Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26123.08 kilometrów w tym 3074.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mrsandman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Dane wyjazdu:
154.10 km 33.00 km teren
08:41 h 17.75 km/h:
Maks. pr.:68.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2780 m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Beskid Śląski: Salmopol - Równica, Czantoria - Stożek

Piątek, 12 sierpnia 2011 · dodano: 12.08.2011 | Komentarze 0

Obie granie zaplanowałem wcześniej jako osobne wycieczki, okazało się że tak dobrze się tam jeździ i zgarnałem obie za jednym wypadem. Wyjechałem 30min później niż zaplanowałem a to dlatego, że nie mogłem założyć cholernej gąbeczki w kasku... Ruszyłem dokładnie o 7 rano, do Bielska jechałem wioskami więc było znacznie przyjemniej niż ostatnio kiedy leciałem główną przez Kęty. Było dość rześko a słońce prawie nie wyglądąło zza chmur. W Wilamowicach zrobiłem kilkuminutową przerwe na ciastko. Do Bielska na szczęście było już niedaleko. W Pisarzowicach robią z drogą i co chwile było jakieś zwężenie albo światła, uwijaliby się z tym szybciej bo się źle jedzie... W BB nawet się nie zatrzymywałem tylko od razu na Szczyrk, tutaj zaczęły się dla mnie nowe tereny:) Musze przyznać że niespodobał mi się Szczyrk, wzdłuż drogi odpust jak cholera, prawie jak nad morzem. Nie mój klimat... Kupiłem sobie coś do picia w sklepiku i jak najszybciej się ulotniłem w kierunku Salmopolu. Przed podjazdem zrobiłem chwile przerwy na bułki coby uzupełnić siły przed górskim etapem:) Na przełęcz kręciłem sobie na 2:1-3 Nachylenie nie było duże, początek był troche nużący ale jak zaczęły się serpentyny i widoczki jechało się elegancko. Na przęłeczy pstryknałem pierwsze zdjęcia, zerknąłem na mapke i ruszyłem na szlak. Pogoda wyglądała na dość niepewną ale obeszło się bez deszczu. Zjechałem asfaltem około 300metrów i znalałem odbicie na żółty szlak, dobrze że jakiś turysta tam wychodził bo łatwo możnaby przeoczyć to miejsce... Musiałem sprowadzić kawałek po schodkach i czekał na mnie beskidzki czyli kamienisty zjazd. Srogo tam mna rzucało ale zjechałem bez szwanku. Do Równicy miałem około 15km górskim szlakiem, który wyjątkowo szybko przeleciał. Jazda nim była bardzo płynna, widokowa i ciekawa a przy tym był dość łatwy technicznie. Prawie 99% w siodle, kawałeczek gdzie niegdzie trzeba było przeprowadzić bo leżało luźnego dziadostwa. Co jakiś czas pstrynkałem zdjęcia, pooglądałem widoki, naprawde wiele radości z jazdy. W większości szlak na ogół był szeroki z dobrą nawierzchnią, w jednym miejscu wyjechałem na krótki odcinek asfaltu, aż się wystraszyłem że się pomyliłem i lece w dół na jakąś wioche:) W okolicy Orłowej zrobiło się trudniej, nawet w jednym stromym miejscu się wywaliłem. Koło chaty na Orłowej droga skręca w lewo a szlak wiedzie prosto w zarośla na dość wąski i stromy odcinek. W tej wypłukanej rynience było wilgotno, nawet przy zablokowanych kołach rower zsuwał się po szlaku w dół... Nie wyrobiłbym się wiec uskoczyłem z bika na bok. Niestety ucierpiał mój piankowy chwyt, troche materiału się rozerwało... Obróciłem go na kierze i jechałem dalej. Czekał na mnie ostatni podjazd na Równice. Spokojnie dojechałem sobie do polanki na Równicy. Widoki zachwycały, zjadłem ostatnie bułki jakie miałem i postanowiłem zdobyć Czantorie ścieżką rycerską. Szybki zjazd asfaltem, bez wysiłku leciałem prawie 70, byłoby szybciej ale auto przedemna hamowało... nie wiem po co na prostej drodze. Przejechałem przez mostek, przeciąłem główna droge i jechałem cały czas prosto na Poniwiec. Asfalcik spokojnie piął się wzdłuż strumyka do góry. Wybrałem ten szlak bo wydawał się najlepszy i najszybszy z dostępnych. Za hotelem zaczął się odcinek terenowy, dość stroma kamienista ścieżka biegnąca wzdłuż wyciągu i stoku narciarskiego. Momentami trzebabyło prowadzić, ciężki odcinek a troche już miałem w nogach a jeszcze wiele przedemną, nie wartobyło się tam wypruwać... Potem zrobiło się już nieco lepiej i możnabyło jechać. Dojechałem do górnej stacji wyciągu skąd roztaczał się super widok na Ustroń i Równice. Denerwowało