo i dodała "Panie, ale to daleko" hehe;) Miałem już z 90km na liczniku. Jechałem lasem troche pod górke do Lubomierza, tam zatrzymałem się w sklepiku kupić izoton bo mi się na szczycie skończył. Troche żałowałem że wziąłem 2 a nie 3. Niestety nie mieli tam takich speciałów dlatego musiałem zadowolić się wodą. Wystałem się tam swoje bo jakieś śmieszne laski kupowały przez 10min srajtaśme oraz ciastka i się jeszcze faktury domagały. Ja pierdole... Za tym sklepikiem czekało na mnie kilka km zjazdu aż do Mszany, wkońcu sobie odpocząłem. Las też się skończył dlatego bardziej zająłem się podziwianiem okolicy niż jazdą;) Stunkęło 100 km, godzina dość dobra, o dziwo dupsko mnie nie boli, samopoczucie świetne, myśle że możnaby się pokusić i dokręcić do 200km;) Decyzja zapadła, jade do suchej. Według tablic zajade tam mając ok 155km, bedzie trzeba się gdzieś tam zakręcić. Jechałem sobie w kierunku Rabki i kminiłem różne opcje, może Koskowa, może nawet Jałowiec, zrezygnowałem jednak z takich szaleństw, miałem już tyle w nogach że bym chyba zdechł pod tym Jałowcem;) Wstepnie zdecydowałem się pojeździć w okolicy Przysłopa i Podksięża. Uwielbiam jazde wśród gór kiedy jest tak słonecznie i ciepło... Dość szybko dojechałem do skrzyżowania. Tablica mówiąca że do Zakopanego 45km też kusiła, ale to sobie na inny raz zostawiam;) Z Jordanowa do Suchej już jechałem w tym roku, a jak się zna droge to się wie jak jechać:) Wiedziałem gdzie czeka na mnie podjazd, gdzie zjazd, na szczęście tych drugich było więcej. Znajome tereny czyli Babia, Pasmo Polic, prawie jak w domu:) W makowie znowu chciałem kupić izotonik, tym razem musiałem zadowolić się colą... Chwile później byłem w Suchej. Tam obowiązkowy kebabcz, tym razem XXL wkońcu trasa też jest XXL:) Niestety jakaś lewa laska go robiła, dzisiaj sobie myśle że był dość średni jednak wczoraj i tak smakował jak złoto, po takim enduro nawet najpodlejszy wydawałby się jakby był z kawiorem i płatkami złota hehe;) Miałem jeszcze prawie 3h do ostatniego pociągu. Ruszyłem na Przysłop. Kiedyś skręt był lepiej oznacozny, teraz musiałem kminić żeby tam dojechać. Z głównej drogi trzeba skręcić w lewo przy stacji benzynowej. Lubie bardzo tamte tereny, miłe wspomnienia mam, moje najlepsze trasy tamtędy prowadziły, nie inaczej było tym razem. Ciężko mi się już jechało jezyk z prawego buta mnie uwierał i mnie stopa bolała. Walka z podjazdem była ciężka, ale się udało. W końcu mogłem odpocząc na mojej ulubionej ławeczce na przełęczy:) Pare fotek i jazda w kierunku Grzechyni obczaić nowe tereny. Piękne miejsce, domki z bali były tam postawione na sprzedaż, nic tylko zbierać szmal;) Mapka z trekbuddy obejmowała to miejsce dlatego mogłem kontrolować gdzie jade. W jednym miejscu się pomyliłem ale szybko to zauważyłem i wróciłem na szlak. Kawał świetnej jazdy tam zaliczyłem. Do makowa bardzo długi i szybki zjazd, tego mi było trzeba:) Znowu musiałem wrócić się do Suchej. Był czas to postanowiłem zawitać na Podksięże. Przejebana droga tam jest. Mała Hrobacza łąka, z tego co pamiętam to na którymś kilometrze jest nawet większe nachylenie niż na Hrobaczej. Tam już nie jechałem, toczyłem się ostatkiem sił, ciężko było nawet patrzeć przed siebie... Tak pędziłem że zdążyłem pogadać z żulem pijącym piwko na ławce:) Mówił że jeden żuberek i już siły wrócą hehe;) Wkońcu dojechałem na góre tam skręciłem w prawo na czerwony szlak i puściłem się w dół. Stromo tam jest ale nawierzchnia dobra. Gdzieś zgubiłem ten szlak bo się trzymałem drogi z płyt a później asfaltu. Ogólnie wyjechałem koło kościoła gdzie zaczynałem podjazd. Na koniec do sklepiku po Żywca i na stacje. Stukneło mi tam 193km. Mimo że byłem jakieś 10-15min przed pociągiem nie zdołałem kupić biletu... Jakiś debil kupował bilety na 2 dni później... jak mnie to wkurwia... jeszcze pod koniec wypytywał o ceny i godziny połączeń, ręce opadają. Przedemną była jakaś parka, myślałem że tez chcią kupić bilety na Krk, gdyby tak było to bym zdążył. A oni podchodza do okienka i się pytają o której jakiś pociąg jedize itp, no kurwa... niech w internetach sprawdzają debile. Pociąg wjechał na stacje, podbiegłem i wsiadłem do tyłu. browarek wszedł elegancko, czekałem na konduktora żeby kupić bilet ale ten się nie zjawił hehe;) Także oszczędziłem 10zł. Wysiadłem na Krzemionkach przejechałem przez rynek potem koło plazy zajechałem na mieszkanie. Obłędna trasa wyszła, taki dystatns, takie przewyższenia, cieżko będzie mi to przebić;) Nawet dobrze się czuje, myślałem ze będe się czuł jak po zderzeniu z tirem;)



Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
31.20 km 0.00 km teren
01:17 h 24.31 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Strakonický Dudák

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · dodano: 02.08.2011 | Komentarze 0

Wyskoczyłem po piwko coby się lepiej planowało gdzie jutro jechać:) Po drodze zaliczyłem jeszcze Zoo asfaltem i kopiec wodociągową. Dość mocno napierałem dzisiaj, może aż za mocno


Dane wyjazdu:
33.30 km 2.00 km teren
01:32 h 21.72 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:340 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

KRÁL ŠUMAVY

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 29.07.2011 | Komentarze 0

Praktyki dobiegły końca, miło spędziłem czas w Generalnej jednak nie da się ukryć, że mogły trwać połowę krócej a ja i tak wszystko bym zrobił. Na weekend ide do Przemka także musze siedzieć jeszcze w Krk... Przy wyjściu z bloku niespodzianka, zauważyłem że mam krzywo klocek hamulcowy i mi obciera o opone... Nie wiem jak to się mogło stać, ciekawe ile km wczoraj zrobiłem z takim hamplem:) Wyregulowałem i wyskoczyłem na krowoderską wymienić puste butelki na pełne. Potem podjazd asfaltem na Zoo, po drodze goniłem jednego gościa i przed końcem już go prawie miałem, niestety zabrakło troche:) W między czasie zauważyłem że też mnie ściga jakiś typ, ale nie dał rady;) Nie miałem szczególnej koncepcji na dzisiejszą jazde. Nie chciałem zapuszczać się w większy teren bo jeszcze mokro i ogólnie dziadosko... więc zjechałem na dół i zacząłem podjazd jeszcze raz. Okazało się że ten koleś co za mną jechał też zjechał w dół. Ciekawe czy podjeżdzał za mną drugi raz czy nie... Potem koło zoo na kopiec piłsudzkiego i jeden z moich ulubionych zjazdów czyli czerwony w kierunku zakamycza. Nawet nie było tak źle jeśli chodzi o błoto. Z wyregulowanym hamulcem leciało się tam znakomicie:) Powrót jak zwykle królowej jadwigi, zachaczając jeszcze o podjazd na Hofmana. Powoli siły wracają:)


Dane wyjazdu:
100.50 km 0.00 km teren
04:13 h 23.83 km/h:
Maks. pr.:69.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:740 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Rekonesans: Gdów, Dobczyce

