Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi mrsandman z miasteczka Libiąż. Mam przejechane 26123.08 kilometrów w tym 3074.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.29 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy mrsandman.bikestats.pl

Archiwum bloga

Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Darmowy licznik odwiedzin
licznik odwiedzin
Dane wyjazdu:
107.80 km 12.00 km teren
05:39 h 19.08 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kelly's

Żar, Jaworzyna, Magurka

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 23.04.2011 | Komentarze 0

Postanowiłem wykorzystać ostatni dzień z ładną pogodą i zrobić jakąś grubą trase:) Mikołaj i Dominik nie mogli jechać więc wybrałem się sam. Rano czekało mnie jeszcze koszenie, na szczęście kosiarka nie odpalała po zimie i mogłem z czystym sumieniem ruszać w droge:) Początek trasy tak jak ostatnio. Do Oświęcimia średnia lekko ponad 28 km/h po drodze coś mi licznik powariował bo nagle zaczął wskazywać 7 - 8 km/h... podmuchałem po nim i przeszło:) Wiał lekki wiatr od przodu ale leciało się bardzo dobrze. Do Kęt utrzymałem 28km/h, zdziwiłem się troche że po wypadku tak dobrze się będzie dymało:) Ramiona troszke czułem na początku ale się przyzwyczaiłem po jakimś czasie. Zatrzymałem się na BP, tam zjadłem kanapke i jakieś słodkości. Następnie skręciłem w lewo na Porąbke i pomyliłem droge... Zorientowałem się po jakimś kilometrze. Trzeba było odbić w prawo zaraz za skrętem a ja pojechałem prosto... W Porąbce przejechałem przez zamknięty mostek i jechałem sobie prawą stroną jeziora. Kiedy dojechałem do tego łuku z którego pojawia się piękny widok na jezioro i Żar poczułem już po co tu przyjechałem:) Na spokojnie dojechałem sobie do Międzybrodzia i zatrzymałem się na odpoczynek tam gdzie zawsze czyli przy sklepiku przed podjazdem. Prawde mówiąc nie wiedziałem jeszcze gdzie dokładnie pojade. Poprzedniego wieczora planowałem obczić nowy zielony szlak na Przełęcz Isepnicką i Niebieski do Tresnej. Drugą opcją był zjazd i zdobycie Magurki. Pomyślałem że objade obie opcje i wróce sobie pociągiem:D Zacząłem podjazd na Żar, nie planowałem jechać jakoś ostro, na spokojnie wjechać i pomyśleć co dalej. Jednak nogi tak pięknie zapodawały, podjazd wchodził jak miód;) Tam gdzie jest anomalia depnąłem i rozpędziłem się na podjeździe do 35km/h:) Robiłem uphill jak zawsze 2:2-1. Pod koniec zobaczyłem, że jakiś szosowiec za mną jedzie, jechałem dalej swoje, nie dogonił mnie;) Na szczycie porobiłem fotki, zjadłem coś na szybko i zdecydowałem się jechać w teren. Podczas podjazdu widziałem znaki zielonego szlaku przy krzacorach i bałem się że będzie słabo przejezdny. Ale i tak bym koło niego przejeźdzał gdybym się zdecydował na zjazd asfaltem więc postanowiłem zobaczyć co i jak. Okazało się że szlak jest szeroką ścieżką, prawie płaską. W paru miejscach były jakieś kałuże i kamienie ale ogólnie lajtóweczka:) Po chwili byłem już na Isepnickiej i zacząłem podjazd czerwonym szlakiem. W terenie też nieźle mi szło, obniżenie ciśnienia w oponach zwiększyło przyczepność. W pewnym momencie czerwony odbijał w lewo dość stromo a prosto wiodła szeroka ścieżka. Na początku wjechałem na tą stromizne i po około 200 metrach przypomniałem sobie że jechałem kiedyś tamtą drogą obok, wtedy kiedy się troche pogubiłem i wyjechałem na niebieskim. A właśnie tam się dzisiaj wybierałem:) Wróciłem się kawałek i jechałem prosto. Po kilkuset metrach droge zagrodziło mi obalone drzewo... Było po lewej stronie troche miejsca, pomyślałem że się zmieszcze i przejade. Nie udało się... Powtórzyła się histroria z Pilska, jednak z gorszym zakończeniem. Gałąź wbiła mi się do plecaka i go rozpruła. Wkurwiłem się, ale pomyślałem, że mama sobie z tym poradzi i zszyje jak trzeba:) Nieco dalej zobaczyłem ostry podjazd, z dala wyglądał jak ściana. Zacząłem żałować że wybrałem