mnie to że ścieżka rycerska była oznaczona w dół, czyli jadąc pod górę musiałem zerkać za siebie czy dobrze jade. Chociaż w sumie ciężko było się tam zgubić:) Dalej było rozwidlenie ścieżek, już wogóle nie oznaczone. Znowu ostro w góre i kawałek prowadzenia. Kilkaset metrów dalej dojechałem do czeskiego schroniska:D Kupiłem sobie Kozelka i cieszyłem się jego smakiem oraz przebytą trasą, na liczniku było już prawie 100km. Zdecydowałem się jechać na Stożek. Tyle się naczytałem na forum o zajebistości tej trasy, że musiałem ją przejechać:) Troche obawiałem się zjazdu z Czantorii, Dominik kiedyś mówił że niezły hardcor i że przeleciał przez kiere... Jednak po browarku włączył mi się tryb predatora i leciałem w dół aż miło, momentami koło 30:D Dojechałem do jakiegoś płotka, zrobiłem fotki i zjeżdzałem dalej. Myśle, że co to za trudność na tym zjeździe była... Wtedy pojawiła się ta ścianka o której była mowa, na szczęście dla mnie była dość szeroka więc mogłem wybrać sobie optymalną linie zjazdu. Targało mną tam jak starą szmatą, w jednym miejscu gdzieś w bok mnie wyrzuciło, musiałem nawrócić spowrotem na zjazd. Pod koniec ludzie się przyglądali dlatego przejechałem bezbłędnie ostatnie głazy. Potem spokojna jazda lasem w kierunku Soszowa. Najfajniejszy fragment szlaku zaczął się właśnie za Soszowem. Bardzo widokowy i przyjemny kawał ścieżki. Z Cieślara rozciągał się niesamowity widok na cały Beskid Śląski, dobrze zrobiłem, że zdecydowałem się na kontynuowanie górskiej trasy. Przed Stożkiem było super miejsce, zielone łąki, pare domków, świetny klimat. Dalej był ostry fragment podjazdu, co się dało wyjechałem, dalej trzebabyło pchać do połączenia z zielonym szlakiem. Tutaj nawierzchnia była dobra ale było stromo... Ostatkiem sił dociągnałem do szczytu. Na górze zernkąłem na mape, nie zostało mi wiele czasu dlatego zrezygnowałem ze zjazdu do końca czerwonym na Kubalokne. Myślałem że będzie cały czas przyjemnie w dół a tu jeszcze trzeba było wjechać na Kiczory. Bardzo kamieniście tam było, ale mimo to podobało mi się to miejsce, zupełnie inne od wcześniejszych szczytów. Dalej zjazd czerwonym to była ciężka jebaczka po kamieniach, niektóre były dość spore. Rowerek i moje ręce dostawały srogie baty, dobrze że RST nie wyzionął tam ducha... Potem szlak połączył się z niebieskim którym zjechałem do Wisły. Był tam jeden ciekawy moment ze zjazdem rzeczką, potem wyleciałem na płyty i na wąski asfalt. W Wiśle byłem dokładne o 16 a więc miałem 2h do pociągu do BB. Tablica mówiła że BB około 42km, już wiedziałem że nie ma bolca zdążyć, przecież jeszcze długi podjazd na salmopol... Pomyślałem że może uda się na którąś wcześniejszą stacje podjechać. Szybko kupiłem z sklepie drożdzówki i wkońcu dostałem Oshee:D Jedna zjadłem pod sklepem, drugą już podczas jazdy. Zaczął się prawdziwy wyścig z czasem. Gdybym się spóźnił na ostani pociąg albo musiałbym sobie szukać noclegu albo bym dzwonił po kogoś... Napewno nie dociągnąłbym tych 60km do domu... Finałowy podjazd tak straszni mi się dłużył... Tylko wypatrywałem znajomego skrętu na żółty szlak bo to oznaczałoby że jestem blisko szczytu. Dupsko już bolało, noga koło biodra też coś doskwierała osatnio... Kiedy wkońcu wtargałem na przełęcz była 16:12. Miałem ponad 130km, gdzieś ponad 2500 przewyższeń i jeszcze musiałem zebrać siły na ostatnie depnięcie... Gdybym nie miał cały czas w dół z pewnością bym nie zdążył. Na zjeździe rozpętałem w nogach prawdziwe piekło;) W Szczyrku na prostej wyprzedziłem samochód, przed rondem szybkie zerknięcie na mape, lece na stacje Łodygowice Górne, jeszcze jest szansa zdążyć... Dojechałem na miejsce o 16:42, pociąg planowo odjeżdza 16:39... Na szczeście opatrzność czuwała nademną, miał lekkie opóźnienie i przyjechał chwile po tym jak wbiłem się na stacje. Dawno nie czułem takiej radości:D Średnia prędkość na odcinku od Salmopolu do stacji wyniosła 38km/h dawno nie byłem tak spizgany, ale też szczęśliwy:D

Przechodze na Picaze także link do zdjęć tutaj: Fotki
Kategoria Góry



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa siety
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]