Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26792.08 kilometrów w tym 3111.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mrsandman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Dane wyjazdu:
111.20 km 25.00 km teren
05:10 h 21.52 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

[b]Leskowiec z Mikołajem i Szymonem[/b]<br

Wtorek, 24 czerwca 2008 · dodano: 24.06.2008 | Komentarze 0

Leskowiec z Mikołajem i Szymonem
Umówiliśmy się na 9:30 na rozdrożu, ale Arkitek polecił czekać :) Więc posiedzieliśmy u Mikołaja i wyjechaliśmy spod Bon Tonu o 10:30. Mikołaj prowadził główną drogą do Zatora. Od Babic zaczęła się jazda, w pewnym momencie puściliśmy się za ciężarówką, Mikołaj depnął koło 60kmh na prostej a my za nim grubo ponad 50. Jechałem za Arkitkiem i nie chciałem go wyprzedzać dlatego Mikołaj nam troche odskoczył :) Po chwili zrobiliśmy to samo za autobusem. Do Zatora dojechaliśmy ze średnią 31kmh. Na rynku Szymon skoczył do rowerowego po śrubke do hampla bo stara się obrobiła a Mikołaj zaszedł do sklepu po picie. W sumie długo nam tam zeszło a mieliśmy czas tylko do 17. Do Wadowic ja prowadziłem. Droga jeszcze fajniejsza bo pokazały się góry :) Starałem się utrzymywać wysokie tempo i w Wadowicach mielismy średnią ponad 30kmh. Na rynku postanowiliśy jechać niebieskim szlakiem przez Łysą górę. To był świetny wybór ponieważ nie musieliśmy jechać główną drogą na Suchą, pozatym zrobiliśmy jeden fajny podjazd więcej. Początkowo jechaliśmy asfaltem który szybko doprowadził nas do szutrowej drogi na Łysą góre. Momentami szlak był dość wymagający ale dawaliśy rade. Na szczycie był krzyż i kilka ławeczek na których odpoczęliśmy. Kusiło nas żeby łynkąć Redsy które ze sobę wieźliśmy ale wstrzymaliśy się z tym az wyjedziemy na Leskowiec. Po odpoczynku szybki zjazd i chwile później byliśmy w Ponikwi. Tam zatrzymaliśmy sięw sklepie i wzieliśmy sobie po Gingersie ;) Oczywiście Mikołaj otwierał butelka o butelke, czyli tak jak to się robi u nas w górach :) Kapsel poleciał na kilka metrów w góre, uderzył w mur i gdzieś spadł... Browar odrazu zaczyna pienić a Mikołaj do mnie "Pij Men!" ;))
Ostatniego otwierał jak w Sarnim Żniwie o stół... Uderzył tak mocno że butelka spadła i wypieniła na ziemie, na szczęście mało się uroniło. Dobrze że przy okazji stół się nie rozjebał :) Czas szybko minął jak to przy browarku i w droge na Leskowiec. Na początku było luźno ale było widać że troche popadało. Szlak był wyżeźbiony przez wode, na środku było naniesione sporo dziadostwa i musieliśy jechać bokiem. Im wyżej wyjeżdzaliśmy tym było trudniej. Często było tak że rower jechał tam gdzie nie chciałem, bo boki szlaku były strome i znosiło mnie do środka. Ale targaliśmy przed siebie. W pewnym momencie szlak stał się dobry (nie wyżłobiony) i od razu lepiej się jechało, gdyby cały był w takim stanie to po prostu bajka :) niestety chwile później był stromy kawałek, Mikołaj zatrzymał się przedemną, zniosło mnie na prawo i się obaliłem. Rower się obrócił i stanął na siodełku i kierownicy a ja byłem ujebany ziemią. Ale nic to, jedziemy dalej :) W końcu wyjechaliśmy z lasu, w prawo na niebieskim szliku było ostre odbicie do góry w które pojechałem. Po jakimś czasie zobaczyłem że Szymon tędy nie wjeżdza a Mikołaj jedzie prosto. Więc nawracam i jade z nimi na około. Po chwili wjechaliśy na polanke gdzie zrobilisy pare zdjęć i podziwialiśmy widoki. Stamtąd do schroniska dzieliły nas minuty, dlatego 5 min później już siedzieliśmy na ławeczce i otwieraliśmy Redsy :) Obok nas siedziało dwóch rowerzystów na Krossach A4 i w ubraniach Krossa, którzy robili grań z Kocierza na Leskowiec. Chcieliśmy się umyć ale były tam tylko "suche toalety", co ciekawe kible były zamykane na zasuwke od zewnątrz... hehe:) Naszczęście pani kierowniczka pozwoliła nam umyć się w kuchni. Zjedliśmy co przywieźliśmy z domu i naszła nas ochota na coś ciepłego, niestety w schroniskiu był tylko zurek za 9zł z jakąś lichą kiełbaską... Musieliśmy się tym zadowolić. Ekipa krossa wyjechała i po chwili wrócił jeden z nich mówiąc że jego kolega miał wypadek i skręcił noge. Troche się zdenerwowałem bo mieliśmy jechać tym samym czarnym szlakiem do Rzyk. Wezwali pomoc i mam nadzieje że wszystko skończyło się dobrze. Zostaliśmy sami na placu przed schroniskiem dlatego Arkitek wyłożył się na stole a my na ławkach :) Jakieś nie stabilne były i do dupy sie na nich leżało. Posprzątaliśmy po sobie i ruszyliśmy w droge powrotną. Zjazd czarnym szlakiem był trudny, stromo, duże korzenie i kamienie... Ale po drodze i tak zdążyłem lunąć nie schodząc z rowera:) Jak zwykle na końcu zjazdu obręcze nagrzane że aż parzą. W drodze do Andrychowa złapałem gume, dobrze że Szymon wziął pompke i szybko się z tym wyrobiłem. W Andrychowie skręciliśmy na Kęty i wracaliśmy przez Oświęcim. Już spokojnym tempem bo mieliśmy troche w nogach. W Libiążu oczywiśćie do Bon Tonu po Żywca i wycieczke można uznać za skończoną :) Było świetnie, w sumie to jeden z lepszych moich wypadów.

Wadowice, Rynek

W drodze na Łysą Górę

Szczyt i zjazd z Łysej góry

Mały odpoczynek w Ponikwi

Niebieski szlak na Leskowiec

Widok z polanki pod schroniskiem

Przed i po zjeździe czarnym szlakiem do Rzyk
Kategoria Góry



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa musia
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]