Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26792.08 kilometrów w tym 3111.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mrsandman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Dane wyjazdu:
165.00 km 1.00 km teren
07:00 h 23.57 km/h:
Maks. pr.:58.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1570 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Pętla Beskidzka

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 05.05.2012 | Komentarze 0

Do samego końca nie byłem pewien czy pojade. Prognozy były dość średnie, jednak kiedy rano wstałem i zobaczyłem czyste niebo nie musiałem się dłużej zastanawiać. Temeratura idealna na rowerek, zresztą tak samo jak na mojej ostatniej trasie. Wcześniejsze dni, kiedy pracowałem były w sumie za gorące jak dla mnie. Wyjechałem koło 9:00 szybko zajechałem do Oświęcimia, tam podrzuciłem Monice książke i skierowałem się na Bielsko. Standardowo przez wioski. W BB środkiem dwupasmowej drogi lazła jakaś pielgrzymka. Na skrzyżowaniu lezą na czerwonym, nie ma jak przejechać, co za ludzie... Przytachowałem dopiero w Bystrej bo coś zgłodniałem. Dalej był Szczyrk, nawet nie było dużego ruchu w mieście. Początek podjazdu na przełęcz dość nużący i męczączy ale jak tylko pojawiły się pierwsze zakręty noga zapodawała aż miło:D Na szczycie pare fotek i długi zjazd do Wisły. Tam zajechałem nad malowniczy zalew, co zresztą widać na zdjęciach:) Sporo rowerzystów tam było, także było kogo brać na podjazdach:) Na Kubalonke droga elegancka, naprawde super miejscówka. Szkoda że przy zamku prezydenckim wszędzie były kamery bo z lądowiska dla helikopterów byłyby świetne zdjęcia. Większośc trudów już była za mną. Z przełęczy szybki zjazd dziurawym asfaltem do Istebnej. Tam to jest dopiero życie, zajebiste miejscowości. Nie ma tego całego badziewia co w innych turystycznych miejscowościach typu Szczyrk i nie jest wszystko wokół dróg oklejone chujowymi reklamiami jak na podhalu... Przytachowałem tam u kogoś na ławeczce przed domem:) Na szczescie nikt mnie nie przegonił. Uzupełniłem troche paliwa przed ostatnim dzisiejszym podjazdem. Nie miałem już siły na walke dlatego jechałem na lajcie. Wkońcu wdrapałem się na Ochodzitą, już zdaleka widziałem że będzie tam super ale widoki ze szczytu mnie rozwaliły. 360 stopni, wszędzie Góry, coś zajebistego... Zdecydowanie jedno z lepszych miejsc gdzie byłem. Czasu miałem w opór dlatego spędziłem tam ładną chwile. Jednak kiedyś trzebabyło się wkońcu zebrać. Zjechałem do Kamesznicy, tamtejsza droga woła o pomste... Cały czas trzebabyło uważać żęby się nie wpierdolić w jakąs ogromną dziure. Dalej już znajoma droga do Żywca. Tam wiadomo co było hehe:) Paulaner wchodził jak zawsze, jakbym mógł to bym zamieszkał w tej piwiarni:) Na drugie danie Brackie. Browarki dały mi tyle siły że zajechałem sobie jeszcze do Bielska na bułke z pieczarkami. Powrót jak zwykle zapewniały przewozy regionalne:)























Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
102.20 km 12.00 km teren
04:38 h 22.06 km/h:
Maks. pr.:56.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:950 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Grań: Żar - Kocierz