tą ścieżke... Targałem dość mocno ale w pewnym momencie straciłem równowage na kamieniach i musiałem podprowadzić z 15 metrów. Jak już się dało to wsiadłem i pokonałem reszte podjazdu. Dalej był lekki zjazd i wkońcu zobaczyłem znaki niebieskiego szlaku. Niebieski prowadzi granią, prawie cały czas płasko i przyjemnie. Dopiero na Jaworzyne jest kawałek w miare mocnego podjazdu. Własnie tam na rozstaju nie byłem pewien jak jechać. Znak na drzewie miał zdrapany grot strzałki który wskazywał w lewo na płaską ścieżke. Na początku tam pojechałem zobaczyć czy dalej będą jakieś znaki. Nie było... odlałem się i wróciłem do podjazdu. Znaki pojawiły się dopiero kiedy zrobiło się płasko. Po drodze był ciekawy widok na Żar i reszte beskidu. Na szczycie w sumie nic specjalnego, nawet się nie zatrzymywałem. Zaczął się zjazd, odrazu duża stromizna, łapy zaczynają boleć a obrecze parzyć:) W jednym miejscu nazbierało się tyle liści że kiedy jechałem sięgały powyżej piast:) Wprawdzie ten zjazd to niebyła Śmierć w wenecji jak ostatnio z Jawornicy jednak ostro się na nim sponiewierałem:) Wkońcu wyjechałem na jakąś polanke, patrze na drzewa a tam żółty szlak... Nic to, wyjade kawałek dalej niż chciałem. Słabe oznakowanie tam jest. W sumie do samego końca było stromo. Po drodze minąłem jakąś terenówke i jechałem sobie dalej szukając optymalnej ścieżki przejazdu. Zdaje mi się, że okoliczni bikerzy zrobili sobie tam ścieżke do downhillu:) Kilka zakrętów było fajnie wyprofilowanych:) Wkońcu wyjechałem na asfalt. Powoli sobie dojechałem do Zarzecza i na przystanku zrobiłem przerwe na jedzenie. Właśnie wtedy dopadł mnie kryzyz. Poprzednie kilometry wypompowały mnie z sił. Zjechałem sobie do głównej drogi i po paru kilometrach skręciłem do Łodygowic. Tam sklepy pozamykane a wody i żarcia już nie mam... W końcu udało się znaleźć czynny sklep, było tam kilka pijanych dziadków, wesoło przynajmniej było:) Kupiłem herbatniki ciastka i wode. Niestety nie mieli bułek, a miałem ochote na bułe z kiełbachą, jak wtedy co na Zakopane jechałem:) Słodkości już nie pomagały, musiałem zeżreć coś ciepłego... Pomyślałem że w schronisku coś zjem. Spytałem się miejscowych jak dojechać do podjazdu na Magurke, znalazłem od razu. Przed podjazdem zrobiłem sobie 20 min odpoczynku. Miałem jeszcze troche czasu do pociągu także się nie spieszyłem, tymbardziej że stacja w Wilkowicach jest bardzo blisko. W moim stanie podjazd był masakryczny. Nawet nie próbowałem walczyć, odrazu na jedynke i powoli do góry. Na szczęście asfalt był tam bardzo dobry i były odcinki z mniejszym nachyleniem. Gdyby było jak na Hrobaczej to bym chyba zszedł... Jeśli chodzi o asfalt to drode na Hrobaczą chyba nic nie dorównuje w tej okolicy. Na szczycie oczywiście ogromna radość że wkońcu schronisko. Zamówiłem jajecznice za 5zł i zeżarłem ze smakiem:) Siły wróciły natychmiast:D W między czasie zadzwoniłem do ukochanej spytać o której mam pociąg z Wilkowic. Okazało się że jedzie dopiero z Bielska... Szybko zrobiłem zdjecia uzupełniłem bidon i rura na BB:) Na zjeździe bez kręcenia leciałem 67km/h, a można było więcej:) Droga do góry trwała wieki, zjazd pare minut...;) Z Wilkowic też było z górki, szybko dojechałem do głównej drogi i na bielsko już noga zapodawała około 30km/h:) W odali było widać czarny dym nad centrum. Bałem się że dworzec się pali... Okazało się że to jakiś magazyn naprzeciwko stacji się palił. Wszędzie pełno gapiów, nie było się jak odlać... Budy z bułkami z pieczarkami były zamnkęte więc zadowoliłem się Brackim. Piwko wchodziło jak złoto! Poezja:) Po chwili zjawił się pociąg i wróciłem sobie do Libiąża:) Skoczyłem do Bona po browca, przejechałem po mieście i zajechałem do domu. Piękna trasa wyszła:D





href="">924960</a>
Kategoria Góry



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa monci
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]