Czwartek, 28 lipca 2011 · dodano: 28.07.2011 | Komentarze 0

Jakbym czasem nie chciał nie jechac na Przechybe kiedyś to zrobiłem mały rekenesans okolic Gdowa. Do Wieliczki cały czas główną drogą, za Wieliczką zaczeły się pagórki, praktycznie cały czas było w góre i w dół. Do Gdowa było dość nudno ale na szczęście szybko przejechałem ten odcinek. Tam na ławeczce zrobiłem tacho na drożdzówe i picie. Mapa na telefonie to jest zajebista sprawa, szbkie zerknięcie i już lece dalej w kierunku Łapanowa. Tam skręciłem na wiochy i sobie kręciłem spokojnie podziwiając widoki które wkońcu się pojawiły. Nie znam zabardzo tych gór ale zdaje się że Ciecień górował, obok charakterystyczny Kamiennik a nieco z tyłu już objechane Łysina i Lubomir:) Dojechałem do głównej drogi na Dobczyce i niestety zaczeło kropić, nie wiadomo zabardzo z czego to lało. Przedemną piękne niebo, za troche chmur się zebrało ale nie wyglądąły groźnie. Postanowiłem schować się na przystanku i coś zeżreć w między czasie. Kilkanaście minut poźniej już możnabyło jechać. Wkońcu byłem w Dobczycach. Nagle widze jakiś z dupy zakręt w lewo i tablica Myślenice 18km. To skręciłem, dość mocny podjazd mnie tam czekał. Po chwili ukminiłem że to może być droga na Myślenice ale od południowej strony zbiornika, a to mnie nie urządza... Dojechałem na szczyt gdzie było skrzyżowanie i na mapie zobaczyłem że mam racje. Zjechałem spowrotem w dół. Dość fajne nachylenie i prosta droga spowodowały że bez pedałowania rozpędziłem się do prawie 70km/h Szkoda, że nie depnąłem, pomyślałem na dole, byłby rekord. Przejechałem przez Dobczyce, na rondzie w lewo i kawałek dalej skręciłem na wiochy. Wracałem tak jak wtedy co jechałem z Myslenic na Wieliczke. Dość zmęczony już byłem ale w miare szybko zajechałem do Wieliczki. Na wysokości autostrady znowu zaczęło kropić, tym razem na szczeście bardzo delikatnie. Pokręciłem się jeszcze po Krk, kupiłem browce na Krowoderskiej i na Wieczystej stuknęło 100km;) Ta przerwa dała troche po dupie, trzeba forme robić lepszą;)
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
30.30 km 3.00 km teren
01:27 h 20.90 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:300 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Odprocentowanie

Wtorek, 26 lipca 2011 · dodano: 26.07.2011 | Komentarze 0

Ostatni tydzień był tragiczny, tak chujowej pogody dawno nie było, "tylko zimno i pada i zimno i pada na to miejsce w środku Europy..." Dzisiaj już nie wytrzymałem i mimo mżawki wyskoczyłem na bika. Jechało mi sie zadziwiająco dobrze, obawiałem się że po wczorajszym ciężkim wódkowaniu nie zajade daleko... Standardowo uderzyłem na kopiec Kościuszki, asfaltem na Zoo, podczas powrotu jeszcze raz kopiec tym razem od Hofmana i zjazd terenem. Błocko straszne... W górach długo będzie schnąć...


Dane wyjazdu:
20.10 km 0.00 km teren
00:51 h 23.65 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 20 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Regeneracja

Środa, 20 lipca 2011 · dodano: 20.07.2011 | Komentarze 0

Co to za lato... wyjątkowo marna pogoda, a ma być jeszcze gorsza. Ulewa cały dzień wisiała w powietrzu, mimo to wyskoczyłem na chwile na rower. Jechałem bez jakiegoś konkretnego planu. Pojeździłem tylko po mieście, kiedy byłem na Piastowskiej i zobaczyłem jakie czarne chmury są nad wolskim od razu się wycofałem. Wcześniej jeszcze oddałem butelki na Krowoderskiej i wziąłem Ciechana mocnego na osłode:) Kiedy dojechałem na Wieczystą całe niebo było czarne, dawno czegoś takiego nie widziałem... Kolejny raz mi się poszczęściło i zaczęło padać dokładnie w momencie w którym wchodziłem do bloku:)


Dane wyjazdu:
104.10 km 19.00 km teren
05:27 h 19.10 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1580 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Luboń Wielki, Maciejowa - pierwsze kroki w Gorcach