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 04.05.2012 | Komentarze 0

Odrazu po pracy wsiadłem w pociąg żeby rano móc wyskoczyć w góry. Miałem niewiele czasu bo popołudniu byłem zaproszony do Moniki na 18 urodziny:) Trzy dni w pracy wykończyły mnie, obawiałem się że będzie ze mną krucho ale okazało się inaczej;) Do Kęt miałem lekki wiaterek od przodu ale deptałem bez litości, średnia prawie 30km/h. Na Żar wjeżdzało się bardzo ciężko, myśle że jakieś 30-35% było prowadzenia a w jednym miejscu nawet noszenie hehe:) Jak zobaczyłem tą ponad 2 metrową skałke to mi nogi zmiękły;) Na szczęście udało się na nią wdrapać bez strat i bez pomocy turystów. Końcówke za to udało się wjechać. Na szczycie nie zabawiłem zbyt długo, przejebane co się tam dzieje, jak w odpust... Stały kramy z watą cukrową, żelkami, jakieś stoisko z chińskimi okularami przeciwsłonecznymi... Podjechałem kawałek dalej i na Kiczorze miałem już spokój:D Zjazd wszedł na lajcie, a keidyś wydawał się trudny... Na przełęczy Isepnickiej minąłem kilku kolesi na motorach, skur...syny tylko hałasują i szlaki niszczą. Na trawersie Cisowej było kilka powalonych drzew, szkoda bo to jeden z fajniejszych fragmentów tej trasy. Zatrzymałem się tam na chwile pooglądać nie dawno odbudowaną kamienną chatke. Szkoda że nie ma dachu bo by się możnabyło przespać heh;) Nieco dalej usłyszałem w oddali grzmoty, w sumie zapowiadali na dzisiaj burze dlatego zaczęło mi się troche spieszyć;) Na Kocierzu tłumy więc minąłem bez zatrzymania. Szybki zjazd asfaltem i powrót tak jak ostatnio. W Gierałtowicach był otwarty sklep to zajechałem kupić sprita bo miałem już pusto w bidonach. Zjadłem jeszcze bułke i dojechałem do domu.




Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
140.00 km 18.00 km teren
06:57 h 20.14 km/h:
Maks. pr.:58.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1240 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Kraków - Leskowiec - Kocierz - Libiąż: Spalony słońcem;/

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 1

Wyjechałem około 8:40, był mały ruch dlatego dość szybko przeleciałem przez miasto, na Kobierzyńskiej spotkałem Przemka jadącego do pracy. Pogadaliśmy chwile i leciałem dalej. Bardzo miło łykałem kolejne kilometry. Byłem już w Sułkowicach i zaczynałem podjazd na przełęcz Sanguszki. Tam znowu pojawił się problem z łańcuchem. Na 2:2 zaczęło haczyć, pobawiłem się troche śrubką regulacyjną i nawet przestało. Na przełęczy bardzo ciekawe widoki na Beskid Makowski. Do Zembrzyc miałem cały czas w dół także bardzo szybko się tam znalazłem. Troche byłem zdenerwowany tym łańcuchem, pomyślałem że będe deptał pod góre na tym przełożeniu na którym mi zazwyczaj pęka. Jak ma się rozwalic to najlepiej teraz bo będe miał łatwy powrót z Suchej. Na szczęście po moich zabiegach przestało się chrzanić i dojechałem w całości do Krzeszowa. W sklepie uzbroiłem się w wode i ruszyłem na czerwony szlak. Na początku łatwo się było zgubić w dodatku ścieżką płynął strumień więc musiałem jechać polami obok. Na szczęście taki stan nie trwał długo. Potem szlak był po prosu genialny, świetnie się wjeżdzało, 100% do zrobienia w siodle. W lesie czuc było taki charakterystyczny zapach ściółki, jak ja to lubie;) Na Leskowcu byłem dokładnie po godzinie. Na szczycie pogadałem sobie z dziadkiem jadącym gdzieś od Wadowic. Nie miałem dzisiaj weny do zdjęc, mam tylko kilka z Leskowca i kilka z grani. Tatry było widać gorzej niż przez ostatnie dwa dni, ale i tak fajnie. Dalej leciałem czerwonym szlakiem na Kocierz, od tej strony też jest rewelacyjny, wszystko przejezdne. Na Potrójnej tacho na jakieś jedzenie, stamtąd miałem już rzut beretem na Przełęcz Kocierską. Zjechałem główną drogą na Andrychów i powrót przez Piotrowice i wioski. Za Wieprzem wziąłem na podjeździe grupke rowerzystów, nie jestem pewny ale chyba jednego z nich widziałem na bikestatsach gdzieś:) Wracało się dość cieżko a to spowodu słońca, lewa ręka i łydka cała spieczona;/ Mogłem jakiś krem wziąc... Trasa bardzo udana, Beskid Mały jak zawsze daje rade.










Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
108.50 km 14.00 km teren
05:37 h 19.32 km/h:
Maks. pr.:76.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1350 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Lubomir

Czwartek, 26 kwietnia 2012 · dodano: 27.04.2012 | Komentarze 0

Wyjechałem przed 9 już było ciepło:D Fala upałów się zapowiada, troche się odzwyczaiłem od takich temperatur. Szkoda troche, że cały weekend majowy będe w pracy, ale co się odwlecze...:) Ciężko się było przebic przez Krk, na każdych światłach miałem czerwone a do tego co chwile blokował mnie jakiś koleszka który wpychał się na sam przód na światłach a potem się wlekł i nie było go jak wyprzedzic bo cały czas był duży ruch... Za to od wieliczki jechało się na eleganckości, odrazu super widoki na Tatry, pierwszy raz takie miałem w tym miejscu. W związku z budową obwodnicy Dobczyc odbiłem na Sieraków i ominąłem blokade drogi. Tylko kawałek trzebabyło przejechac przez pola na których było mega mokro. W Dobczycach nawet się nie zatrzymywałem. Postój zrobiłem dopiero w Wiśniowej bo zgłodniałem. W między czasie minąłem 3 furmanki wypełnione dziecmi które machały i pozdrawiały mnie heh;) Zapomniałem zgrac na telefon map ale mniej więcej pamiętałem jak trzeba jechac. Dojechałem do rozstaju dróg, od tego miejsca miałem już cały czas tablice kierujące na Lubomir z podanym kilometrażem. Najpierw na Przełęcz, początek spoko, końcówka przyjemnie nachylona, na górze odbicie w prawo na właściwy szlak na szczyt. Asfalt był znakomity, myślałem że takie dobre warunki będą do samego szczytu dlatego nie zatrzymywałem się żeby zrobic zdjęcia tych obłędnych widoków:) Przy ostatnich domach był już szuter i większe nachylenie ale dalej wszystko przejezdne. Dopiero w lesie był już stromy kamienisty podjazd i trzebabyło podporwadzic ze 50-100m. Pod obserwatorium tylko się zatrzymałem zrobic zdjęcie i się odlac bo nie ma tam żadnych widoków. Dalej jechałem czerwonym na Kudłacze, dośc sucho, czasem jakieś kałuże ale jak byłem latem zeszłego roku to było podobnie. Przy schornisku krótkie tacho z super widokiem na Babią. Zabawnie wyglądała lodziarnia jadąca od schroniska, szkoda jeszcze że muzyczki nie puszczali heh;) Dalej jechałem czerwonym, troche rąbanki i byłem już na dole, tam zmiana szlaku na zielony w kierunku Chełmu. Ze stacji narciarskiej fajne widoki tym razem w strone Myślenic, Krakowa itp. Szlak w dół był bardzo fajny, momentami kręty, stromy i dośc trudny technicznie. Ostatnie pare metrów musiałem sprowadzic bo był uskok i ciasny zakręt także wolałem nie ryzykowac. Z Myślenic już standardowo przez wioski. Przed Olszowicami zaczęły się poważne problemy... Znowu mi się zerwał łańcuch;/ Na szczęście spinki zostały w ogniwach. Jedna spinka się wykrzywiła dlatego wymieniłem na nową. Kilometr dalej znowu zerwanie, tym razem ścięło bolec. Tu już się wkurwiłem, nie uśmiechało mi się prowadzic bika przez 30km;/ Wbiłem się na jakiś ogródek koło domu i zacząłem reperowac. Starą spinke troche naprostowałem i założyłem odwrotnie, podregulowałem troche przerzutke i pojechałem dalej. Dobrze że miałem głównie z górki. Jechałem bardzo delikatnie i ostrożnie. Na szczęście łańcuch wytrzymał. Warto wspomniec że na zjeździe z Olszowic wyciągnąłem 76km/h, nowy rekord:) Jechałem bez pedałowania, w połowie nawet przychamowałem lekko. Myśle że można tam leciec newet ponad 80:D W krk podjechałem do Przemka, niestety nie miał spinek dlatego musiałem skoczyc do sklepu obok, wziąłem spinke Srama, może będzie lepsza i jeszcze jedną KMC na zapas. Od Przemka wziąłem kilka kółeczek z łańcucha jakbym znowu zgubił:) Mam nadzieje że teraz będzie wszystko hulac:)







Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
74.60 km 3.00 km teren
03:11 h 23.43 km/h:
Maks. pr.:47.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:360 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Lib - Krk

Wtorek, 24 kwietnia 2012 · dodano: 24.04.2012 | Komentarze 0

Rano złapałem pociąg do Libiąża, do domu musiałem dymac na nogach bo się punto zepsuło i tata astre wziął do pracy;/ Zresztą miało byc o rowerze;) Zebrałem się do Pawła z nowym suportem, zrobił na eleganckości, kupiłem jeszcze smar i pojechałem w kierunku Krakowa. Tym razem jechałem nowymi drogami przez wioski, dużo lepsza opcja niż ta chujowa droga przez Brodła. Przed Alwernią prawdziwy rarytas, podjazd oznaczony jako 12%, bardzo przyjemnie się jechało tamtędy, potem jeszcze jeden już mniejszy i byłem w Grojcu. Tam miałem super widoki na góry, widac było nawet lekki zarys Tatr. Aż się dziwiłem że w mojej okolicy są takie ciekawe tereny i się nigdy tam nie zapuszczałem. Potem miałem jeszcze dośc długi podjazd do Sanki i stamtąd cały czas w dół do Krk. Warto wspomniec że była tam bardzo szeroka panorama, widac było wszystko od Beskidu Wyspowego do Śląskiego:D Koło błoń zaczęło lekko kropic, podjechałem jeszcze do Przemka omówic pare spraw i wypic piwko. Kiedy wracałem zaczęło już lac, dobrze że nie miałem daleko;)


Dane wyjazdu:
105.70 km 22.00 km teren
05:56 h 17.81 km/h:
Maks. pr.:47.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1510 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Kocierz z Mikołajem, Nowy Świat, Magurka, Czupel solo:)

Piątek, 20 kwietnia 2012 · dodano: 20.04.2012 | Komentarze 2

Wyjechaliśmy około 9:40. Słońce przyjemnie świeciło i zapowiadało udany dzień. Dość szybko lecieliśmy przez wioski, tym razem był wariant przez Piotrowice. Troche wiało od przodu ale podołaliśmy. W Andrychowie krótkie tacho na picie jedzenie i teksty ze skurcza;) Czułem już lekkie zmęczenie po wczorajszym, zastanawiałem się jak mi wejdzie Kocierz. Wszedł znakomicie, lecieliśmy na bogatości, przy bramie byłem po około 23 minutach, Mikołaj zaraz za mną. Za takie napieranie na pierwszej grubszej trasie w roku przy przeziębieniu należy mu się szacunek:) W Karczmie wypiliśmy po Paulanerze, nie trzeba pisać jak zajebiście smakował:) W między czasie pojawiły się motory na rejestracjach KCH, okazało się że Pilar zajechał, także było się z kogo pośmiać hehe:) Mojego rowera chyba nie poznał. W dół zjeżdzaliśmy kawałek zielonym i kawałek drogą zwózkową, dość fajny zjazd, w góre byłby do ogarnięcia na sucho. Przez Wielką Puszcze cały czas szło pod 40km/h więc kilka minut później byliśmy w Porąbce. Od strony Bielska nadciągały ciemne chmury dlatego wachałem się czy nie wracać z Mikołajem do Libiąża. Jednak zaryzykowałem i kontynuowałem górski etap. W Międzybrodziu zaczęło kropić, na szczęscie tylko przelotnie. W końcu mogłem wypróbować nową opcje podjazdu. Asfalcik na Nowy świat to naprawde syta propozycja, wydaje mi się że momentami stromiej niż na Hrobaczej, tylko znacznie krócej. Musiałem jechać zakosami po całej drodze bo siły zostawiłem na dole:) Uczucie zmęczenia potęgowało to że droga raczej leci tam prosto, jak są jakieś serpentyny to mi się lepiej jedzie... Na końcu zatrzymałem się na chwile na fotki i myk szuterkiem do góry. Bardzo mi się spodobał dalszy odcinek, towarzyszyły mi ciekawe widoczki z jednej strony na Hrobaczą, z drugiej na Magurke. Teren raczej nie był zbyt wymagający, tylko w jednym miejscu podprowadziłem ze 30 metrów, ale na świeźości do ogarnięcia. Na Gaikach odbiłem na dobrze znany mi niebieski na Przegibek, chwile później byłem już na przełęczy. Do podjazdu na Magurke wybrałem szlak narciarski, jest łatwiejszy od pieszego ale dłuższy. Jechałem nim jakieś 40 min. Było też troche prowadzenia. Przy schronisku chwila przerwy na jedzienie, zauważyłem że tam gdzie jechałem godzine wcześniej zaczęło padać. Co więcej chmura zmierzała w moją strone, na szczęście udało się uniknąć deszczu. Zrobiłem jeszcze szybki wjazd na Czupel, z tamtąd miałem świetne widoki na Tatry. Bardzo fajne miejsce, aż dziwne że wcześniej tam nie byłem. Wróciłem tą samą drogą do schroniska i zacząłem zjazd żółtym na Łysą przełęcz. Początek spoko ale potem stromo i typowa rąbanka po kamieniach, do wjazdu się nie nadaje, w przeciwieństwie do tego co wyczytałem w internetach:) Ostatni terenowy odcinek to czarny szlak koło stalownika do Mikuszowic, dość spoko ale mokro. Końcówka standardowa, główną drogą na dworzec, Brackie w knajpie i do domu.














Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
88.20 km 6.00 km teren
03:47 h 23.31 km/h:
Maks. pr.:44.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:650 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Hrobacza Łąka czyli 4km hardcoru:)

Czwartek, 19 kwietnia 2012 · dodano: 19.04.2012 | Komentarze 2

Olałem wykłady i wróciłem z Krko około 12, jak się potem okazało i tak były dziekańskie z powodu wyborów także nic straconego:) Szybkie jedzienie, przygotowanie sprzetu i w droge. Musiałem się spieszyć bo mialem sporo roboty koło domu którą zostawiłem na wieczór. Jak tylko wsiadłem na rower poczułem przypływ energii, brakowało tego przez ostatni tydzień:) Od razu leciałem na pełnej ku..wie:D Do oświęicmia średnia 31,7 km/h Zrobił się lekki wiaterek od przodu ale to nie przeszkadzało tak bardzo, w Ketach miałem 28,4 km/h. Krótki przystanek zrobiłem dopiero w Porąbce. Ciastko dodało troche sił i ruszyłem w kierunku podjazdu. W końcu dojechałem do najtrudniejszego odcinka dzisiejszej trasy. Bardzo przyjemnie nabierałem wysokości, oczywiście pot zaczął zalewać okulary, mięśnie zaczeły palić, standard na Hrobaczej:) Zrobiło się dość pochmurnie i chłodno dlatego dłygo nie siedziałem na szczycie. Przy schronisku pare zdjęć, tak samo przy krzyżu. Potem czerwony szlak do przeł u Panienki i żółty na Kozy. Podobnie jak jechałem kiedyś z Dominikiem. Z tym że tym razem po kilkuset metrach szlaku skręciłem na szutrową droge którą dojechałem do Kóz. Dobra opcja do podjazdu nawet. Poza odcienkiem szlaku gdzie było sporo kamieni. Powrót przez Pisarzowice, Wilamowice i inne wioski. Po powrocie do domu zrzucanie węgla u babci i zworzenie drewna... jestem wykończony;)



Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
101.30 km 0.00 km teren
04:39 h 21.78 km/h:
Maks. pr.:54.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:690 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Kocierz

Środa, 11 kwietnia 2012 · dodano: 11.04.2012 | Komentarze 0

Od rana czułem że to nie będzie mój dzień heh:) Do południa szybko przekopałem pole u babci i koło domu. Także na starcie zmęczone plecy, odciski na dłoniach, ale do rzeczy. Wyjechałem chwile po 12 odrazu poczułem wczorajsze kilometry, jednak najgorszy dzisiaj był wiatr... Przez całą drogę wiało mi w morde i to dość mocno;/ Do Kęt osiągnąłem zawrotną średnia 22,8 km/h hehe:) Na rynku zrzuciłem bluze i na Andrychów. Tam prztachowałem na drożdzówke i w droge na Kocierz. Na głównej droge pod Kocierz miałem chyba najgorsze warunki, nawet nie próbowałem walczyć z wiatrem. Wkońcu dojechałem do podjazdu, odcinek od znaku oznaczającego stromy podjazd do bramy na Kocierzu liczący około 4km zajął mi 27min. Jechałem wyjątkowo spokojnie, nawet gdybym chciał coś mocniej depnąc to nie miałbym z czego. Wyjątkowo przyjemnie mi się jechało, przy szczycie po rowach leżały małe ilości śniegu, natomiast beskid żywiecki i śląski cały biały. Oby do maja to zeszło... Przy karczmie zrobiłem 10 min przerwy, w między czasie zrobiło się pochmurno i zimno. Na zjeździe mocno mnie przewiało. Kusiło żeby zrobić pare nowych opcji na południu, ale zrezygnowałem z szaleństw. Spokojnie pojechałem na Żywiec i na Bielsko. Przynajmniej napatrzyłem się na Pilsko, Babią i Skrzyczne:D Miałem niecałą godzinke do pociągu więc machnąłem Brackie. W pociągu konduktor chciał wyłudzić 5zł za wydanie biletu ale trafił na większego cwaniaka od siebie:) Wytłumaczyłem mu regulamin przewozu i za 9,91zł zajechałem do Oświęcimia. Byłaby już promocja na rower za 1zł bo mnie to już wkurwia...



Tradycje należy podtrzymywać, jak Bielsko to i browarek przy dworcu:)

Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
112.70 km 3.00 km teren
04:32 h 24.86 km/h:
Maks. pr.:53.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:360 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Wadowice z Mikołajem

Wtorek, 10 kwietnia 2012 · dodano: 10.04.2012 | Komentarze 0

Najpierw skoczyłem do Imielenia odebrac nowy suport, obróciłem na szybkości, zjadełem w domu obiad i wyskoczyłem z Mikołajem na Wadowice. Jechalismy przez wioski do samego końca. W Przybędzy był super widok, cały Beskid Mały i kawałek Śląskego jak na dłoni:) Bardzo spodobała nam się ta nowa trasa. W Wadowicach tacho na rynku i powrót główną drogą. Leciało się na eleganckości, niestety na końcówce podjazdu w Radoczy zerwał mi się łańcuch. Na próżno szukaliśmy spinki i kółeczka. Spinke miałem zapasową gorzej z tym pieprzonym kółkiem. Musiałem jehcać bez, na szczęście taki zestaw dał rade. Powrót znowu przez wioski. W Libiążu wypiliśmy browarka na tarasie u Mikołaja, naprawiliśmy łańcuch i zebrałem się do domu:)




Dane wyjazdu:
41.80 km 13.00 km teren
02:05 h 20.06 km/h:
Maks. pr.:52.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:490 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Okolica z Dominikiem

Sobota, 7 kwietnia 2012 · dodano: 07.04.2012 | Komentarze 0

Koło południa zadzwonił Mikołaj żeby skoczyć na jakieś górki, umówiliśmy się po kościele. W kościele spotkałem Dominika i ustawiliśmy się na wspólną jazde. Niestety troche długo zeszło i zebraliśmy się prawie godzine później. Mikołaj już kończył jazde i spotkaliśmy siętylko na chwile na górkach nad kopalnią. Zrobiliśmy nową dla mnie ścieżke w Zagórzu, potem tradycyjnie zjazd w Pogorzycach, podjazd Krętą i z Płazy podjazd górzystą w okolice Lipowca. Pogoda zaczęła się troche psuć, słońce schowało się za chmurami i przysżło ochłodzenie. Ubrałem kurtke i powrót główną drogą przez Żarki. Kijowo się wracało bo wiał wiatr prosto w twarz, ale daliśmy rade:)