Poniedziałek, 18 lipca 2011 · dodano: 18.07.2011 | Komentarze 0

Cały weekend pracowałem więc na rowerek nie było czasu... a szkoda bo w niedziele była zajebista pogoda i pewna grubsza trasa mogła by pęknąć:) Ale nie ma co narzekać, zarobiłem gruby szmal także będzie za co jeździć;) Pomyślałem że zrobie zobie wolne i w poniedziałek zamiast iść do Generalnej wyskocze na bika. Prognoza nie była zbyt dobra, popołudniu miało przyjść załamanie pogody, dlatego wyruszyłem o 7 rano. Było dość pochmurnie i niezbyt ciepło... Jak zwykle jechałem na Swoszowice, potem przez wioski do Myślenic. Podczas tego odcinka miałem wątpliwości czy nie wracać, ciężkie chmury wisiały na niebie, wyglądało jakby w każdej chwili mogło zaczać padać. Zdecydowałem jechać dalej, w Myślenicach spytałem się kolesia jak jechać boczną drogą wzdłóż zakopianki. Na rondzie skreciłem w prawo na Stróże i już leciałem komfortową asfaltową drogą obok S7:) Cały czas spoglądałem w niebo gdzie się przejaśnia a gdzie jest pochmurnie, na szczęście tam gdzie jechałem pogoda wyglądała jakby się poprawiała. Po drodze upewniłem się na mapce czy dobrze jade, odlałem się na przystanku i zrobiłem przerwe na przystanku w Lubniu na około 54km, zaraz przed miejscem gdzie zakopianka przechodzi na jednopasmówke. Aż się zdziwiłem że tak szybko mi droga leci a tablice z napisem Zakopane 60km kusiły i to bardzo:) Zjadłem sobie bułke i banana i rusyzłem dalej. Musiałem jechać główną drogą, nie było już tak super, mimo wszystko szybko znalazłem się na niebiskim szlaku, czekąło mnie 7,5km terenowego podjazdu. Zrobiłem sobie przerwe na ciastko i picie i zacząłem mozolą wspinaczke. Około kilometra od początku była przejebana sekcja po skałach, były nachylone w bok i dość wilgotne co skutecznie utrudniało jazde... Trzeba było podporawadzić około 150-200 metrów. Miejscami było też sporo luźnych kamieni. Pot lał się strumieniami a wokół mnie zgromadziła się chmura owadów i innego gówna... Na szczycie Lubonia małego pojawiły się pierwsze widoczki wynagraczające trudy podjazdu:) Od tego miejsca jechało się granią, było niemal płasko, dlatego szybko zajechałem na przyjemną widokową polanke z kilkoma domami i kapliczkami drogi krzyżowej. Niestety Taterek dzisiaj nie było widać, za to babia i reszta robiła wrażenie:) Szczyt Lubonia z charakterystyczną wieżą był już na wyciągnięcie ręki. Było teraz raz pod górke a raz z górki, wkońcu dojechałem do końcowego podjazdu. Już wcześniej wiedziałem żę będzie tu prowadzenie, pytanie tylko ile uda się wytargać. Udało się całkiem sporo, ale nachylenie i dywan luźnych kamieni uniemożliwiał jazde. Znowu trzebabyło podporwadzić z 200 metrów. Dopiero przed schroniskiem można było wsiąść i kręcić dalej. Podjazd zajął mi około 1h10min. Na szczycie byłem około 11, czas znakomity:) Podziwiałem ciekawe widoki na Beskid Wyspowy. Pogadałem z bikerem jadącym z okolic Rabki, koleś biega po górach na zawodach, mówił że na śnieżce zajął 6 miejsce, zresztą wyglądał na takiego co ma przejebaną forme:) Z tego co gadaliśmy to dokładnie tak samo jeździ jak ja, pośmigać po górach, bez napinki, pulsometrów, planów treningowych i innych gówien;) Tylko dla siebie i radości z jazdy;) Fajny oldskulowy sprzęcik miał, XTRy z lat 90tych, V'ki, amorek R7, korba na kwadrat:D Po chwili pojechał dół, ja jeszcze podziwiałem chwile widoki i wbiłem się na zielony szlak do Rabki. Trzeba było cały czas uważać, ręce zaczęły słabnąć. W jednym miejscu na ostrym zkaręcie zawadziłem o kamień i zleciałem z rowera, zeskoczyłem bez problemu, mam już wprawe w takich awaryjnych lądowaniach:) Po drodze goniły mnie psy, adrenalina podskoczyła:) Z kamienistego leśnego zjazdu zrobiłe się teraz widokowy zjazd przez pola i łąki:) Mimo wszystko trzeba było uważać bo pod skoszoną trawą nie było widać nawierzchni, przed lekkim łukiem przychamowałem dla bezpieczeństwa i dobrze zrobiłem bo był tam próg wysokości około 30cm. Byłoby ze mną krucho gdybym wleciał tam na pełnej kurwie... Końcówka po kocich łbach (strasznie mnie tam wytrzęsło) i znalazłem się na głównej drodze. Stamtąd pare km i już byłem w centrum Rabki. Spodziewałem się wracać pociągiem o 15:25, obiecałem Ewie że się pospiesze i wróce wcześnie. Przy stacji PKP byłem około 12:00 także zdecydowałem się wracać wcześniejszym o 13:45. Jako że miałem ponad 1,5h wolnego czasu postanowiłem zrobić rekonesans czerwonego szlaku w kierunku Turbacza. Stasznie kusiło jechać na najwyższy szczyt Gorców ale skoro mówiłem że wracam wcześnie... Szlak leci od PKP, początkowo pnie się w góre uliczkami rabki, bardzo miło się jedzie. Na końcu asfaltu jest tablica informująca że do Turbacza jeszcze 17km, dość sporo:) Jedzie się szeroką szutrowa drogą wśród pól i łąk, bardzo klimatyczne miejsce, strasznie mi się tam spodobało. W jednym miejscu był kawałek stromego podjazdu po skałach cała reszta idealna pod rower. Przy bacówce na Maciejowej odpoczałem chwile, porobiłem fotki i zjechałem tą samą droga do centrum Rabki. Pokręciłem się jeszcze po mieście w poszukiwaniu sklepu, coby browarek kupić na droge:) Wkońcu udało się znaleźć zaraz za stacją, wziąłem jeszcze kiełbase z bułke bo coś zgłodniałem:) Kiedy wyszedłem ze sklepu zaczeło kropić, chwile potem przyszła ulewa i burza. Zdążyłem idealnie:D Chociaż nie trwała długo, zaraz po niej wyszło piekne słońce i była już fajne pogoda do końca dnia:) W pociągu jechałem z dziadkiem wracającym z wyprawy od Bieszczad do Nowego Targu, robiły wrażenie jego opowieści, ale po czasie nudziło mnie jego ględzenie... W krk skoczyłem jeszcze po browca i wróciłem na mieszkanie:)

Słaba jakość zdjęc bo aparat w telefonie zaparował...
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
30.40 km 0.00 km teren
01:15 h 24.32 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 90 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Dookoła wolskiego, do Przemka i piwko;)

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 0

Tym razem w przeciwnym kierunku niż ostanio, najpierw Królowej jadwigi, potem chełmska i powrót główną drogą. Wpadłem jeszcze do Przemka umówić się na prace na weekend. Niestety trzeba będze swoje odsiedzieć...


Dane wyjazdu:
30.70 km 2.00 km teren
01:23 h 22.19 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Regeneracja, czyli po browarki:)

Wtorek, 12 lipca 2011 · dodano: 12.07.2011 | Komentarze 0

Pomyślałem, że dobrze będzie przejechać się na spokojnie i przy okazji kupić sobie na wieczór piwko:) Tak do końca spokojnie nie było bo w paru miejscach troche depnąłem, jednak obyło się bez szaleństw;) Najpierw podjechałem na kopiec kościuszki potem zjazd na przełęcz przegorzalską, podjazd asfaltem na Zoo, kopiec piłsudzkiego, malinowy zjazd czerwonym i powrót przez Kijowską i Krowoderską. Świat piwa to już stały punkt wycieczek po Krakowie;) Tym razem wpadł Krakonos, zajebiste czeskie piwko i Mastne Brackie, zaraz zweryfikuje jego walory:D